Jak antysyryjska koalicja wyhodowała potwora

0
0
0
/

Historia świata zna wiele przykładów bankructwa chybionej polityki – wynikającej z błędnych przesłanek i błędnie, w relacji do interesów, definiującej swoje cele i metody. Mało kiedy jednak jest ono tak jaskrawe jak w przypadku bankructwa polityki mocarstw zachodnich wobec Syrii. Przy okazji ujawnia ono blamaż polskich mediów głównego nurtu, które od początku syryjskiego kryzysu nie potrafiły niczego innego jak tylko powtarzać narrację zachodnich polityków i środków masowego przekazu.

 

Ubiegłotygodniowa, drastyczna egzekucja amerykańskiego dziennikarza Jamesa Foleya porwanego jeszcze w listopadzie 2012 r. poruszyła zachodnią opinię publiczną. Foley, jak wiele innych ofiar organizacji „Państwo Islamskie”, został dekapitowany. Jego oprawca tuż przed popełnieniem zbrodni oświadczył, że jest to kara za „agresję przeciw Islamskiemu Państwu”, które zostało „zaakceptowane przez wielką liczbę muzułmanów na świecie” przy czym wymienił w tym kontekście niedawne bombardowanie pozycji takwirystów w Iraku przez amerykańskie samoloty. Bojówkarz w nagraniu grozi prezydentowi Obamie „przelewem krwi” Amerykanów [ https://www.youtube.com/watch?v=vsrlgUqD70E ] Terroryści umieścili nagranie na portalu youtube tytułując je jako „Wiadomość dla Ameryki”. Zagrozili też egzekucją kolejnego amerykańskiego dziennikarza, Stevena Sotloffa, który zaginął w Syrii w lipcu 2013 r., jeśli lotnictwo USA nie zaprzestanie ataków. Ocenia się, że w ich rękach może znajdować się około dwudziestu zachodnich dziennikarzy.

 

Co ważne brytyjskie służby specjalne już potwierdziły, że kat Foleya mówił z brytyjskim akcentem, identyfikowanym nawet jako wschodnio-londyński. „Sunday Times” twierdzi, że wytypowały już one głównego podejrzanego, którym ma być Abdel-Madżid Abdel Bary. Ten wychowany w Londynie 23-latek, syn Egipcjanina, opuścił stosunkowo zamożną rodzinę mniej więcej rok temu. W ostatnich tygodniach na Twitterze zamieścił zdjęcie uciętych głów, zrobione gdzieś w okolicach syryjskiego miasta Ar-Rakka. Jego ojciec w 2012 r. został deportowany z Wielkiej Brytanii do Stanów Zjednoczonych – tamtejsze organa ścigania podejrzewają go bowiem o związki z Osamą Ibn Ladenem i zamachami na amerykańskie ambasady we wschodniej Afryce w 1998 r.

 

Co jeszcze ciekawsze Abdel Bary próbował swoich sił jako raper. Pod pseudonimem L Jinny powoływał się między innymi na „dumę i honor ojca” deklarując, ze mógłby zabić „jednego glinę lub dwóch” [ https://www.youtube.com/watch?v=T94OXemNDcc ]

 

Zuchwała, w swej demonstracyjności zbrodnia, natychmiast wywołała reakcję zachodnich elit politycznych. Nawiasem pisząc stanowi to aż nadto jaskrawy pokaz ich cynizmu. Nie przeszkadzało im bowiem gdy takwiryści z „Państwa Islamskiego” przez ponad rok mordowali, torturowali i gnębili setki tysięcy chrześcijan, alawitów, szyistów, druzów, jazydów i umiarkowanych sunnitów w Syrii a od czerwca tego roku na szerszą skalę także w Iraku. Konieczność odpowiedzi wzbudził dopiero mord na znanym amerykańskim dziennikarzu. Trzeba było spojrzeć w oczy potwora, dla którego wyhodowania USA i ich sprzymierzeńcy zrobili tak wiele.

 

Gorsi niż Al-Kaida

 

Barack Obama perorował w środę o „Państwie Islamskim” jako o „raku, który trzeba wyciąć” bo „nie ma dla niego miejsca w XXI wieku”. Wzywał „rządy i narody Bliskiego Wschodu” do „wspólnego wysiłku aby zapobiec jego rozprzestrzenianiu”. Amerykański prezydent nie mówił o szczegółach nowego amerykańskiego zaangażowania, lecz wkrótce po jego wystąpieniu Pentagon poinformował o czternastu uderzeniach lotniczych na pozycje takwirystów w  Iraku.

 

Dzień później na wspólnej konferencji prasowej wystąpili sekretarz obrony Chuck Hagel oraz dowódca Połączonych Sztabów generał Martin Dempsey. Ten ostatni zadeklarował, że ostatnie naloty na pozycje „Państwa Islamskiego” są tylko „niewielka częścią” kampanii Waszyngtonu przeciw tej organizacji, który według generała chce wykorzystać „wszystkie narzędzia siły państwowej: dyplomatyczne, ekonomiczne, informacyjne, militarne”. Hagel uderzał w alarmistyczne tony nazywając „Państwo Islamskie” „czymś więcej niż organizacją terrorystyczną”. Dempsey odniósł się także do kontekstu syryjskiego mówiąc: „czy mogą być pokonani [bojownicy „Państwa Islamskiego”] bez mierzenia w część z nich stacjonujących w Syrii? Odpowiedź brzmi nie. Trzeba mierzyć w obie strony nieistniejącej granicy”.

 

O tym jak nagła jest zmiana amerykańskich czynników miarodajnych niech świadczy sytuacja sprzed zaledwie kilkunastu dni a konkretnie dyskusja na Twitterze jaka wywiązała się między oficjalnym profilem amerykańskiego Departamentu Stanu a znaną blogerką syryjskiego pochodzenia Maram Susli, znaną szerzej pod pseudonimem Mimi Al-Laham a także „Syrian Girl” i „Partisan Girl”. Mieszkająca w Australii Susli od wielu miesięcy prowadzi w internecie oraz mediach, przez które jest zapraszana, kampanię demaskowania zagranicznej inspiracji konfliktu w Syrii. W odpowiedzi na kolejne jej rewelacje 29 lipca amerykański urzędnik bagatelizował na Twitterze zagrożenie ze strony „Państwa Islamskiego”, nazywał jego działania „amatorszczyzną” w porównaniu do „machiny śmierci” stworzonej przez państwo syryjskie. Po trzech tygodniach amerykańska narracja jest już całkowicie inna.

 

Zmieniła się także na Tamizą. Były szef sztabu generalnego brytyjskiej armii a także doradca premiera Davida Camerona do spraw bezpieczeństwa generał Richard Dannat już z całkowicie otwartym krytycyzmem podsumował dotychczasowe skutki polityki Zachodu wobec Syryjskiej Republiki Arabskiej. W czwartkowym wywiadzie dla radia BBC mówił: „Nie da się rozwiązać tylko połowy problemu. Ale powstaje pytanie – co poczniemy z Asadem. Moim zdaniem, czy to oficjalnie, czy po cichu, trzeba z nim zacząć rozmawiać”. Mało tego, brytyjski wojskowy dopuścił nawet, że prezydent Al-Asad „lepiej rozumiał naturę konfliktu w Syrii”. Wypowiedzi te są o tyle znaczące, że rok temu brytyjski premier Cameron wraz z prezydentem Francji byli tymi, którzy popychali Biały Dom do ataku na Syrię, choć ten pierwszy poległ ze swoimi agresywnymi planami już w londyńskiej Izbie Gmin.

 

Według brytyjskiego dziennika „Independent” pewien rodzaj kooperacji z Syryjczykami państwa zachodnie nawiązały już za pośrednictwem niemieckiej spec-służby BND. Niemcy mieli przekazywać im informacje wywiadowcze zebrane przez służby syryjskie, pomagające określić umiejscowienie sztabów „Państwa Islamskiego” i jego dowódców.

 

Warto przy tym dodać, że także inne frakcje tak zwanej rebelii, bezpośrednio przez kraje USA, Francję, Wielką Brytanię, Arabię Saudyjską, Turcję, Katar, a okresowo także Egipt pod władzą Bractwa Muzułmańskiego i Libię, mają radykalny charakter i w przeszłości dokonywały ewidentnych zbrodni wojennych. Szczególnie głośna stało się zdarzenie kiedy to komendant oddziału powiązanego z tak zwaną „Wolną Armią Syrii” Abdul Samad Issa, sfilmował egzekucję schwytanych żołnierzy armii syryjskiej. O dowódcy tym wiadomo, że otrzymywał za pośrednictwem sztabu WAS amerykańską broń, co ujawnił francuski „Le Point”. Nagranie egzekucji upublicznił „New York Times” na początku września 2013 r. właśnie w czasie gdy Pentagon szykował plany uderzenia na Syrii dla wsparcia właśnie takich „bojowników o demokrację” jak Issa. [ https://www.youtube.com/watch?v=7bx4Gmp8tm8 ].

 

To tylko jeden z wielu przypadków, który nabrał rozgłosu właśnie przez kontekst czasu w którym został ujawniony. Warto przypomnieć, że jeszcze wiosną zeszłego roku komendanci „Wolnej Armii Syrii” uważali ówczesne „Islamskie Państwo Iraku i Lewantu” za część swoich szeregów [ https://www.youtube.com/watch?v=piN_MNSis1E&feature=youtu.be ] i kooperowali z jej bojownikami.

 

Polak mądry po szkodzie

 

Również w Polsce ostatni piątek obfitował w mediach głównego nurtu w głosy o wcześniej niespotykanej wymowie. Dziennik „Rzeczpospolita” zasygnalizował tę przemianę już samym tytułem artykułu „Pentagon grozi, a reżim Asada realnie walczy z Państwem Islamskim”. Jego autor Piotr Woźniak podkreślał, że syryjska armia wydała ekstremistom „ciężkie boje” i tylko od 14 sierpnia przeprowadziła na ich pozycje już 26 nalotów eliminując co najmniej trzystu bojówkarzy. Woźniak zaznaczył, że miesiącami zachodnie mocarstwa bagatelizowały zagrożenie ze strony „Państwa Islamskiego” gdyż były usatysfakcjonowane z faktu, że zwalcza ono siły wierne prezydentowi Al-Asadowi, przeciw któremu przecież przedsięwzięły trwającą czwarty rok wojnę pośredników.

 

Generał Waldemar Skrzypczak na antenie TVN wprost stwierdził, że to „zachód urodził ekstremistów gorszych od Al-Kaidy […] Ci islamiści wywodzą się z rebeliantów, którzy walczą z Asadem w Syrii. A kto wspierał tych rebeliantów? Amerykanie ich szkolili i wyposażyli w broń”. Generał dokonał ogólnej krytyki agresywnej polityki amerykańskiej w regionie bliskowschodnim. Zaznaczył przy tym, że umacnianie się „Państwa Islamskiego” stanowi bezpośrednie zagrożenie dla państw europejskich, gdyż w jego szeregach walczą ochotnicy – obywatele tych państw – wywodzący się najczęściej ze społeczności muzułmańskich imigrantów. Kiedyś mogą wrócić. Dodajmy, że nawet według Prokuratora Generalnego USA w Syrii przeciw władzom tego państwa walczy około 7 tysięcy obcokrajowców. Wobec informacji przekazywanych, skądinąd oszczędnie, przez różne zachodnie agencje wywiadowcze co najmniej od schyłku 2012 roku, szacunki te można określić jako nadmiernie optymistyczne i dopuścić liczbę co najmniej kilkunastu tysięcy zagranicznych bojówkarzy w Syrii.

 

W piątkowym wydaniu „Gazety Polskiej Codziennie” Jakub Jałowiczor obszernie cytuje niemieckiego ministra współpracy gospodarczej i rozwoju , który oskarżył Katar o wspieranie „Państwa Islamskiego”. Ten arabski emirat dosłużył się nawet na łamach „GPC” określenia „reżim”, powszechnie już używanego w mediach popularnych w charakterze pejoratywnym. Jak do tej pory „reżimem” dla tego dziennika, najbardziej gorliwie reprodukującego w Polsce narrację amerykańskich neokonserwatystów, były jedynie struktury Syryjskiej Republiki Arabskiej. We wrześniu zeszłego roku po ataku gazowym na przedmieściach Damaszku, w przypadku którego wiele poszlak wskazuje na prowokację „rebeliantów”, to właśnie „Gazeta Polska” była medium najgłośniej zachęcającym do agresji USA i ich aliantów przeciw Syrii. Na jej łamach Witold Waszczykowski, typowany jako przyszły minister spraw wewnętrznych w rządzie PiS, wzywał nawet do polskiego zaangażowania w tę agresję.

 

Z jednej strony cieszy, że polscy komentatorzy wreszcie zaczynają przedstawiać sytuację w Syrii taką jaką ona rzeczywiście jest. Z drugiej, nie sposób pozbyć się nieprzyjemnego poczucia, że ich nagła przemiana jest jedynie wiernym naśladownictwem, powtarzaniem tego co mówi się i pisze na Zachodzie, kolejnym przykładem zewnątrz-sterowności polskich elit opiniotwórczych.

 

Konflikt syryjski analizuję od kilkunastu miesięcy. Postawa redaktorów naczelnych prawy.pl od początku pozwalała mi obszernie relacjonować, odwołując się do szerokiej bazy faktów, to co rzeczywiście przeżywa naród syryjski. Pisaliśmy o tym, że syryjski konflikt to tak naprawdę typowa proxy war wydana przez mocarstwa zachodnie i ich bliskowschodnich sojuszników państwu, które rozpatrywały one jako sojusznika Iranu i zawadę dla swoich interesów [ http://prawy.pl/z-zagranicy2/3357-zaplanowana-rebelia ]. Analizowaliśmy rolę poszczególnych graczy i to jak ich polityczne plany wpływały na sytuację w Syrii [ http://www.prawy.pl/prawy.pl/z-zagranicy2/4125-nieprzyjaciele-syrii ]. Śledziliśmy rozwój Islamskiego Państwa Iraku i Lewantu, którego iraccy założyciele znaleźli dogodną przestrzeń życiową, a początkowo i wsparcie, w warunkach animowanej przez zagranicznych sponsorów rebelii [ http://www.prawy.pl/z-zagranicy2/3488-konflikt-w-szeregach-rebelii ]. Kwestionowaliśmy zachodnią wersję ataku gazowego na przedmieściach Damaszku w sierpniu zeszłego roku a także przyglądaliśmy się porażce planów zachodniej interwencji dla której miał być on pretekstem [ http://www.prawy.pl/z-zagranicy2/3744-syria-zacina-sie-machina-zbrojnej-interwencji ]. Ostrzegaliśmy przed rzeką zagranicznych ekstremistów płynących do Syrii, także z Europy [ http://www.prawy.pl/z-kraju/5567-coraz-wiecej-ekstremistow-z-europy-w-syrii ]. Opisywaliśmy nie tylko działania militarne ale także polityczny proces zainicjowany przez syryjskie władze, mający na celu konsolidację państwa i społeczeństwa [ http://www.prawy.pl/z-zagranicy2/6426-nowy-etap-konfliktu-w-syrii ]. Po ponad roku media głównego nurtu nagle odkrywają to, o czym prawy.pl informuje od ponad roku.

 

Bitwa o lotnisko

 

W istocie, wobec faktycznej roli zachodu a także daleko posuniętego osłabienia struktur politycznych i militarnych Iraku, dziś to władze Syrii i Syryjska Armia Arabska są głównym przeciwnikiem i tamą dla ekspansji i dalszego wzmocnienia samozwańczego kalifatu ekstremistów. Według telewizji Al-Madżadin „Państwo Islamskie” ma w Syrii pod bronią około 50 tys. bojówkarzy i jest w stanie wypłacać cudzoziemcom w swoich szeregach wysoki żołd.

 

Agencja SANA donosi o dekapitacjach, ukrzyżowaniach a także ukamienowaniu jednej kobiety. W sobotę bojówkarze schwytali niedaleko Dajr az-Zaur szejka Khalila Dżaadana Al-Hafila – lidera plemienia Al-Akidat i byłego parlamentarzystę, jednak według informacji przekazanych przez lokalnych mieszkańców, wczoraj odzyskał on wolność. Ukazuje to niemniej stosunek bojówkarzy do zastanych struktur społecznych. Według Alego Mamuri, piszącego dla portalu Al-Monitor, tylko w ciągu ostatnich trzech tygodni ekstremiści zabili w prowincji Dajr az-Zaur co najmniej 700 ludzi, przeważnie cywilów, w ogromnej większości sunnitów.

 

14 sierpnia syryjskie Siły Powietrzne rozpoczęły wspomnianą kampanię nalotów, która objęła prowincja Rakka, Dajr az-Zaur, Aleppo i Hasaka.  Przyniosła nie tylko efekt ilościowy, udało się także wyeliminować kilku komendantów „Państwa Islamskiego”.

 

Od 20 sierpnia syryjscy żołnierze bronili niezwykle ważnego lotniska w Tabaqa. Tego dnia wyeliminowali oni aż 200 ekstremistów. Takwiryści kilkukrotnie ponawiali ataki, przy czym chętnie wykorzystywali samochody wypełnione materiałami wybuchowymi prowadzone przez samobójców. Twierdzą oni, że zestrzelili jeden z syryjskich samolotów bojowych. Kolejne duże natarcie miało miejsce w sobotę, zostało odparte, miało zginąć około 70 bojówkarzy „Państwa Islamskiego”. Tego dnia jako wsparcie dla ekstremistów miał przybyć oddział znanych z bezwzględności bojówkarzy z Kaukazu.

 

Według informacji z wczorajszego wieczoru takwiryści wskutek masowego natarcia zdobyli bazę Tabaqa. Żołnierze Syryjskiej Armii Arabskiej mieli wyeliminować 346 napastników i przy stratach własnych 170 zabitych przedrzeć się z okrążonej bazy.  Informacje takie podało wrogie prezydentowi Al-Asadowi Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka z Londynu. Jego dyrektor Rami Abdel Rahman mówił o wiadomościach, że ekstremiści prowadząc finalny atak demonstrowali głowy ucięte żołnierzom zabitym lub pojmanym we wcześniejszych starciach. Wieści te potwierdziła także syryjska telewizja państwowa, która przekazała komunikat o „wdrożeniu operacji przegrupowania i ewakuacji bazy”.

 

Oznacza to faktyczne przejęcie przez ekstremistów prowincji Rakka. Poczynili oni także postępy w północnej części prowincji Aleppo, gdzie mieli wyprzeć bojówkarzy Islamskiego Frontu i Dżabhat Al-Nusra z kolejnych obszarów przy tureckiej granicy w okolicach Akhatari, Dabiq, Dodijan – jak relacjonowała w czwartek libańska gazeta „As-Safir”. Jednocześnie jednak, pod naciskiem syryjskiej armii, bojówkarze „Państwa Islamskiego” wycofali się w ciągu ostatnich dni z pozycji jakie zajmowali w prowincji Homs. W okolicy miasta Dżarubia z ekstremistami ścierały się kurdyjskie Ludowe Oddziały Samoobrony (YPG).

 

Siły rządowe nie zaprzestały walki z innymi ugrupowaniami zbrojnymi na obszarach wokół Damaszku oraz w południowych prowincjach Dara i Kunajtira, gdzie odniosła szereg sukcesów. W jednej tylko zasadzce pod Darą żołnierze wyeliminowali wczoraj 32 bojowników. Według informacji agencji SANA w czasie tych walk w zamian za amnestię siłom rządowym poddało się kilkuset bojowników.

 

Co zrobi Waszyngton?

 

Zmiana narracji amerykańskich i szerzej zachodnich polityków za którymi starają się nadążyć media zapowiada dwie możliwości rozwoju sytuacji. Dotychczasowa antysyryjska koalicja, a właściwie jej zachodni uczestnicy, na jakiś czas zaprzestaną w znaczący sposób wspierać swoich protegowanych przeciw prezydentowi Al-Asadowi, wchodząc z nim nawet w kooperację wywiadowczą dla rozbijania kluczowych ogniw terrorystycznego kalifatu. W tym przypadku Stany Zjednoczone i ich sojusznicy podejmą umiarkowane działania militarne takie jak naloty czy działania nielicznych ugrupowań komandosów przeciw „Państwu Islamskiemu”.

 

Może być jednak tak, że zachodni politycy będą dokonywać kolejnych cudów ekwilibrystyki logicznej by szok wywołany wzrostem zagrożenia ze strony „Państwa Islamskiego” wykorzystać dla mobilizacji poparcia opinii publicznej swoich krajów dla takiej formy interwencji, która zachowałaby na celowników pierwotną przesłankę ich działań w Syrii czyli „zmianę reżimu”. Oznaczałoby to dalszą destabilizację rozlewającą się na kolejne państwa regionu (najbardziej zagrożony Liban i Jordania) a co za tym idzie jeszcze większy rozlew krwi a tym poszerzanie przestrzeni życiowej dla terrorystycznego kalifatu, który wykiełkował właśnie w takich realiach chaosu wytworzonego przez proxy war w Syrii.        
                                                                                

Karol Kaźmierczak

fot. syryjscy rebeliancji, wikipedia.org

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

 

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną