Narody i Bóg

0
0
0
/

Spory o łączenie ideologii narodowej z katolickim uniwersalizmem trwają od bez mała dwustu lat. Obrońcy polityki tworzenia państw ponad narodowych często powołują się na to, iż religia katolicka nie umożliwia istnienia narodów. W ich oczach jest to przeżytek. Znajomość nauki Kościoła i Biblii obala ich tezy.


Aby móc prawidłowo opisać korelację między nacjonalizmem/ideami narodowymi a katolicyzmem, należy na samym początku zdefiniować, co mamy na myśli mówiąc: naród, nacjonalizm i katolicyzm. Jest to konieczne do dalszej analizy. Jak podaje nam Encyklopedia PWN: „naród“ jest to „zbiorowość ludzi wyróżniająca się wspólną świadomością narodową, czyli poczuciem przynależności do wspólnoty definiowanej aktualnie jako naród.“

 

Encyklopedia jasno zaznacza, iż w pojęciu „narodu“ chodzi głównie o utożsamianie się z daną historią, moralnością, etyką, a także wzorcami, które wypływają ze wspólnych korzeni ludzi zamieszkujących dany obszar. Zatrzymajmy się na chwilę na tak rozumianej definicji. Obserwując otaczające nas nastroje społeczne zauważamy, iż narody wciąż istnieją, nawet pomimo bardzo mocno działającej polityki tworzenia państw ponad narodowych. Ludzie wciąż utożsamiają siebie z danym narodem, posługują się językiem narodu, walczą o swoje prawa i interesy narodowe (nawet w obrębie UE). Nie ma tu mowy o jakimkolwiek minięciu „epoki narodów“. To bzdura lewicowych utopistów, w którą wierzą jedynie ludzie nie potrafiący analizować rzeczywistości. W przypadku nacjonalizmu mamy do czynienia z trochę innym podejściem do kwestii własnej tożsamości.

 

Encyklopedia PWN podaje, iż „nacjonalizm [łac. natio ‘naród’]“ jest to „przekonanie, że naród jest najważniejszą formą uspołecznienia, a tożsamość narodowa najważniejszym składnikiem tożsamości jednostki, połączone z nakazem przedkładania solidarności narodowej nad wszelkie inne związki i zobowiązania oraz wszystkiego, co narodowe, nad to, co cudzoziemskie lub kosmopolityczne; ideologia polityczna, wg której podstawowym zadaniem państwa jest obrona interesów narodowych, a jego zasięg terytorialny winien odpowiadać obszarom zamieszkanym przez dany naród.“ Ustaliliśmy powyżej, iż narody wciąż istnieją.

 

Ludzie wciąż identyfikują się z ideami i historią danego narodu - doskonałym tego przykładem jest wysoka frekwencja przed telewizorami, gdy grają mecz reprezentanci danych narodów. Jest to fakt, z którego wynika kolejny: skoro większość ludzi na planecie utożsamia się z danym narodem, to czy logicznym nie jest, iż właśnie interes narodowy winien być najważniejszy dla jednostki? Krytycy idei nacjonalizmu bardzo często podnoszą argument o rzekomym braku serca i egoizmie narodowym, który stał mieć na podwalinach tragedii II Wojny Światowej. Problem z tego typu argumentacją jest taki, że nie uwzględnia ona mnogości i odmian nacjonalizmu.

 

Nie ma jednej idei narodowej, jest za to cały zbiór różnych - często skrajnie sobie przeciwnych - poglądów. Mamy więc pogan-nacjonalistów z Niklota, mamy narodowych socjalistów (nazistów), narodowych liberałów, narodowych ekologów, a także nacjonalistów katolickich - i wielu, wielu więcej. W każdej z tych idei istnieją różne podejścia i formuły definiowania „interesu narodowego“. Ja rozwinę w tym tekście jedynie ideę nacjonalizmu katolickiego, zestawiając go do nazizmu (narodowego socjalizmu).

 

Różnią się one nie tylko podejściem do Kościoła i Boga (naziści byli poganami, którzy szybciej łykali ideę delagardyzmu - więcej o tym w innej mojej publikacji TUTAJ, ale i rozwiązaniami społecznymi. Podstawową różnicą - poza, oczywiście, odrzuceniem Katolickiej Nauki Społecznej przez nazistów - jest formuła „interesu narodowego“. U nazistów interes narodowy stał wyżej, niż interes jednostki, a nawet całych grup społecznych. W imię obrony pokrętnie rozumianego interesu narodowego dopuszczono się eksterminacji, a także podboju narodów ościennych. Tak powstała odmiana nacjonalizmu, zwana „szowinizmem“ (nacjonalizm małonarodowy, etniczny). W Polsce ten ruch nie miał zbyt wielu popleczników, gdyż większość nacjonalistów była za innymi rozwiązaniami: budową Katolickiego Państwa Narodu Polskiego, tworzenia się w sposób pokojowy Międzymorza, obrona interesów narodowych w okresie pokoju bez użycia siły.

 

Wielu polskich narodowców w tamtym czasie ostro krytykowało nazistów za rasizm i łamanie praw Dekalogu (na długo przed wybuchem samej wojny i dowiedzenia się o obozach zagłady). Zaliczyć możemy do nich choćby Wojciecha Wasiutyńskiego, Romana Dmowskiego (ojca idei narodowej w Polsce okresu II RP), czy Jana Mosdorfa. Tekst nie byłby prawdziwy, gdybym przemilczał fakt, iż istotnie istniał wtedy negatywny stosunek do Żydów - w Polsce jednak nigdy nie było eskalacji przemocy, obozów zagłady (założonych przez Polaków) czy nazywania Żydów „nie ludźmi“. Tak chcą nam wmówić lewicowi celebryci i publicyści-ignoranci, lecz jest to nieprawdą.

 

Czemu nie można znaleźć na tych stronach informacji o żydowskiej organizacji, Betar, która współpracowała tak z J.Piłsudskim, jak i przedwojennym ONRem? Zapewne dlatego, iż musieliby przyznać, że podczas Powstania w Gettcie Warszawskim to właśnie Betarczycy zawieszali polskie flagi obok żydowskich, solidaryzując się z nami w walce o wolną od rasizmu i okupacji Polskę. Jest to jednak temat na całkiem odrębny i równie obszerny tekst, więc go nie rozwinę tutaj.

 

Podsumujmy, co wiemy z podanych definicji i obserwowanego świata: narody wciąż istnieją, bo istnieją ludzie, którzy się z nimi identyfikują; nacjonalizmów jest kilka, a nie jeden; nacjonalizm uwzględnia interes narodowy i tożsamość danego narodu, jako najważniejsze w sferze materialnej; nacjonalizm w Polsce przedwojennej i obecnie w większej części jest nacjonalizmem katolickim, który odrzuca sztywne ramy egoizmu narodowego; nacjonalizmu katolickiego z nazizmem i mordowaniem w imię ewolucjonistycznych zapędów pewnej grupy ludzi, nie łączy absolutnie nic. Tyle wynika z zaprezentowanych danych i ich interpretacji. Pozostała ostatnia definicja, która jest niezbędna do zbadania postawionego w leadzie tekstu zagadnienia.

 

Kolejny raz powołam się tutaj na Encyklopedię PWN: „katolicyzm [gr. katholikós ‘powszechny’]“ jest to „treść nauczania Kościoła katolickiego, całość przyjętych w nim zasad odnoszących się do wiary, moralności, życia religijnego i funkcjonowania Kościoła, a także sam Kościół katolicki jako społeczność widzialna.“ Należy ową definicję uzupełnić o jeszcze jedną z Encykl.PWN: „Kościół katolicki, największa chrześcijańska wspólnota wyznaniowa, głosząca zasady wiary i życia religijnego określane jako katolicyzm, utożsamiająca się w swojej wierze i nazwie z Kościołem powszechnym (gr. katholikos ‘powszechny’) oraz uznająca w sferze doktryny i organizacji kościelnej autorytet papieża, biskupa Rzymu.“

 

Co mówią nam owe definicje? Encyklopedia mówi w nich, iż katolicyzm jest zbiorem zasad wiary i nauki Kościoła katolickiego, a więc także i Katolickiej Nauki Społecznej; Kościołem katolickim nazywamy widzialną społeczność wierzących w dogmaty wiary katolickiej. Jasno wychodzi tutaj prosty wniosek - Kościół nie jest wspólnotą zamkniętą, która nie pozwala swoim wiernym głoszenia danych dogmatów i pouczeń względem życia społecznego. Przeciwnie, każdy wierzący jest zobowiązany do głoszenia Ewangelii i życia wedle zasad Katolickiej Nauki Społecznej. Wbrew temu, co próbują zarzucać pseudo-katolicy: wierny ma za zadanie działać społecznie, udzielać się w życiu swojego narodu, realnie działać politycznie i na gruncie aktywistycznym. Wszystko to ma robić w trosce o zbawienie duszy swojej i współbraci.

 

Wykręcanie się hasłami o tym, jakoby „katolik nie powinien się mieszać do polityki“, jest typowym i błędnym sposobem myślenia u tych ludzi. Próbując zebrać wszystkie te trzy definicje w jedną całość, siłą rzeczy nadejdzie wniosek, iż nacjonalista ma prawo budować życie społeczne swojego narodu w oparciu o nauczanie Kościoła, bo Kościół po to właśnie stworzył - w oparciu o Biblię - Katolicką Naukę Społeczną. Patrząc na to od tej strony: nie ma faktycznie żadnej kolizji poglądowej. Co jednak się stanie, gdy spojrzymy na sprawę ze strony Biblii? Oczywiście wiadomo, iż Bóg nie jest nacjonalistą. Uzurpowanie sobie przez jakikolwiek naród jedynej wyłączności w Miłości Bożej jest sprzeczne z Ewangelią i całym nauczaniem Kościoła. My, ludzie, nie jesteśmy jednak Bogami. Nasze życia są skonstruowane tak, abyśmy w sposób naturalny kumulowali się w społeczności, a owe społeczności rozrastały się do rangi narodów (czasem wchłaniając inne narody - teoria wielkonarodowa A.Doboszyńskiego).

 

Czy Biblia mówi, jak chcieliby nam to wmówić aktywiści kosmopolityzmu i globalizmu, że narody są tylko wymysłem ludzi, nic nie znaczącym w oczach Boga? Nie. Przypomnijmy podstawy: według Biblii, narody powstały na skutek pomieszania języków ludzi przy budowie wieży Babel. Pomieszał je sam Bóg, bo widział, iż ludzie chcieli stać się Bogami (jak szybciej Lucyfer). Zatrzymajmy się na tym stwierdzeniu. Księga Rodzaju podaje w 11 rozdziale następujące słowa: „ I mówili jeden do drugiego: "Chodźcie, wyrabiajmy cegłę i wypalmy ją w ogniu". A gdy już mieli cegłę zamiast kamieni i smołę zamiast zaprawy murarskiej, rzekli: "Chodźcie, zbudujemy sobie miasto i wieżę, której wierzchołek będzie sięgał nieba, i w ten sposób uczynimy sobie znak, abyśmy się nie rozproszyli po całej ziemi". A Pan zstąpił z nieba, by zobaczyć to miasto i wieżę, które budowali ludzie, i rzekł: "Są oni jednym ludem i wszyscy mają jedną mowę, i to jest przyczyną, że zaczęli budować. A zatem w przyszłości nic nie będzie dla nich niemożliwe, cokolwiek zamierzą uczynić. Zejdźmy więc i pomieszajmy tam ich język, aby jeden nie rozumiał drugiego!“.

 

Choć Księgę Rodzaju niektórzy uważają za poetycką formę opisu Stworzenia, warto zatrzymać się nad tym cytatem. Co w nim widzimy? Ludzie zaczęli się gromadzić i zaczęli osiągać coraz wyższy stopień rozwoju - mało tego, „stali się jednym ludem“. Do tego stopnia stali się w swoim postępie zaślepieni, że chcieli dorównać Bogu. Dziś widzimy to samo u ludzi, którzy chcą budowy państw ponadnarodowych i promujących relatywizm, globalizm i kosmopolityzm. Czyż nie mówią, że nie ma Boga? Czyż nie chcą być Panami życia i śmierci, decydując prawnie, kto umrze nie widząc nawet świata poza łonem matki? Ale o tym za chwilę. Cóż Bóg uczynił, gdy zobaczył, jak tak zjednoczeni ludzie zaczęli chcieć być Bogami? Pomieszał im języki i rozproszył ich po całej Ziemi! To Bóg ustanowił narody, a ich istnienie jest zamysłem Boga.

 

Celowo tak uczynił. „Po co?“ - zapyta kosmopolita - „Czyż nie spowodowało to więcej złego, niż dobrego? Po co dzielić zjednoczonych ludzi?“ Odpowiedź jest bardzo prosta, choć kosmopolitom się nie spodoba: Bóg uczynił różne narody i ludy, aby - w przypadku zepsucia jednego - nie spadła zaraza na resztę ludzi. Mówiłem parę linijek u góry o tym, że ludzie dziś też chcą być jak Bóg i że uzurpują sobie prawo do decydowania o życiu i śmierci tych najmniejszych. Zastanówmy się - jak wyglądałaby poroniona idea o zabiciu własnego dziecka, gdyby narody nie były obecnie tak skrajnie otwarte na wpływy zagraniczne? W najlepszym przypadku zostałyby pochłonięte dwa kraje Europy: Rosja (ZSRR), która pierwsza zalegalizowała aborcję, jak i III Rzesza (która ją wprowadziła w Polsce po raz pierwszy).

 

Polska, Anglia, USA nie byłyby zainfekowane ideami o rzekomym przeludnieniu planety - nawet, gdyby rewolucja seksualna lat ’60 i ’70 w USA miała miejsce, nie miałaby szansy wydostać się poza USA i dziś nie musielibyśmy się użerać z paradami zboczeńców i degeneratów. Bóg utworzył narody właśnie w tym celu, aby jeden naród drugiego nie zarażał swoimi chorymi ideami i zapędami do bycia Bogami. Tak w każdym razie wynika z Pisma Świętego. Samo słowo „naród“, „narody“ pojawia się w Biblii bardzo często. I to tak w Starym, jak i Nowym Testamencie. Jezus wszak kazał swym uczniom „iść na cały świat i nauczać wszystkie narody“(Mt 28, 16-20). Jezus w rozmowie z Samarytanką mówi jej, że „zbawienie bierze początek od Żydów“(narodu!), oraz że „Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec“ (J 4, 21-24).

 

Jezus jasno zaznacza, iż zbawienie wyszło od narodu żydowskiego, gdyż Bóg wybrał szczep dawidowy na godny narodzenia Jego Syna. Po co Jezus miałby mówić o narodach i w kontekście narodów, jeśli nie uznawałby ich istnienia? Biblia daje nam jasne dowody, że istnienie narodów jest dobre i zamierzone przez Boga. Złe jest tylko ubóstwianie własnego narodu i odbieranie Bogu Jego chwały. Zła jest też supremacja białej rasy/czarnej rasy/żółtej rasy; zły jest szowinizm; zły jest antyklerykalny nazizm; zła jest dyskryminacja ludzi ze względu na kolor skóry. I to pozostaje niezmienne.
 

Na przykładzie powyższych argumentów łatwo przyznać, że idea nacjonalizmu katolickiego ma szansę bytu, a narody nie są domeną minionej epoki. Dowody biblijne, jak i antropologiczne udowadniają, że ludzie zawsze kumulowali się w społecznościach historycznie ze sobą powiązanych. Jeśli ktoś się zaś boi, iż nacjonalizm może zmienić się w szowinizm, jeśli go dopuścimy do debaty, uspokajam słowami papieża Piusa XI: „Prawy porządek chrześcijańskiego miłosierdzia nie zabrania prawowitej miłości Ojczyzny, ani nacjonalizmu; przeciwnie, kontroluje on go, uświęca i ożywia.“

 

Maciej Kałek

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

 

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną