Nadrzędny cel małżeństwa

0
0
0
/

Św. Augustyn, który żył w V w., wymieniał trzy podstawowe dobra małżeństwa: potomstwo (proles), wierność wzajemną małżonków (fides) i łaskę sakramentalną (sacramentum). Małżeństwo wiązało się dla niego także z kwestią uśmierzania pożądliwości (remedium concupiscentiae). Cel nadrzędny małżeństwa pojmował jako zrodzenie potomstwa.     Nauczanie św. Augustyna zostało przejęta przez jego następców i stała się podstawą dla roztrzygnięć w tej kwestii dla średniowiecznych teologów takich, jak Hugo od św. Wiktora, Piotr Lombard, Piotr Abelard, Stefan Tornacensis.

Poradnia Zdrowego Rodzicielstwa im. Św. Jana Pawła II zaprasza >>

Największy wpływ na pojmowanie nadrzędnego celu małżeństwa miał św. Tomasz z Akwinu, który oparł się myśli św. Augustyna. Akwinata także uważał, że pierwszorzędnym celem małżeństwa jest zrodzenie potomstwa, a pozostałe cele są mu podporządkowane. Trzeba jednak przy tym pamiętać, że nauka na ten temat zawiera się w części Sumy teologicznej poświęconej małżeństwu, której św. Tomasz nie zdążył osobiście napisać. Została ona sformułowana już po jego śmierci przez Reginalda z Piperno. Miała jednak powstać na podstawie notatek, które pozostały po Akwinacie, co ma dowodzić, że była to myśl św. Tomasza. Niezależnie od tego, czy Reginald naprawdę wyraził myśl swojego nauczyciela, czy też po prostu sięgnął do św. Augustyna i innych źródeł, tekst ten miał olbrzymi wpływ na pojmowanie celów małżeństwa. Należy pamiętać, że choć byli teologowie, jak T. Sanchez, czy B. Ponce de Leon, którzy uważali, że najważniejszą wartością w małżeństwie jest sama społeczność męża i żony zjednoczonych w miłości, to jednak znajdowali się oni na marginesie myśli teologicznej. Papież Leon XIII w swojej encyklice wydanej w 1880 r. pt. „Arcanum divinae sapientiae” poświęconej małżeństwu podkreślił, że małżeństwo służy w pierwszej kolejności zrodzeniu potomstwa:
Wszystkim wiadomo, Bracia Czcigodni, jaki jest początek małżeństwa. (...) Gdy Bóg w szóstym dniu stworzenia uczynił człowieka z mułu ziemi i tchnął w jego oblicze tchnienie żywota, postanowił dać mu towarzyszkę, którą wywiódł w cudowny sposób podczas snu męża z jego boku. Tym sposobem postanowił Bóg w swej pieczołowitości, żeby ta para małżonków stała się naturalnym początkiem wszystkich ludzi; od niej mianowicie miał rodzaj ludzki pochodzić i przez nieprzerwane rodzenie potomstwa utrzymywanym być po wszystkie czasy.
Papież zwrócił także uwagę, że chrześcijaństwo odnowiło małżeństwo i nadało mu jeszcze wyższy cel, jakim jest rodzenie dzieci do życia nadprzyrodzonego, które dokonuje się kiedy rodzice przyprowadzają swoje pociechy do chrztu:
Chrześcijańska doskonałość i pełnia małżeństwa nie ogranicza się do rzeczy, które zostały wspomniane. Najpierw bowiem związkowi małżeńskiemu dane zostało wyższe i wznioślejsze posłannictwo niż to, które mu z natury przysługiwało; zmierzać ma ono nie tylko do utrzymania rodu ludzkiego, lecz do rodzenia dziatek Kościoła.
To ujęcie zawierał także KPK z 1917 r. Tak też nauczał papież Pius XI, który uważał, że pierwszorzędnym celem i dobrem małżeństwa jest potomstwo, w encyklice z 1930 r. poświęconej małżeństwu chrześcijańskiemu pt. „Casti connubi”. Trzeba jednak przyznać, że Pius XI w swojej encyklice napisał także:
To wzajemne wewnętrzne kształtowanie się wspólne małżonków, ten pilny wysiłek obojga w udoskonaleniu siebie, można, jak uczy Katechizm Rzymski, z bewzględną słusznością nazwać pierwszą przyczyną i racją małżeństwa, byleby małżeństwa nie brano w zrozumieniu ciaśniejszym, jako instytucji do należytego rodzenia i wychowania potomstwa, lecz w zrozumieniu szerszym jako wspólność całego życia, jego formę i istotną społeczność. (Katechizm Rzymski cz. II, rozdział VIII, q. 13). Papież powołał się przy tym na Katechizm Rzymski, który został wydany po Soborze Trydenckim w XVI w. Pokazuje to, że myśl, iż w pewnym sensie pierwszą przyczyną małżeństwa jest miłość małżonków od dawna była obecna w myśli teologicznej i w Tradycji. Nie przeczy to innym dokumentom. Pokazuje natomiast, że rozumiano w Kościele, że miłość musi stać u podstaw małżeństwa i u jego początków, bo bez niej trudno sobie wyobrazić zrodzenie potomstwa, a tym bardziej odpowiednie jego wychowanie.
Już za czasów Piusa XI byli teologowie, którzy próbowali osłabić naukę o celach małżeństwa. Przyznawali, co prawda, że prokreacja jest pierwszorzędnym celem małżeństwa, ale jednocześnie głosili, że jest to jedynie cel przypadłościowy. Herbert Doms, niemiecki teolog okresu międzywojennego, głosił wprost, że to zjednoczenie i wzajemne dopełnienie małżonków jest pierwszorzędnym celem małżeństwa. Bernhardin Krempel, inne niemiecki teolog, kontynuował to nauczanie, twierdząc, że zrodzenie i wychowanie potomstwa jest celem rodzajowym. Dekret Kongregacji Nauki Wiary z pierwszego kwietnia 1944 r. jednoznacznie odrzucił te teorie, uznając, że prokreacja jest nadrzędnym celem małżeństwa, a pozostałe cele są mu podporządkowane. Kiedy papież Jan XXIII zwołał Sobór Watykański II Pierwsza Komisja Przygotowawcza Soboru oczekiwała na propozycje dotyczące tematyki obrad soboru. Ks. Ryszard Sztychmiler zajmujący się badaniem problematyki celów małżeństwa podczas Soboru Watykańskiego II zwrócił uwagę, że na temat celów małżeństwa wypowiedziało się wówczas około 120 biskupów i prałatów, 5 wyższych przełożonych zakonnych, 2 kongregacje rzymskie i 4 uniwersytety katolickie. Ks. R. Sztychmiler podzielił nadesłane propozycje na trzy grupy. Pierwszą z nich stanowiły wnioski o to, by wszechstronnie wyłożyć naukę katolicką, w tym także o celach małżeństwa. Druga grupa z kolei wprost wskazywała na to, by na Soborze powtórzyć naukę katolicką na temat celów małżeństwa. Trzecią grupę stanowiły projekty, które proponowały wprowadzenie nowych zagadnień lub uzupełnienie już istniejących. W grupie tej znalazły się różne stanowiska. Biskup C. Stoppa pragnął np. jedynie jaśniejszego wyjaśnienia, zgodnie z normami Magisterium Kościoła, nauki o usprawnieniach i obowiązkach małżonków. Biskup R. Massimiliani z kolei oczekiwał tylko większego wyeksponowania nauki o celach małżeństwa. Biskup A. Tortolo z Argentyny domagał się już jednak przedstawienia nowej nauki na ten temat. Kardynał Alfrink proponował, żeby wyrazić na Soborze naukę o celach małżeństwa przy pomocy innych słów i pojęć niż dotychczas, które uwzględniałyby wyniki współczesnej psychologii i które odpowiadałyby bardziej współczesnej mentalności wiernych. Zauważmy, że składane propozycje w większości dotyczyły powtórzenia dotychczasowej nauki na temat celów małżeństwa. Wśród propozycji zmian także dominowały raczej stanowiska umiarkowane, które dotyczyły uzupełnienia pewnych kwestii, zmiany języka itd. Zmiany te miały wynikać z dostosowania się do świata. Mało kto oczekiwał i spodziewał się jednak gruntownej zmiany nauki o celach małżeństwa, jaka dokonała się na Soborze. W konstytucji dogmatycznej o Kościele „Lumen gentium” przyjętej na Soborze jest powiedziane:
„Wreszcie małżonkowie chrześcijańscy na mocy sakramentu małżeństwa, przez który wyrażają tajemnicę jedności i płodnej miłości pomiędzy Chrystusem i Kościołem oraz w niej uczestniczą (por. Ef 5,32), wspomagają się wzajemnie we współżyciu małżeńskim oraz rodzeniu i wychowywaniu potomstwa dla zdobycia świętości”.
Widzimy, że cele małżeństwa są tutaj wymienione w innej kolejności. Zrodzenie i wychowanie potomstwa jest wspomniane na końcu. Podobną tendencję widać także w Konstytucji o Kościele w świecie współczesnym pt. „Gaudium et spes”:  
Głęboka wspólnota życia i miłości małżeńskiej ustanowiona przez Stwórcę i unormowana Jego prawami, zawiązuje się przez przymierze małżeńskie, czyli przez nieodwołalną osobistą zgodę. W ten sposób aktem osobowym, przez który małżonkowie wzajemnie się sobie oddają i przyjmują, powstaje z woli Bożej instytucja trwała także wobec społeczeństwa. Ten święty związek, ze względu na dobro tak małżonków i potomstwa, jak i społeczeństwa, nie jest uzależniony od ludzkiego sądu. Sam bowiem Bóg jest twórcą małżeństwa obdarzonego różnymi dobrami i celami. Wszystko to ma ogromne znaczenie dla trwania rodzaju ludzkiego, dla rozwoju osobowego i wiecznego losu poszczególnych członków rodziny, dla godności, stałości, pokoju i pomyślności samej rodziny oraz całego społeczeństwa ludzkiego. Z samej natury swojej instytucja małżeńska oraz miłość małżeńska nastawione są na rodzenie i wychowanie potomstwa, co stanowi jej jakby szczytowe uwieńczenie. W ten sposób mężczyzna i kobieta, którzy przez związek małżeński „już nie są dwoje, lecz jedno ciało”, przez najściślejsze zespolenie osób i działań świadczą sobie wzajemnie pomoc i posługę oraz doświadczają sensu swej jedności i osiągają ją w coraz pełniejszej mierze. To głębokie zjednoczenie będące wzajemnym oddaniem się sobie dwóch osób, jak również dobro dzieci, wymaga pełnej wierności małżonków i prze ku nieprzerwalnej jedności ich współżycia.  
W przytoczonych dokumentach nie ma rewolucyjnej zmiany, co do rozumienia małżeństwa i jego celów. Widać jednak wyraźnie, że nie ma też tak dobitnego podkreślenia pierwszeństwa celu małżeństwa, jakim jest zrodzenie potomstwa. Cele małżeńskie są w tych fragmentach przynajmniej stawiane na równi. Mowa jest o tym, że zrodzenie potomstwa stanowi szczytowe uwieńczenie małżeństwa. Sformułowanie to sugeruje, że potomstwo jest pewnym największym owocem małżeństwa, ale niekoniecznie jego pierwszorzędnym celem. W tak zaprezentowanej nauce o małżeństwie zostają inaczej postawione akcenty. O tym zresztą, że nie chodzi tu jedynie o dobór słów, czy o nie dość jasne wyrażanie się świadczy fakt, że w dalszej części przywołanego dokumentu „Gaudium et spes” najpierw jest mowa o miłości małżeńskiej (par. 49), a dopiero później o płodności małżeńskiej (par. 50). KPK z 1983 r. opiera się na nauce soborowej. M. Pogorzelska odnosząc się do „Gaudium et spes” napisała:
Dokonując analizy poszczególnych zapisów konstytucji wyprowadzić można następujący wniosek: zostało zastąpione pojmowanie miłości w sensie fizycznym na miłość w sensie całościowym, w której nie sfera biologiczna, ale integralna osoba jest zaangażowana w stworzenie relacji, która nabiera wręcz charakteru sakralnego, w małżeństwie zdefiniowanym, jako sakrament. Miłość stała się, więc celem małżeństwa traktowanym na równi z celem prokreacyjnym.  
W ten sposób M. Pogorzelska zasugerowała, że dotychczasowe spojrzenie na małżeństwo w tradycyjnej nauce katolickiej było jedynie biologiczne. Nowe podejście ma lepiej wyrażać prawdę o małżeństwie akcentując, że to „integralna osoba jest zaangażowana w stworzenie relacji”. Jest to błędne wyjaśnienie, ale trzeba przyznać, że nowe określenie celów małżeństwa jest odejściem od klasycznej, katolickiej filozofii natury i prawa naturalnego na rzecz personalizmu. Papież Franciszek także krytycznie wyraził się o przedsoborowej nauce na ten temat:
Jednocześnie trzeba pokornie i realistycznie uznać, że czasami nasz sposób prezentacji przekonań chrześcijańskich i sposób traktowania ludzi przyczyniły się do spowodowania tego, co obecnie jest powodem narzekania i z czego wypada nam dokonać zdrowej samokrytyki. Z drugiej strony często przedstawialiśmy małżeństwo w taki sposób, że jego cel jednoczący, zachęta do wzrastania w miłości i ideał wzajemnej pomocy pozostawały w cieniu z powodu niemal wyłącznego nacisku na obowiązek prokreacji.
Kościół podkreślając, że pierwszorzędnym celem małżeństwa jest posiadanie potomstwa nie chciał tym samym traktować małżeństwa instrumentalnie, jako czegoś, co ma do spełnienia funkcję czysto biologiczną. To właśnie Kościół wyniósł małżeństwo do rangi sakramentu, a więc związku, który ma charakter duchowy i jest źródłem łaski dla małżonków. Podkreślały to wszystkie dokumenty na ten temat. Tak jednoznaczne podkreślanie przez wieki, że fundamentalnym celem małżeństwa jest potomstwo miało dwa zasadnicze powody. Pierwszym powodem, dla którego Kościół zawsze to podkreślał, jest fakt, że wiązało się to z samym rozumieniem małżeństwa. W filozofii tomistycznej, którą Kościół uznał za swoją własną (co potwierdzali licznie papieże, w tym także Paweł VI i Jan Paweł II), wielkie znaczenie przykłada się do natury. Uważa się, że były niejako dwa objawienia Boże. Pierwszym z nich był stworzony świat, który świadczy o wielkości Stwórcy, Jego wspaniałości i miłości. Drugim było objawienie się Boga w historii. Jest ono zawarte w Piśmie Świętym. Jeżeli stworzony świat wraz ze swoimi prawami i naturą pochodzi od Boga i jest Jego pierwszym objawieniem to należy go szanować i przestrzegać reguł, które są w nim ustanowione. Św. Tomasz mówił wyraźnie o prawie naturalnym wpisanym w strukturę wszystkich bytów. Jest ono prawem Bożym, które mamy obowiązek zachowywać. Takie pojmowanie świata doprowadziło Kościół katolicki do przekonania, że czyn przeciwko naturze (rozumianej jako właściwa istota każdego bytu) jest grzechem. Stąd np. Akwinata nauczał, że głupota jest grzechem, bo jest wykroczeniem przeciwko rozumowi, a rozum stanowi o naszej istocie. Filozofia tomistyczna jest filozofią realistyczną opartą na myśli Arystotelesa, pogańskiego filozofa. Takie oparcie myśli katolickiej na myśli pogańskiej było możliwe tylko dlatego, że Arystoteles niezwykle cenił rzeczywistość i jej naturę. Chociaż więc o tym nie wiedział, opierał się na pierwszym Bożym objawieniu, jakim jest stworzony świat. To Arystoteles zauważył:  
Najpierw tedy konieczną jest rzeczą, aby się łączyły ze sobą istoty, które bez siebie istnieć nie mogą, a więc żeńska i męska w celu płodzenia; dzieje się to nie z rozmysłu, lecz jak i u wszystkich zwierząt i roślin pod wpływem naturalnego popędu do pozostawienia po sobie dalszej tegoż rodzaju istoty. (Arystoteles, Polityka, tł. L. Piotrowicz, Warszawa 2002, 14).  
Małżeństwo jest więc czymś naturalnym. Filozofia klasyczna wyjaśniała, że zawiera się je właśnie ze względu na potomstwo. Warto w tym miejscu pamiętać, że Kościół uznając te rozważania za prawdziwe, jednocześnie podniósł małżeństwo do godności sakramentu. To właśnie papieże uznawali, że w małżeństwie najważniejsze jest to, co duchowe. Pius XI pisał, że od biologicznego rodzenia dzieci jeszcze ważniejsze jest rodzenie duchowe, które dokonuje się poprzez przyniesienie dzieci do chrztu. Kościół głosząc przez wieki, że łaska wznosi się na naturze, twierdził, że i małżeństwo chociaż jest czymś duchowym, opiera się na relacji wpisanej w naturę człowieka. W związku z tym każde wystąpienie przeciwko tej naturze jest grzechem. Rażącym przykładem takiego postępowania jest antykoncepcja. Jest to zawsze manipulacja przy naturze. Pozbawianie stosunku płciowego zdolności do przekazania życia, sztuczne doprowadzanie się do bezpłodności jest zamachem na to, co naturalne, a więc na porządek ustanowiony przez Boga. W momencie, kiedy w Kościele zaczęto stawiać na równi więź małżeńską i posiadanie potomstwa, a nawet często dawano pierwszeństwo temu pierwszemu, nastąpiło odejście od filozofii tomistycznej. Zaczęto chętniej odwoływać się do personalizmu. Jest to szeroki nurt skupiający różne poglądy. Wszystkie one akcentują to, że człowiek jest osobą, a więc bytem szczególnym, który wyróżnia się ze świata roślin i zwierząt poprzez wyjątkową godność jaką posiada. Twierdzenie to jest prawdziwe. Św. Tomasz uważał, a wraz z nim cała Tradycja katolicka, że małżeństwo należy rozpatrywać przede wszystkim w porządku natury. Można powiedzieć, że problemem personalizmu jest to, że jako najwyższą normę moralną przyjmuje się godność osoby i przy rozwiązaniu szczegółowych kwestii prowadzi to do różnych nieporozumień, albo przynajmniej do niejasności. Trzeba też zauważyć, że słabością personalizmu jest to, że jest to myśl niejednoznaczna, która posiada wiele odmian. Wyróżnia się chociażby personalizm moralno-społeczny, personalizm fenomenologiczno-aksjologiczny, personalizm egzystencjalistyczno-dialogistyczny, personalizm ewolucyjno-kosmiczny. Czyni się tak, bo różne koncepcje osoby prowadzą do powstania różnych filozofii personalistycznych. Już to pokazuje, że personalizm wymaga przyjęcia pewnych wcześniejszych założeń, co sprawia, że nie można traktować odniesienia do osoby, jako do czegoś pierwotnego. Karol Wojtyła oparł swój personalizm na myśli św. Tomasza z Akwinu, Maxa Schelera i św. Jana o Krzyża. W ten sposób połączył zupełnie różne filozofie, dołączając do nich rozważania z zakresu mistyki. Św. Tomasz, tak, jak cała klasyczna filozofia, znał jedynie podział na dobro i zło. Max Scheler natomiast wprowadził do filozofii pojęcie wartości, które zaczerpnął z ekonomii, a którego później używał K. Wojtyła. Mówienie o wartościach zastąpiło dzisiaj prawie mówienie o dobru. O tyle jednak o ile dobro jest jedno i obiektywne, o tyle istnieje bardzo wiele wartości. Niektórzy przyjmują przy tym relatywność wartości w przeciwieństwie do obiektywizmu dobra. Złoto jest niezwykle wartościowe w Polsce, ale będzie bezwartościowe na pustyni. K. Wojtyła z pewnością nie był relatywistą, ale sięgał do filozofii, w której ten relatywizm się pojawia. Jeszcze w swoim dziele „Miłość i odpowiedzialność” łączył w sposób dość harmonijny filozofię natury św. Tomasza z personalizmem, który uważał za uzupełnienie tej myśli. Taki sposób postępowania może być uznany za pozytywne wzbogacenie tradycyjnej nauki. Już jako papież w swojej teologii ciała oparł się jednak przede wszystkim na myśli personalistycznej. Wyrażanie nauki katolickiej w języku tej filozofii musiało prowadzić do jej osłabienia i utraty przez nią precyzyjności. Zauważmy, że w podejściu filozofii natury małżeństwo nie jest tylko sprawą indywidualną. Jest kwestią społeczną, bo rodzenie się dzieci jest warunkiem przetrwania społeczeństwa. Widzimy to szczególnie dzisiaj, kiedy system emerytalny rozsypuje się na naszych oczach, gdyż nie ma wystarczająco dużo ludzi młodych, którzy mogliby go utrzymać. Wraz z tym systemem jest zagrożona przyszłość całego narodu i możliwa staje się konieczność otwarcia na imigrantów, co wiąże się z wieloma problemami, jakie też dzisiaj obserwujemy. Stąd też przez długi czas państwa nie dopuszczały rozwodów, bo one prowadzą do kryzysu rodziny, a wraz z nim całego społeczeństwa i tworzą szereg patologii i zagrożeń. W personalizmie brak tego mocnego podkreślenia znaczenia małżeństwa i potomstwa dla społeczeństwa. Drugim powodem, dla którego Kościół uznał, że pierwszorzędnym celem małżeństwa jest prokreacja, było głębokie przekonanie, że należy ukierunkować miłość małżonków na osobę trzecią, czy osoby trzecie, jakimi są dzieci. Bez tego grozi parze zakochanych, że skupią się tylko na sobie. Jeżeli uznają, że więź małżeńska jest dla nich najistotniejsza to może dojść do sytuacji, że będą w ogóle unikać zrodzenia potomstwa. Wiadomo, że kiedy pojawiają się dzieci, dochodzi wiele obowiązków i małżonkowie nie mogą sobie poświęcać tyle czasu, uwagi i troski. Utrudnione stają się romantyczne wyjazdy, czy obdarowywanie się prezentami, na które może zacząć brakować pieniędzy. Może także zaistnieć sytuacja, że małżonkowie ograniczą się z tych powodów np. do posiadania jednego dziecka. Kiedy spojrzymy na to, co stało się po Soborze, to widzimy, że spadła znacznie dzietność w rodzinach katolickich. Rodziny wielodzietne zaczęły być rzadkością. Dla niektórych katolików stały się przykładem heroizmu, a dla innych (o zgrozo!) stanowią dowód nieodpowiedzialności rodziców. Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy był właśnie fakt, że w kościołach przestano mówić o tym, że potomstwo jest darem Bożym, a katolicy są powołani do wielodzietności. Niegdyś wiele o tym mówiono. Stało się tak dlatego, że przestano podkreślać aż takie znaczenie potomstwa dla małżeństwa. Ta zmiana była wynikiem przyjęcia pedagogiki dojrzałości. Ojcowie soborowi myśleli zapewne (nie sposób wchodzić w intencje, ale bezpiecznie zakładam, że mieli je, jak najlepsze), że wystarczy ludziom mówić o miłości, a oni sami zrozumieją, że powinni dążyć do zrodzenia nowego życia. Dawniej pedagogika Kościoła była bardziej realistyczna. Papieże, biskupi i kapłani zdawali sobie sprawę, że posiadanie potomstwa, zwłaszcza licznego, wiąże się z wieloma wyrzeczeniami. Jeżeli więc nie będzie się stale powtarzać, że jest to niezwykle istotne, to katolicy ograniczą liczbę dzieci. Człowiek, skażony grzechem pierworodnym, zmierza zawsze do tego, żeby sobie uprościć życie. Jeżeli może więc to zrobić, i to jeszcze bez pogwałcenia jakichkolwiek zasad i wezwań, to chętnie to uczyni. Jeżeli dzisiaj mówi się o wymieraniu Europy i twierdzi się, że za kilkadziesiąt lat będzie kontynentem islamskim to jest to możliwe tylko dlatego, że rodziny muzułmańskie mają wiele dzieci, a katolickie nie. To już świadczy o całkowitym fiasku pedagogiki dojrzałości w tym względzie i przerażającym skutku „kosmetycznej” zmiany dokonanej na Soborze Watykańskim II. Nie można oczywiście sprowadzać całego problemu zmniejszającej się dzietności społeczeństw do zmian w dokumentach kościelnych. Problem ten jest dużo szerszy i ma wiele przyczyn, do których zalicza się chociażby kultura konsupcyjna, propaganda liberalna, ideologia eugeniczna promująca myślenie antykoncepcyjne (skutkujące powszechnym używaniem środków antykoncepcyjnych i mordowaniem dzieci w ramach tzw. aborcji) i praktyka kontroli urodzin. W tym kontekście widać jednak, że nauka soborowa zamiast przeciwstawiać się tym rodzącym lub potęgującym się atakom na płodność i życie w jakiś sposób ułatwiła wniknięcie tego szatańskiego myślenia do mentalności katolickiej.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną