Pierwsza wojna światowa opisana „na gorąco”

0
0
0
/

W tym roku obchodzimy setną rocznicę wybuchu I wojny światowej. Niestety nasze media nie poświęcają zbyt wiele uwagi przypomnieniu pierwszego konfliktu militarnego o charakterze globalnym, który zapisał się w historii pod nazwą „wielkiej wojny” a większość Polaków ma raczej mglisty obraz tamtych dramatycznych wydarzeń.

 

Kilka lat temu wpadła w moje ręce książka „1914-1915. Wojna w Polsce”. Wydano ją w Ameryce jeszcze podczas trwania I wojny światowej. Autor - dr Stefan Bogusławski, będący lekarzem Czerwonego Krzyża, jako naoczny świadek relacjonuje w niej walki na ziemiach polskich.


Wybuch wojny zastał Bogusławskiego pod Kaliszem, następnie przedostał się on do Łodzi i dalej do Warszawy. W książce znalazły cię ciekawe i żywe opisy działań wojennych, fragmenty rozmów z mieszkańcami oraz żołnierzami. Poniżej zamieszczam fragmenty tej ciekawej relacji z epoki:


„Z soboty na niedzielę, w piękną księżycową noc sierpniową, siedziałem na balkonie wiejskiego dworku wraz z całą rodziną mego przyjaciela,
u którego w gościnie byłem, kiedy usłyszeliśmy naprzód dość głośny trzask śmigi i ujrzeliśmy w przestworzach, wynurzające się ponad aleją topoli włoskich, olbrzymie cygaro.
   Był to pierwszy niemiecki Zeppelin w granicach Królestwa Polskiego, kierujący się od Poznania w stronę Warszawy i rozrzucający proklamację do narodu polskiego.
   Był to pierwszy zwiastun wojny.
   Nazajutrz włościanie przynieśli do dworu sporo tych proklamacji, na łąkach okolicznych rozrzuconych, prosząc o ich odczytanie.
   Treść tych proklamacji, głosząca bardzo przyjazne uczucia względem Polaków i oswobodzenie Polski spod jarzma moskiewskiego, jakoś nie bardzo przemówiła do rozumu i serca ludu naszego, skoro na zapytanie, co o tym sądzą – odezwały się głosy: „Boć-ta Niemcom wierzyć można!”


„Pod wieczór, już blisko Sieradza, wjechaliśmy na szosę, idącą równolegle z torem kolejowym. Dziwnym było patrzeć na porzucone tu i ówdzie na torze wagony towarowe, osobowe. Przejeżdżaliśmy obok dworca kolejowego. Główne drzwi wejściowe były otwarte. Bufet z resztą towaru i cała zastawa na ladzie, zasuszone palmy na stołach – nietknięte. Na pierwszym piętrze, zapewne w mieszkaniu naczelnika stacji, firanki w oknach i doniczki z kwiatkami. Ale nigdzie ani jednej żywej duszy. Jakby wszystko nagle wymarło. Tylko wiaterek cichy z lekka kołysał jedną połowę uchylonego okna, a zachodzące słońce odbijało swą czerwień promieni w dużych szybach drzwi wejściowych.
   Tutaj byli już Prusacy, stąd ludzie już uciekli.”


„Już i gazety dalej milczeć nie mogły i przynosiły coraz smutniejsze wiadomości. Z Łodzi po raz trzeci uciekły władze i masa mieszkańców. Pociągi dochodziły już tylko do Skierniewic. Uciekinierzy z miejsc dalszych przyjeżdżali samochodami, lub końmi, płacąc wprost bajeczne sumy za przejazd. Żelazny pierścień wojsk niemieckich coraz więcej zacieśniał się w kierunku Warszawy: od Wisły począwszy od Kozienic poprzez Pilicę, w stronę Nowego Miasta i Rawy aż do Skierniewic, Łowicza, Wyszogrodu nad dolną Wisłą. Nieco luźniej było na prawym brzegu Wisły, choć również od Mławy siły niemieckie nadciągały w stronę Modlina i Nowego Dworu.”


„Znowu nad Warszawą w godzinach popołudniowych ukazał się  aeroplan niemiecki, lecz tym razem z bombami i rozrzucił kilkanaście w różnych częściach miasta, powodując śmierć i okaleczenia kilkunastu osób oraz częściowe zniszczenie niektórych domów. Prawda,
to spowodowało jeszcze więcej wzmożoną ucieczką mieszkańców Warszawy, jednak pozostali tak się jakoś dziwnie przyzwyczajali do wszystkich tych okropności wojny, że gdy już teraz niemal co dnia odwiedzały Warszawę gołębie niemieckie, ludzie co najwyżej na chwilę chronili się do bram domów, nad którymi przelatywały, by następnie wyjść i w dalszym ciągu załatwiać swe interesa.”


„Wychodzę przed chałupę i siadam na opodal leżącej kłodzie; słyszę i spostrzegam siedzących tuż obok mnie dwóch żołnierzy, w narzuconych na plecy szynelach, z rękoma na temblakach po dopiero co skończonym opatrunku, którzy czekają, by wraz z nową partią rannych udać się do jednego ze szpitali warszawskich.
   Słyszę... jeden z nich mówi:
   – Dieło driań. (Kiepska sprawa).
   – Dlaczego? – pytam.
   – Jak: dlaczego? Ja tylko co z pozycji – powiada. Widzisz, znów naszego brata Niemcy odrzucili za trzecią linię czołowych okopów...
A my się cofamy i cofamy... Byłem ja przed kilku dniami w bitwie pod Łodzią... Kilku z naszej roty zostało... Były tam boje...
   –  A cóż, czyżby Niemcy byli odważniejsi?
   – Jakie tam odważniejsi! Prawda, jest to twardy i zajadły naród, ci Niemcy, ale nie odważniejsi. Biją się inaczej. I zawsze w tym miejscu, gdzie napadają, jest ich więcej niż naszych, ot i masz odwagę... Głowa jest u Niemca, ot, co... A jak oni to robią, czort ich wie... My wiemy, że u nas żołnierzy przecież więcej... Powiadają, że na tyłach mają dużo kolei żelaznych, więc prędko przewożą żołnierzy, gdzie im potrzeba...”


„Teraz Sybiracy w pierebieżku przelatują ostrzeliwaną wciąż przestrzeń między tylnymi i czołowymi okopami, usłaną już gęsto trupami lub rannymi. Dopadają okopów czołowych... Chwila odpoczynku... wzajemny przegląd sił pozostałych... Niemieckie kulomioty trajkoczą bez przerwy... Do ataku! Z potężnym okrzykiem: Jezus, Maria, zamiast zwykłego hurra, lecą Maćki nasze już nie w „pierebieżku”, a ławą na okopy niemieckie wypędzić, psiakrew, Szwabów z rodzinnych wiosek.”


„Na przedokopowych zagrodzeniach z drutu kolczastego – skrwawione strzępy szyneli, mundurów żołnierskich, zastygłe zwłoki żołnierzy w najdziwaczniejszych pozach...
To pochyleni naprzód zawiśli na pogmatwanych drutach, trzymając jeszcze w kurczowo zaciśniętych pięściach karabiny, i tylko cienki strumyk krwi zastygłej i niewielki otworek w skroni tłumaczy dziwny ich spokój... To znowu w pozycji siedzącej, jakby o słupki, koło których drut jest obwijany, oparci, ze skrwawioną, zeszpeconą twarzą, z wybitą szczęką lub okiem – broń z rąk wypadła... To wreszcie, leżąc między drutami na ziemi, ręką wyciągniętą chwytają w swe palce, śmiercią wyprężone, drut kolczasty – czaszka rozbita, mózg obok na ziemi...”

 

Marcin Janowski

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Najnowsze

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną