Dzieciom trzeba dać co im się należy...

0
0
0
/

Swego czasu w telewizji emitowany był film z 1973 roku ,,Stawiam na Tolka Banana”. Nie miałam zamiaru oglądać filmu, ale zaintrygowała mnie pierwsza scena. Grupa nastolatków tłucze kamieniami latarnie w warszawskim parku, zaczepia siedzącą na ławce starszą kobietę. Młodzi chłopcy zachowują się skandalicznie. Obraz wydawał mi się bardzo współczesny, chociaż pokazywał rzeczywistość z przed pół wieku. Czy dzisiaj można spotkać takie sytuacje? O, tak, i to nierzadko. Tłuczenie latarń, palenie koszy na śmieci, bójki w parku, skandaliczne zachowania, skandaliczne słownictwo można spotkać nie tylko w dużych miastach. Od lat nasuwa mi się pytanie – dlaczego tak się dzieje na naszych oczach, na oczach dorosłych ludzi, a my ciągle mamy trudności z opanowaniem tych zachowań? Wielki polski pedagog, Kazimierz Lisiecki, który pracował z dziećmi ulicy w Warszawie od I wojny światowej do lat 70. XX wieku, powiedział tak: ,,Dzieciom trzeba dać to, co im się należy, a będą dobre, naprawdę dobre”. Czego brakuje dzieciom w obecnych czasach, przecież wydaje się, że mają wszystko; dostęp do szkoły, rodziców, życie w pokoju, dom, zaspokojone potrzeby materialne? Wychowankowie Kazimierza Lisieckiego ,,Dziadka” nie mieli domu, nie mieli rodziców, często byli głodni, nieszczęśliwi, musieli ciężko pracować, by zarobić na przeżycie kolejnego dnia, na zeszyt czy książkę. Sam był sierotą, przygarniętym do bursy (tak wtedy nazywano domy dla bezdomnych dzieci) i dlatego przez całe swoje życie odczuwał wewnętrzny nakaz i spłacał swój moralny dług za opiekę i wychowanie, jakie otrzymał od innych. Tworzył ogniska dla sierot, bezdomnych i sprawiających kłopoty wychowawcze dzieci. Lisiecki uważał, że w życiu nie ma nic za darmo. Jego dewizą było powiedzenie: ,,Oddaj, coś wziął”, czyli swoim zachowaniem i późniejszą pracą daj innym potrzebującym to, co ty otrzymałeś gdy sam byłeś w potrzebie. Wychował kilka pokoleń chłopców, dał im wsparcie, dom, miłość. On kochał tych chłopaków, często łobuziaków, warszawskich gazeciarzy. A oni kochali jego. Lisiecki nie żyje około 40 lat, a dawni jego wychowankowie do dzisiaj zachowują się podobnie - spłacają dług. Spotykają się co roku 4 marca, w dniu imienin ,,Dziadka”, by porozmawiać o swym Wychowawcy, o dawnych czasach, o tym, że dzięki niemu są porządnymi ludźmi, mają wyższe wykształcenie, rodziny, odnoszą sukcesy nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. Jak mówią, przyjeżdżają, bo jemu się to należy, bo należy się to dzisiejszym wychowankom ognisk, którzy dzisiaj są w potrzebie. Spłacają dług. A czego brakuje współczesnym dzieciom i młodzieży? Z moich doświadczeń pedagoga i obserwatora wynika, że dzieciom brakuje przede wszystkim obecności rodziców, ich miłości, rozmów, konsekwencji w postępowaniu dorosłych, wytyczenia granic, co im wolno, a czego nie wolno, wzorów postępowania, wychowania. Gdy dziecko jest małe, rodzice pozwalają mu prawie na wszystko, aby mieć ,,święty spokój” i czas na ulubiony serial, prace domowe, spotkania towarzyskie, odpoczynek po wielogodzinnej pracy. Dziecko chętnie korzysta z wszelkich przywilejów, z coraz droższych zabawek, markowych strojów, komputera, do kupna samochodu włącznie. Ale dziecko potrzebuje jasnych reguł postępowania w kontakcie z dorosłymi. Jeśli zabraknie reguł i konsekwencji, jego świat jest zachwiany, nie potrafi kontaktować się z rówieśnikami, wycofuje się, jest smutny, nieszczęśliwy lub staje się roszczeniowy, agresywny. Gdy przychodzi do rodziców ze swoimi kłopotami, oni nie mają czasu, zadają rutynowe pytanie: co w szkole i, nie czekając na odpowiedź przystępują do domowych zajęć, a dziecko czuje się odtrącone. W jego głowie rodzi się myśl; ich to nic nie obchodzi, nie będą mówił, co mnie spotkało, bo i tak nie słuchają, albo będą krzyczeli na mnie, nikt ze mną nie rozmawia. W szkole też nie ma czasu na rozmowy z uczniami. Są lekcje, programy, wiedza, egzaminy, setki sprawdzianów, które często niczemu nie służą. I dom, i szkoła dostarczają dzieciom wiele stresów, które niejednokrotnie przeradzają się w agresję. Stres jest wpisany w życie człowieka, ale skumulowany przeradza się w agresję. Jeśli chodzi o stres szkolny, nasila się on już w klasach najmłodszych. Powodów jest wiele, podam kilka z nich. Poważnym powodem jest brak zaspokojenia oczekiwań dziecka, jego potrzeb, czy też rozbieżność między możliwościami dziecka a aspiracjami rodziców. Zdarza się, że rodzice mają aspiracje, by dziecko w pierwszej klasie umiało czytać i pisać, ale nie zdają sobie sprawy, że dziecko w tym czasie skupione jest na rozwoju swoich emocji i komunikowania się z innymi. Na czytanie i pisanie ma jeszcze czas, może dopiero w drugiej klasie nauczyć się czytania. I to jest norma. W wychowaniu i edukacji dziecka nie może być pośpiechu. Zdarza się, że gdy dzieci we wczesnym rozwoju pominą etap ruchu, np. raczkowania, jeszcze w drugiej klasie nie nauczą się czytania, co wcale nie znaczy, że są mniej inteligentne; ruch jest bardzo ważny dla intelektualnego rozwoju dziecka. (fragment tekstu opublikowanego przez Towarzystwo ,,Przywrócić Dzieciństwo " - Koło Pilawa)

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną