Niewystarczalna argumentacja zła antykoncepcji po Soborze Watykańskim II

0
0
0
/

Po Soborze Watykańskim II zatriumfowała filozofia personalistyczna, która jest nieścisła i dwuznaczna. Niewystarczalność personalizmu widać przy okazji problemu antykoncepcji. Już w czasie trwania Soboru niektórzy podnosili postulat, aby uznać, że jest ona czymś dobrym. Ojcowie soborowi nie podjęli jednak tego tematu. Zajął się nim Paweł VI już po Soborze w encyklice „Humane vitae”. Można powiedzieć, że Papież w sposób heroiczny (czy też po prostu katolicki?) przeciwstawił się tym żądaniom, uznając, że aborcja i antykoncepcja są niemoralne:
W oparciu o te podstawowe zasady ludzkiej i chrześcijańskiej nauki o małżeństwie czujemy się w obowiązku raz jeszcze oświadczyć, że należy bezwarunkowo odrzucić - jako moralnie niedopuszczalny sposób ograniczania ilości potomstwa bezpośrednie naruszanie rozpoczętego już procesu życia, a zwłaszcza bezpośrednie przerywanie ciąży, choćby dokonywane ze względów leczniczych. Podobnie - jak to już Nauczycielski Urząd Kościoła wielokrotnie oświadczył - odrzucić należy bezpośrednie obezpłodnienie czy to stałe, czy czasowe, zarówno mężczyzny, jak i kobiety. Odrzucić również należy wszelkie działanie, które - bądź to w przewidywaniu zbliżenia małżeńskiego, bądź podczas jego spełniania, czy w rozwoju jego naturalnych skutków - miałoby za cel uniemożliwienie poczęcia lub prowadziłoby do tego. Nie można też dla usprawiedliwienia stosunków małżeńskich z rozmysłem pozbawionych płodności odwoływać się do następujących, rzekomo przekonywających racji: że mianowicie z dwojga złego należy wybierać to, które wydaje się mniejsze; albo że takie stosunki płciowe tworzą pewną całość ze stosunkami płodnymi, które je poprzedziły lub po nich nastąpią, tak, że przejmują od nich tę samą wartość moralną. W rzeczywistości bowiem chociaż wolno niekiedy tolerować mniejsze zło moralne dla uniknięcia jakiegoś zła większego lub dla osiągnięcia większego dobra, to jednak nigdy nie wolno, nawet dla najpoważniejszych przyczyn, czynić zła, aby wynikło z niego dobro. Innymi słowy, nie wolno wziąć za przedmiot aktu woli tego, co ze swej istoty narusza ład moralny - a co tym samym należy uznać za niegodne człowieka - nawet w wypadku, jeśli zostaje to dokonane w zamiarze zachowania lub pomnożenia dóbr poszczególnych ludzi, rodzin czy społeczeństwa. Błądziłby zatem całkowicie ten, kto by mniemał, że płodne stosunki płciowe całego życia małżeńskiego mogą usprawiedliwić stosunek małżeński z rozmysłu obezpłodniony i dlatego z istoty swej moralnie zły („Humane vitae”, 14).
Papież w sposób zdecydowany odrzucił sztuczne metody kontroli urodzin. W jednym miejscu swojej encykliki powołał się także na prawo naturalne: „Jednakże Kościół, wzywając ludzi do przestrzegania nakazów prawa naturalnego, które objaśnia swoją niezmienną doktryną, naucza, że konieczną jest rzeczą, aby każdy akt małżeński zachował swoje wewnętrzne przeznaczenie do przekazywania życia ludzkiego” („Humane vitae”, 11). Obecnie wielu katolików odrzuca to nauczanie, stwierdzając, że Kościół widzi w ludzkiej seksualności jedynie narzędzie do rodzenia dzieci. Jest to nieprawda. K. Wojtyła tłumaczył na czym ma polegać to „wewnętrzne przeznaczenie do przekazywania życia ludzkiego”:
Dlatego też z pewnością nie chodzi o nastawienie: „Spełniamy ten akt, wyłącznie aby być rodzicami”. Wystarczy zupełnie nastawienie: „Spełniając ten akt, wiemy, iż możemy stać się ojcem i matką i jesteśmy na to gotowi”. Jedynie takie nastawienie jest zgodne z miłością i umożliwia jej wspólne przeżycie. Samo stawanie się matką i ojcem dokonuje się tylko przy sposobności aktu małżeńskiego; on sam powinien być aktem miłości, aktem zjednoczenia osób, a nie tylko „narzędziem” czy „środkiem” prokreacji (Karol Wojtyła, Miłość i odpowiedzialność, Warszawa 2007, 255-256).
Słowa Pawła VI wzbudziły nie tylko sprzeciw, ale także i nienawiść nie tylko wśród wrogów Kościoła, ale także wśród wiernych, księży i biskupów. Mówi się nawet o tym, że po ogłoszeniu encykliki „Humane vitae” doszło do „cichej schizmy”. Niektóre episkopaty, jak choćby episkopat Niemiec, czy Holandii otwarcie odrzuciły nauczanie Papieża, uznając, że nie jest ono nieomylne i pozostawiając osąd w tej kwestii samym wiernym. Do otwartej schizmy miało nie dojść tylko dlatego, że Paweł VI oficjalnie nie przyznał, że ma ona miejsce. Głos Papieża był niezwykle dobitny, bo odwoływał się do prawa naturalnego. Jan Paweł II także walczył z antykoncepcją, ale jego argumenty wydają się słabsze właśnie dlatego, że wolał powoływać się w tej kwestii na personalizm:
W ten sposób naturalnej „mowie”, która wyraża obopólny, całkowity dar małżonków, antykoncepcja narzuca „mowę” obiektywnie sprzeczną, czyli taką, która nie wyraża całkowitego oddania się drugiemu; stąd pochodzi nie tylko czynne odrzucenie otwarcia się na życie, ale również sfałszowanie wewnętrznej prawdy miłości małżeńskiej, powołanej do całkowitego osobowego daru (Jan Paweł II, Familiaris consortio, 32).
Jan Paweł II wymieniał także inne powody niemoralności antykoncepcji. Na ogół były one związane właśnie z godnością osoby. Papież pisał chociażby, że antykoncepcja „zatraca prawdziwe znaczenie płciowości ludzkiej, gdyż pozbawia ją zasadniczego odniesienia do osoby”, czy uderza w czystość małżeńską (tamże). Za mentalność antykoncepcyjną we współczesnym świecie odpowiadają różne liberalne i lewicowe środowiska i takie osoby, jak wymieniona już Margaret Sanger. Zmiana akcentów w nauczaniu na temat celów małżeństwa uczyniła bardziej podatnym prostych katolików, jak również teologów, na myślenie antykoncepcyjne. Sam personalizm także w gruncie rzeczy okazuje się mieczem obosiecznym. Z jednej strony Jan Paweł II powoływał się na niego aby wykazać, że antykoncepcja uderza w godność osoby. Z drugiej strony działacze liberalni, a także wielu zwykłych wiernych także odwołuje się do personalizmu, mówiąc, że antykoncepcja pozwala na pełniejsze miłosne oddawanie się sobie osób bez strachu związanego z nieplanowanym zajściem w ciążę. Niektóre episkopaty w Europie uznały zresztą, że antykoncepcja w pewnych sytuacjach jest dopuszczalna, motywując to właśnie dobrem osoby. Warto też pamiętać, że w protestantyzmie i w prawosławiu, gdzie nie było i nie ma odwołania się do prawa naturalnego ocena antykoncepcji pozostawiona została samym wiernym. Nie ma tam mowy o obiektywnym porządku natury, do którego można by się odwołać. Pojawia się natomiast myślenie personalistyczne, ale dobro osoby jest subiektywizowane. Personalizm nie daje więc tak jasnych i dobitnych argumentów, jak filozofia tomistyczna z koncepcją prawa naturalnego, za tym, że antykoncepcja jest zła. Wymaga przynajmniej więcej uzasadnień, a to osłabia moc nauki katolickiej.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną