Męczeństwo hrabiny Róży von Thun

0
0
0
/

Wielce Czcigodna Róża hrabina von Thun und Hohenstein, chociaż niektórzy dodają jeszcze – und Handehoch, jest posłanką do Parlamentu Europejskiego, wybraną z listy Platformy Obywatelskiej głosami jakichś 125 738 przedstawicieli mniej wartościowego narodu tubylczego – jak to często bywa w demokracji. Kto na nią głosował – tego, obawiam się, już się chyba nie dowiemy, bo głosowania są tajne – ale ktokolwiek by to nie był, nie był za mądry. To znaczy – może nawet i mądry, bo – jak zauważył Franciszek książę de La Rochefoucauld - „nikt nie jest zadowolony ze swojej fortuny, każdy – ze swego rozumu” - ale łatwowierny aż po granice safandulstwa. Rzecz w tym, że hrabina ma korzenie podwójnie arystokratyczne, że tytuł hrabiowski odziedziczyła po matce, a utrwaliła dzięki małżeństwu z hrabią. W dodatku po mieczu pochodzi ze świętej krakowskiej rodziny Woźniakowskich. Świętej – bo tworzyły ją osoby zawodowo związane z katolicyzmem, tak zwani „katolicy zawodowi”, w których w dodatku upodobał sobie szczególnie nie tylko Stwórca Wszechświata, ale również – dalekowzroczni Niemcy, którzy z sobie tylko wiadomych powodów futrowali takie rodziny rozmaitymi stypendiami i innymi gratyfikacjami, dzięki czemu nie tylko przetrwały one w cęgach reżymu, ale podczas sławnej transformacji ustrojowej jednym susem wskoczyły do pierwszego szeregu elity. Zanim jednak doszło do sławnej transformacji ustrojowej, hrabianka Róża w 1981 roku znalazła się w Niemczech, skąd wróciła w roku 1991 – w samą porę, by zdążyć na sławną transformację i zająć należne jej miejsce. Pobyt w Niemczech, gdzie pewnie z różnych kominów wygartywała, najwyraźniej musiał przekonać ją do konieczności Anschlussu Polski do Unii Europejskiej, dzięki czemu podczas referendum bardzo intensywnie i z wewnętrznym żarem przekonywała mniej wartościowy naród tubylczy do poddania Polski pod niemieckie kierownictwo polityczne, a kiedy już Polska traktat akcesyjny ratyfikowała – okazało się, że hrabina Róża została za swoją gorliwość wynagrodzona synekurą przedstawiciela Unii Europejskiej na Polskę. Oprócz tego pełniła również inne obowiązki – na przykład jako przewodnicząca Fundacji Schumana, wciągała cudze dzieci do tak zwanego „szumańskiego komsomołu”, żeby na corocznych paradach demonstrowały radość ze szczęśliwego dzieciństwa, tak samo, jak leninowski komsomoł cieszył się ze swojego. Wreszcie została Wielce Czcigodną deputowaną do Parlamentu Europejskiego, gdzie wraz z innymi szczęśliwymi odbiorcami poselskich diet, dniami i nocami przemyśliwa, jakby tu przychylić wszystkim Nieba. Gwoli prawdy musimy powiedzieć, że Parlament Europejski, jako jedyny organ UE ma wprawdzie legitymację demokratyczną, ale nie idzie to w parze z jakimś zakresem władzy. Wielce Czcigodni Deputowani mogą wygłaszać 2-minutowe gniewne przemówienia. Cóż można powiedzieć przez dwie minuty, zwłaszcza gdy część tego cennego czasu trzeba zużyć na rozmaite kurtuazyjne zwroty? „Precz! „Niech żyje!” - i jeszcze coś swoimi słowami. Wiele z tego wyniknąć nie może – oczywiście poza stanowczymi rezolucjami przeciwko trzęsieniom ziemi albo lodowcom. Za te wszystkie mozoły Wielce Czcigodni deputowani dostają i pieczone i smażone i wypić i zakąsić, słowem – żyć nie umierać! W dodatku ten cały Parlament Europejski część swego czasu spędza w Brukseli, a drugą część – w Strasburgu. W związku z czym – jak mówił sławny rosyjski dysydent Włodzimierz Bukowski – niczym „obóz cygański” pielgrzymuje to tu, to tam, ze wszystkimi ważnymi papierami, larami i penatami – bo tak ważna instytucja nie może uronić niczego nie tylko ze swego archiwum, ale i ze swego prestiżu. Wydawać by się mogło, że i pani Róża hrabina von Thun und Hohenstein, do czego niektórzy dodają jeszcze – und Handehoch – osiągnęła coś w rodzaju Królestwa Niebieskiego na Ziemi – ale na tym świecie pełnym złości nie ma niestety rzeczy doskonałych. Oto Niemcy, niczym kelner, co to w restauracji pojawia się o godzinie 23 z rachunkiem, a wtedy gasną śmiechy, cichnie gwar i każdy z biesiadników z niepokojem spogląda jeden na drugiego – tak i one domagają się odsłużenia za tamto futrowanie świętych rodzin. Ponieważ rząd Prawa i Sprawiedliwości przedsięwziął reformę sądownictwa, polegającą na usuwaniu z wymiaru sprawiedliwości agentury zainstalowanej tam jeszcze w latach 80-tych przez NRD-owską STASI, a potem – Wojskowe Służby Informacyjne i Urząd Ochrony Państwa w ramach sławnej operacji „Temida” - a trzeba nam wiedzieć, że te zależności utrzymują się w kolejnych pokoleniach wskutek tzw. dziedziczenia pozycji społecznej w ramach którego dzieci sędziów zostają sędziami podobnie jak dzieci konfidentów - konfidentami – i pragnie zainstalować w sądach swoją agenturę, zwerbowaną przez ABW już pod nowym kierownictwem – Niemcy bardzo tę reformę krytykują, ponieważ po zjednoczeniu Niemiec w październiku 1990 roku niemiecka BND przejęła wszystkie aktywa STASI, a więc i zwerbowanych sędziów. Nie chcą utracić w Polsce tych wpływów, więc za pośrednictwem niemieckich owczarków w osobach Jana Klaudiusza Junckera i Franciszka Timmermansa, przeforsowały wszczęcie przeciwko Polsce procedury, a odpowiednią atmosferę wokół tego przedsięwzięcia próbują zapewnić dzięki wykorzystaniu Wielce Czcigodnych deputowanych do PE, którzy mają wobec Niemiec takie czy inne zobowiązania. Niektórzy nazywają tych deputowanych „folksdojczami” i pozornie to tak wygląda, chociaż tak naprawdę przyczyną takiego zachowania Wielce Czcigodnych deputowanych do PE może być uczucie wdzięczności. Czy np. Wielce Czcigodny Janusz Lewandowski, nie mówiąc już o Donaldu Tusku, nie ma powodów do wdzięczności wobec Naszej Złotej Pani? Czy takich powodów nie ma pani hrabina Róża? Z pewnością ma i to niejeden, ale lud prosty we wszystkim doszukuje się niskich pobudek i podobno wysyła do pani hrabiny listy z pogróżkami i wyzwiskami, które potrafią zepsuć przyjemność z każdego kęsa kawioru i z każdego łyka szampana. Toteż nic dziwnego, że w obliczu takiego męczeństwa pani hrabina Róża pragnie schronić się za murami niezależnej prokuratury i niezawisłych sądów. Przewidział to już dawno Janusz Szpotański, pisząc w zakończeniu poematu „Caryca i zwierciadło” te prorocze słowa: „Bo nie zrozumie prosty lud nigdy potężnej duszy władcy. Dlatego musi świszczeć knut i muszą dręczyć do oprawcy. Gdy car prorocze ma widzenia, zawsze je spłyci cham i łyk. Dlatego muszą być więzienia, turma i łagier, kat i stryk”.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną