Wychodzony pomnik

0
0
0
/

Zakończyły się ośmioletnie miesięcznice na Krakowskim Przedmieściu. Przez tyle lat, niezależnie od pogody, zimna, deszczu ludzie po zakończeniu Mszy św. maszerowali pod Pałac Prezydencki, aby tam zakończyć uroczystości modlitwą i przemówieniem Jarosława Kaczyńskiego. Składali w ten sposób hołd ofiarom katastrofy samolotowej, w której zginęło 96 osób, z prezydentem na czele, z generalicją, politykami wszystkich opcji, z duchownymi, ludźmi kultury. Gdy 10 kwietnia 2010 roku wydarzyła się największa tragedia narodowa po II wojnie światowej, przez chwilę była nadzieja, że żałoba zjednoczy zwaśnione strony. Ludzie byli wstrząśnięci. Przed Pałacem Prezydenckim gromadziły się olbrzymie tłumy – składano kwiaty, zapalano znicze i modlono się w intencji zmarłych. Aby oddać hołd zmarłej parze prezydenckiej ustawiały się długie kolejki. By wejść do Pałacu i pokłonić się przed trumnami, trzeba było czekać kilka godzin. Tak było przez pierwsze cztery dni po katastrofie. Awantura rozpoczęła się od listu Andrzeja Wajdy, który protestował przeciwko pochówkowi pary prezydenckiej na Wawelu. Od tego czasu zaczęły rozgrywać się żenujące sceny: Na Krakowskim Przedmieściu i pod Wawelem. Z całą mocą ruszył przemysł pogardy. Pod Pałacem Prezydenckim rozgrywały się diabelskie happeningi w odpowiedzi na postawienie w tym miejscu krzyża przez grupę harcerzy. Lżono i poniewierano ludzi, którzy się tam modlili. Z puszek po piwie zrobiono krzyż, na krzyżu zawieszano misia, wszystko przy orgiastycznych wrzaskach gawiedzi i przy milczącej aprobacie władz Warszawy. Wtedy powstał pomysł milczących marszy organizowanych w każdą miesięcznicę tragedii – w obronie czci zmarłych, w obronie krzyża. Powstał projekt budowy pomnika poległym, który miał stanąć przed Pałacem Prezydenckim. Kilkuletnie veto prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz – Waltz skutecznie blokowało ten pomysł. Krakowskie Przedmieście jest architektonicznie terenem zamkniętym – tłumaczyła uparcie – Konserwator zabytków nie wyrazi na to zgody. W międzyczasie wybudowano blisko Placu Zamkowego obrzydliwy biurowiec, który ma się do starej architektury, jak pięść do oka. Nie przeszedł również pomnik światła, zaakceptowany przez rodziny ofiar, który miał powstać przed Pałacem. Próbowano ustalić inną lokalizację, godną takiego przedsięwzięcia. Władze miasta zaproponowały lokalizację na tyłach budynku biurowca, przy zajezdni autobusowej. Sytuacja wydawała się być bez wyjścia. Tylko dzięki fortelowi udało się dopiero w tym roku sfinalizować sprawę. Determinacja ludzi, którzy nie pozwolili zapomnieć o potrzebie upamiętnienia ofiar, doprowadziła w końcu do powstania tego pomnika, wychodzonego w marsach przez ludzi. Strona przeciwna robiła wszystko, aby przeszkodzić marszom pamięci. Awanturnicy z KOD i Obywatele RP próbowali zakłócać uroczystości i blokować marsze. Bariery stawiane na Krakowskim rozwiązały ten problem. Aż wstyd pomyśleć, o co ta cała awantura. Chciano upamiętnić ofiary katastrofy smoleńskiej. To nie była wycieczka krajoznawcza. Oni pojechali, aby oddać hołd pomordowanym oficerom polskim w 1940 roku w Katyniu. Zginęli na służbie, służbie Polsce. Opozycja w ślepym ataku nienawiści nie mogła, a właściwie nie chciała tego zrozumieć. Nie czas i miejsce na wspominanie wszystkich pijarowskich zagrań z ich strony, obrzydliwych wrzutek szkalujących dobre imię zmarłych. Przez tyle lat ofiary katastrofy smoleńskiej doczekały się swoich pomników za granicami Polski. W ubiegły piątek odsłonięto kolejny pomnik w Budapeszcie. Tylko Warszawa stawiała bezsensowny opór. W końcu powstał i umieszczono go na najważniejszym pl. Piłsudskiego. Tam gdzie jest Grób Nieznanego Żołnierza, gdzie stoi krzyż papieski, w miejscu gdzie padły pamiętne słowa św. Jana Pawła podczas pierwszej pielgrzymki do Polski. Duch Święty zstąpił i odnowił oblicze tej ziemi. Pl. Piłsudskiego to godne miejsce dla upamiętnienia dziewięćdziesięciu sześciu poległych na lotnisku smoleńskim. Idea pomnika rodziła się w bólach ostracyzmu. Na ogłoszony konkurs zgłosili się nieliczni artyści. Zwyciężył znany rzeźbiarz Jerzy Kalina. Stworzył monument przypominający trap samolotu ze schodami prowadzącymi do Nieba. Na nim wyryte zostały nazwiska ofiar, ułożone alfabetycznie, bez wyszczególnienia zajmowanych funkcji. Wczorajsza uroczystość miała bardzo podniosły charakter. Zarówno z ust prezesa Jarosława Kaczyńskiego jak i prezydenta Andrzeja Dudy padły słowa o nadziei na pojednanie, które ten pomnik z sobą niesie. „Ten pomnik nie jest przeciwko nikomu. My chcemy jedności Polski. Chcemy silnej Polski” – mówił Jarosław Kaczyński. „Ten pomnik jest wspólny i wierzę, że będzie nas jednoczył” – to słowa prezydenta. Na razie nie ma o tym mowy. Totalna opozycja zbojkotowała uroczystość, a Nowoczesna wysuwa postulaty przeniesienia pomnika lub zburzenia go, tłumacząc… nielegalnością postawienia go na pL. Piłsudskiego. Mateusz Kijowski głosi nawet tezę nielegalności pomnika, który obraża ofiary katastrofy smoleńskiej. Nie warto nawet komentować pomruków kontrmanifestacji, której przewodziła znana reżyser Agnieszka Holland.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną