Prezydent mówił bez „bulu”

0
0
0
/

Przemawiając w środę na forum Zgromadzenia Narodowego prezydent RP Bronisław Komorowski – jak wynika z medialnych relacji – uśpił nie tylko część dziennikarzy, lecz również parlamentarzystów. Nie rozumiem tylko, dlaczego, gdyż dla mnie orędzie prezydenckie było miejscami naprawdę fascynujące i mówię to bez ironii.

 

Wypowiedzi wielu rządzących Polską polityków można by uznać za dobry kabaret, gdyby nie fakt, iż ich konsekwencje bywają dla Polaków opłakane. Nic zatem dziwnego, że słuchając wynurzeń co poniektórych „rekinów” brylujących na politycznych salonach i intrygujących w sejmowych kuluarach, wcale nie ma się ochoty na śmiech, chyba że przez łzy.

 

Tak też jest i w przypadku głowy państwa polskiego, która już dawno udowodniła, że żyje w wirtualnym świecie wyobrażeń zaczerpniętych wprost z „Gazety Wyborczej”. Najlepszy dowód stanowi właśnie jego wczorajsze wystąpienie, w którym niczym komunistyczny „kacyk” plątał się w poszukiwaniach uzasadnienia dla forsowanej przez siebie ideologii.

 

Chociaż przyznam, że już jestem mocno zmęczona ciągłym wysłuchiwaniem tych samych sloganów, tych samych nierealnych wizji państwa polskiego jako ostoi siły i dobrobytu, państwa przedsiębiorczości (nota bene 40 tys. polskich przedsiębiorstw, które mogłyby działać w naszym kraju, funkcjonuje w Wielkiej Brytanii, natomiast w pozostałych krajach UE zapewne drugie tyle), tym razem retoryka prezydenta Bronisława Komorowskiego naprawdę zwróciła moją uwagę i to nie tylko błędami językowymi.

 

- A kto bezrefleksyjnie i bezdyskusyjnie po prostu tylko kontestuje wejście do strefy euro, powinien mieć odwagę i przedstawić realny pomysł na to, jak inaczej realizować integrację ze światem zachodnim – perorował prezydent, ku mojemu ogromnemu zdumieniu zapominając, że część tych, którzy mieli odwagę albo zginęła w katastrofie nad Smoleńskiem, albo padła ofiarą tragicznego „wypadku” (vide Filip Adwent), albo tzw. seryjnego samobójcy, który dopadał każdego, kto chciał się wyrwać z łap systemu.

 

Od razu pomyślałam, że mam kilka pomysłów, począwszy od renegocjacji traktatu z Unią Europejską, przywróceniu Konstytucji jako prawa rzeczywiście nadrzędnego, przez wynegocjowanie odstępstw od wielu szkodliwych dla Polski przepisów, w tym zakazu udzielania dla firm o znaczeniu strategicznym pomocy państwa, aż po ukrócenie banksterskiej działalności zachodnich banków, zniesienie uprzywilejowania zagranicznych koncernów oraz narzucenie na niektóre z nich (w szczególności na sklepy wielkopowierzchniowe) podatków dumpingowych, co pozwoliłoby na rozwój i wzrost konkurencyjności polskich handlowców.
Wiele z tych propozycji padło już w debacie politycznej nie raz, niemniej nigdy nie zostały wysłuchane, a co dopiero mówić zrealizowane. Dlaczego zatem – pomyślałam sobie – prezydent miałby wysłuchać właśnie mnie?

 

Słowotok Bronisława Komorowskiego przerwał mi jednak tę refleksję. - Powinien także przedstawić pomysł na to, jak efektywnie, na innej drodze, wzmocnić pozycję Polski, nie wchodząc do strefy euro, gdzie będą, o czym wszyscy wiemy, zapadały najważniejsze decyzje w całej Europie – przekonywał prezydent, nie zauważając z perspektywy swojego gabinetu, że strefa walutowa właśnie się rozpada. - Podpływanie zbyt blisko tonącego okrętu grozi wciągnięciem przez wir – pomyślałam, a prezydent mówił dalej. Kiedy usłyszałam słowa: „jestem zdania, że dyskusja o tym powinna odbyć się już po wyborach” wszystko zaczęło układać się w jedną całość.

 

Dla Platformy Obywatelskiej nie ma alternatywy, a ponieważ jej szefowie doskonale zdają sobie sprawę, że po pierwsze wsparcie akcesji do eurozony nie przysporzy im zwolenników, natomiast po ogłoszeniu wyników będzie można z powodzeniem kolaborować z co najmniej częścią polityków Prawa i Sprawiedliwości w celu wypracowania wspólnej zgody na ten zgubny plan pozbawienia naszego kraju jego własnej waluty – jednej z ostatnich oznak tak bardzo już ograniczonej suwerenności. Zresztą zasugerował to w swoim orędziu prezydent Komorowski, nie dodając jednak, iż tego typu kryzys w konkurencyjnej partii poważnie nadszarpnąłby nie tylko jej wizerunek.

 

Z prezydenckiego orędzia wynikało dość jasno, że o wejściu Polski do strefy euro nie będzie decydowało spełnienie formalnych kryteriów konwergencji nominalnej, ale wola polityczna, która – jak widać wyraźnie – jest bardzo silna. Słuchając Bronisława Komorowskiego nie sposób było nie odnieść wrażenia, że data tego wydarzenia już została ustalona, teraz natomiast PO musi dociągnąć do wyborów, aby później zrealizować wyznaczony dla Polski scenariusz, w czym PiS wcale nie będzie przeszkadzać i ograniczy się do tradycyjnego pohukiwania. Jaka to demokracja, skoro decyzję podejmą partie bez uszanowania głosu narodu polskiego?

 

Anna Wiejak 

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną