UWAGA: w szpitalu we Wrocławiu chcą zabić człowieka!

0
0
0
/

17-letni Kamil Wolański trafił do szpitala we Wrocławiu kilka dni temu po wypadku samochodowym. Choć pacjentowi bije serce, lekarze powołując się na wymyśloną kilkadziesiąt lat temu przez niewielką grupę osób definicję tzw. śmierci mózgowej, stwierdzili, że chłopak nie żyje i można mu wyrwać organy. Władze szpitala chcą pacjenta odciąć od respiratora [pozbawić życia] o godz. 14.25.

 

Matka poszkodowanego nie zgadza się z diagnozą lekarzy pracujących we wrocławskim szpitalu im. T. Marciniaka. Uważa, że dopuścili się oni rażących błędów przy wydaniu protokołu o śmierci mózgu jej syna. Skontaktowała się z innymi lekarzami i przedstawiła im sytuację. Stwierdzili oni, że istnieje szansa na wyciągnięcie chłopaka ze śpiączki. Lekarze ze szpitala, w którym leży Kamil są jednak innego zdania i chcą pokroić nastolatka, pobierając jego narządy do przeszczepu.

 

ZOBACZ też: Transplantologia zabija, świat milczy!

 

Wobec zaistniałej sytuacji motto widniejące na oficjalnej stronie internetowej placówki brzmi jak zwykła ironia: MISJĄ SZPITALA JEST ZAPEWNIENIE PACJENTOM POCZUCIA BEZPIECZEŃSTWA ZWŁASZCZA W STANACH ZAGROŻENIA ŻYCIA.

 

Od rana podjęłam wiele prób skontaktowania się z osobami decyzyjnymi wrocławskiego szpitala. Sekretarka dyrektora wczesnym rankiem oznajmiła, że właśnie trwa narada ws. pacjenta i nie może w tej chwili połączyć mnie z szefem placówki. Doradziła mi zadzwonić po informacje na Oddział Anestezjologii i Intensywnej Terapii. Tak też zrobiłam. Kobieta, która odebrała telefon – jak się potem sama przyznała, wiceordynator oddziału – nie chciała mi udzielić odpowiedzi na pytanie dotyczące tego, czy to prawda, że pacjent został zakwalifikowany jako dawca organów. Wyjaśniłam jej, że po prostu chcę zweryfikować informacje, które pojawiły się w mediach. Odpowiedzi nie usłyszałam. Na moje kolejne pytanie – czy pacjent będzie wybudzany ze śpiączki? – usłyszałam agresywną odpowiedź, że „zadaję śmieszne pytania”, po czym kobieta trzasnęła słuchawką.

 

Ponowiłam kilka prób połączenia się z oddziałem, za każdym razem odbierała ta sama kobieta, za każdym razem agresywnie mnie bluzgając i sugerując, że nie jestem dziennikarką, bo przez telefon to każdy może podawać się za przedstawiciela mediów. Odpyskowała mi, że skoro chcę się czegoś dowiedzieć, to mam przyjść osobiście i udowodnić, że jestem dziennikarką. Wyjaśniłam jej, że jestem z redakcji z Warszawy i nie mam jak w tym momencie pojawić się we wrocławskim szpitalu. Każda próba połączenia i wyjaśnienia kończyła się trzaśnięciem słuchawki przez panią wiceordynator.

 

Podjęłam więc ponowne próby skontaktowania się z dyrektorem placówki. Zajęło mi to kilka kwadransów. Kilka nieudanych prób kończyło się tym, że sekretarka oznajmiała, iż nie może mnie połączyć z szefem, ponieważ ten rozmawia właśnie z dziennikarzami - jak się okazało m.in. Gazety Wyborczej. Nie odpuszczałam. Dzwoniłam co 15 minut. W końcu udało się porozmawiać z dyrektorem. Przedstawiłam się, informując, że jestem dziennikarką portalu Prawy.pl, zrzeszoną w Katolickim Stowarzyszeniu Dziennikarzy i chcę się dowiedzieć czy to prawda co podają media w związku z przeznaczeniem organów żyjącego jeszcze Kamila Wolańskiego na przeszczepy. W odpowiedzi usłyszałam ironiczne: - A ja jestem ministrem zdrowia. Dyrektor placówki agresywnym tonem dodał, że niczego mi nie powie, bo przez telefon każdy może podawać się za dziennikarza i jak chcę się czegoś dowiedzieć, to mam przyjść osobiście i się wylegitymować. Odpowiedziałam mu, że jestem z redakcji mieszczącej się w Warszawie i nie dysponuję odrzutowcem, by móc przed godziną 14.25 dotrzeć do Wrocławia i na miejscu zadać pytania dotyczące odłączenia pacjenta od respiratora. – Nic mnie to nie obchodzi – odrzekł dyrektor szpitala i się rozłączył.

 

Tymczasem bliscy Kamila nie zgadzają się z decyzją wrocławskiego szpitala. Zorganizowali wczoraj protest przed placówką, który jednak został usunięty przez policję. Znajomi chłopaka wciąż zbierają się na terenie szpitala; utworzyli też na Facebooku specjalny fanpage, na którym na bieżąco informują o przebiegu sytuacji i wyrażają solidarność z pacjentem: Wybudzimy – Kamila.

 

Agnieszka Piwar

Fot. facebook

 

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną