Mecenas Giertych ofiarą galopu historii?

0
0
0
/

Ach, jak ta historia przyspiesza! Już nie kłusuje, zwyczajem kłusowników, tylko galopuje, niczym suchoty, które, jak wiadomo, też bywają galopujące. Nic dziwnego, że za tak galopującą historią trudno nadążyć.

 

Oto ledwo zdążyłem zauważyć, że od pewnego czasu pan mecenas Roman Giertych, co to nie tylko przeszedł na jasną stronę Mocy, ale i pomyślnie odbył kwarantannę, której Salon, z obawy przed strefieniem, wymaga od nawróconych szabesgojów – że tenże pan mecenas Roman Giertych jest nie tylko intensywnie nadymany, ale nawet chyba stręczony mniej wartościowemu narodowi tubylczemu w charakterze autorytetu politycznego i moralnego – a tu nagle historia dokonała zwrotu o 180 stopni i nie wiadomo co będzie z tak pięknie zapowiadającą się karierą pana mecenas Romana Giertycha.

 

A przecież prawie już nie wychodził z telewizora i nawet resortowa „Stokrotka”, która kiedyś nie chciałaby dotknąć pana mecenasa Giertycha nawet przez papierek, teraz, bez śladu dawnej władczej arogancji, cicha i pokornego serca, spijała mu z dzióbka polityczne i moralne mądrości etapu.

 

Nieomylny był to znak, że starsi i mądrzejsi i to tacy, przed którymi zgina się każde kolano: niebieskie, ziemskie i piekielne, wyznaczyli panu mecenasu Giertychu jakąś ważną rolę do odegrania na tubylczej politycznej scenie.

 

Nawet nietrudno było domyślić się – jaką – zwłaszcza po proklamowaniu przez naszych okupantów świętej wojny z „faszyzmem”, co przypadkowo zbiegło się w czasie z utworzeniem z grona tzw. „byłych ludzi” sławnego Instytutu Myśli Państwowej, w którym obok pana mecenasa Giertycha zasiadł także wystrugany ongiś z banana przez Jarosława Kaczyńskiego były premier („yes, yes, yes!”) Kazimierz Marcinkiewicz, też zresztą przez resortową „Stokrotkę” obcmokiwany, a także do niedawna przypominający prosię tylko zewnętrznie pan Michał Kamiński, a obok Leszka Moczulskiego również człowiek o zszarpanych nerwach, czyli Stefan Niesiołowski.

 

Podejrzewam, że ten cały Instytut został utworzony na wypadek, gdyby nasi okupanci, w ramach świętej wojny z „faszyzmem”, postanowili nie tylko obciąć głowę młodemu pokoleniu mniej wartościowego narodu tubylczego, które zaczęło im szurać, ale w miejsce obcięte przyprawić swoją główkę-detaszkę – właśnie w postaci wspomnianego Instytutu.

 

I oto kiedy wydawało się, że pan mecenas Giertych, który w dodatku został był Doradcą Doskonałym przy panu ministrze Sikorskim, co to myśli, że im droższe wino, tym lepsze – więc kiedy się wydawało, że pan mecenas Giertych już wita się z gąską – nagle z redakcji „Wprost”, której od samego początku towarzyszyła fama, że jest medialną odkrywką jakiejś bezpieczniackiej watahy, wyszły na świat kolejne śmierdzące dmuchy, tym razem chyba wykonane własnoręcznie przez pana red. Nisztora, który najwyraźniej musiał zapatrzyć się w pana red. Michnika, co to ma w zwyczaju nagrywać swoich gości, a przynajmniej jednego z nich, w osobie Lwa Rywina.

 

Śmierdzący charakter tych dmuchów nie polega na tym, że pan mecenas negocjował z panem Nisztorem wysokość odstępnego za poniechanie dyffamowania pana Jana Kulczyka – bo adwokaci w ramach swego zawodu siłą rzeczy muszą stykać się z wszelkiego rodzaju szubrawcami, między innymi – z szantażystami – ale na tym, że pan mecenas Giertych natrząsał się z homoseksualistów, co w oczach Salonu jest zbrodnią porównywalną do dowcipkowania o Żydach.

 

Nieomylny to znak, że kwarantanna nie przyniosła spodziewanych rezultatów, że czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość, a nawet w sile wieku, trąci. I chociaż „Gazeta Wyborcza”, do której pan mecenas Giertych pobiegł się poskarżyć i wypłakać, niby stanęła w jego obronie, ale w taki sposób, że ta obrona w każdej chwili może zmienić się w bezlitosny atak w rodzaju „Giertych do wora, wór do jeziora!”

 

Najwyraźniej pan red. Michnik nie zdążył jeszcze skonsultować się w tej sprawie z sanhedrynem, w związku z czym na razie nie wiemy, co myślimy tym bardziej, że redakcja „Wprost” publikując nagranie akurat teraz, też mogła być inspirowana przez bezpieczniacką watahę, która z jakiegoś, sobie znanego, powodu, postanowiła wykorzystanie Instytutu Myśli Państwowej storpedować.

 

Być może zatem rekonstrukcja tubylczej sceny politycznej będzie znacznie głębsza, niż się obecnie wydaje tym bardziej, że niemiecka prasa daje do zrozumienia, iż tamtejsze służby nie tylko o nagraniach „Pod Pluskwami” wiedziały, ale nawet – że dysponują pełnym ich kompletem.

 

To drugie poważne ostrzeżenie ze strony drugiego strategicznego partnera może oznaczać, że nie tylko rekonstrukcja będzie głębsza, ale również – że nieubłaganie przybliża się realizacja scenariusza rozbiorowego.

 

No bo skoro historia zaczyna galopować, to wszystko staje się możliwe, z obdarowaniem naszego mniej wartościowego narodu tubylczego nową, jerozolimską szlachtą włącznie.

 

Stanisław Michalkiewicz

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Najnowsze

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną