Miłość małżeńska w ujęciu Jana Pawła II

0
0
0
/

K. Wojtyła, jako profesor filozofii, ujmował miłość w perspektywie przyrodzonej. W swojej książce „Miłość i odpowiedzialność” opisał różne stopnie miłości według nauczania św. Tomasza z Akwinu. Przytoczył miłość jako upodobanie, jako pożądanie, jako życzliwość i jako przyjaźń. Zaprezentował w sposób klasyczny przyjaźń, dodając jedynie, że musi jej towarzyszyć sympatia, czyli uczuciowe współodczuwanie, bo inaczej przyjaźń staje się zimna i niekomunikatywna1.

Następnie uznał, że wszystkie przedstawione formy miłości nie są wystarczające dla ukazania prawdziwej miłości osób. Stąd zaproponował koncepcję miłości oblubieńczej, która polega na oddaniu swojej własnej osoby. K. Wojtyła podkreślił, że jest to coś więcej niż tylko tradycyjne „chcenie dla kogoś dobra”2.

Autor książki „Miłość i odpowiedzialność” zauważył, że rozumienie oddania swojej osoby nasuwa pewne problemy. Z istoty swojej osoba jest nieprzekazywalna. Osoba nie może być własnością drugiej osoby, bo nie można traktować jej jako rzeczy. Mimo to takie oddanie jest możliwe w porządku miłości i w znaczeniu moralnym. K. Wojtyła tłumaczył: „Miłość polega na zaangażowaniu wolności, jest ona wszak oddaniem siebie, a oddać siebie to właśnie znaczy: ograniczyć swoją wolność ze względu na drugiego”. Miłość sprawia, że takie ograniczenie nie jest negatywne i przykre, ale radosne i twórcze3.

K. Wojtyła w swojej filozoficznej teorii miłości uznał, że tradycyjna nauka o miłości jest niepełna. Zaproponował jej uzupełnienie o personalistyczne ujęcie miłości. Chociaż zwracał uwagę, że przyjaźń jest czymś niewystarczającym, to podkreślał, że jest ważnym elementem miłości oblubieńczej. W ten sposób połączył stare i nowe ujęcie. Już jako papież Jan Paweł II w swojej teologii ciała i w swoich wypowiedziach o miłości małżeńskiej promował przede wszystkim miłość oblubieńczą. Nie wspominał prawie o przyjaźni (odniesienia do niej pojawiały się najczęściej, kiedy Papież cytował „Humane vitae” Pawła VI, który jeszcze tak określał miłość małżeńską). Rzadko także powoływał się na miłość łaski. Niewątpliwie jednak uznawał to podejście, ale w swoim nauczaniu skupił się bardziej na dowartościowaniu miłości przyrodzonej.

Warto zwrócić na początku uwagę, że słowa „oblubieniec, oblubienica, oblubieńczy” to archaiczne terminy oznaczające po prostu państwa młodych i ich relację do siebie. W języku polskim słowo to nabrało znaczenia religijnego. Nie używa się go na co dzień. Kojarzy się natomiast z Pieśnią nad pieśniami, i ze słowami Zbawiciela, który określał siebie mianem „Oblubieńca”. W innych językach użyte zostały terminy oznaczające po prostu miłość małżeńską (łac. amor coniugalis, amor sponsalis; ang. spousal love; fr. l'amour nuptial; niem. bräutlichen liebe).

W swoich katechezach środowych Papież pisał o tym, że miłość polega na oddaniu siebie w bezinteresownym darze. Afirmacja osoby polega na przyjęciu tego daru. Angażuje on wolność. W swojej teologii ciała Jan Paweł II skupił się na tym, że w miłości tej uczestniczy także ciało, które ma charakter oblubieńczy. Oznacza to, że poprzez ciało człowiek także może okazać miłość4.

Wzajemna wymiana daru ciała tworzy autentyczną wspólnotę5. Prowadzi do osobowej komunii (communia personarum), a więc do jedności6. Taka wizja miłości oblubieńczej była prezentowana w oficjalnym nauczaniu Kościoła7.

Największym atutem koncepcji miłości oblubieńczej jest jej integralność. Jan Paweł II nieraz pisał o problemie integracji miłości. Polega ona na tym, żeby nasza miłość do drugiej osoby angażowała wszystkie nasze władze, cielesne i duchowe. W miłości pojętej jako dar z siebie dość łatwo można ukazać tę jedność cielesno-duchowego charakteru miłości. Poznając tradycyjne ujęcia miłości można odnieść wrażenie, że brak tam tej spójności. Często mowa jest o tym, że miłość duchową należy przedkładać nad miłość cielesną, co tworzy wrażenie, że nie można ich pogodzić. Z drugiej jednak strony można się zastanawiać, czy opis tradycyjny nie oddaje lepiej sytuacji człowieka po grzechu pierworodnym.

Niewątpliwie Jan Paweł II starał się o to, by nauka o miłości małżeńskiej bardziej odpowiadała wyobrażeniom współczesnych ludzi. Jest to jej atut i wada. Prawdą jest, że miłość małżeńska jest szczególna, bo jest to miłość wyłączna, skierowana tylko do jednej osoby. Tej wyłączności brakuje w miłości łaski i w miłości pojętej jako przyjaźń. Dzisiaj zresztą czymś niezrozumiałym dla wielu jest postrzeganie relacji małżeńskiej jako przyjaźni. Wpływ na to miał niewątpliwie również fakt, że zmieniły się stosunki społeczne i powody zawierania ślubu.

To zabieganie o dostosowanie nauki katolickiej do dzisiejszych wyobrażeń ma jednak istotną wadę. Kościół od samego początku ukazywał miłość małżeńską jako miłość zupełnie różną od tej, jaką okazują sobie poganie. Św. Paweł opisując miłość męża do żony jako miłość Chrystusa do Kościoła, w żaden sposób nie odnosił się do ujęć, które były przyjęte w kulturze. Wręcz przeciwnie, chciał pokazać, że małżonkowie chrześcijańscy są powołani do chrześcijańskiej miłości. Małżeństwo jest sakramentem, a więc jest źródłem łaski i duchowej miłości (caritas). Miłość ta ma inną przyczynę, charakter i cel niż miłość świecka. Apostoł Narodów podkreślał, że jej celem jest uświęcenie. Miłość małżeńska jest więc przede wszystkim drogą do zbawienia.

Kiedy ujmowano miłość małżeńską jako przyjaźń to traktowano ją jako zabieganie o wzajemną doskonałość. Tę doskonałość traktowano ostatecznie jako świętość. Pokazuje to jak niesprawiedliwy jest pogląd, że przedsoborowe ujęcia małżeństwa nie akcentowały, że ma ono prowadzić do świętości i zbawienia.

Jan Paweł II pisał o tym, że sakrament małżeństwa oczyszcza i uświęca miłość małżonków. Sama wizja miłości jednak jako daru z siebie, który zmierza do osobowej komunii jest znacznie bardziej naturalistyczna niż nauka przedsoborowa. Bez wątpienia Papież Polak zabiegał o to, żeby ukazywać małżeństwo jako drogę do świętości. W tym celu kanonizował chociażby małżonków. Miłość oblubieńcza nie jest jednak specyficzną miłością chrześcijańską ze względu na to, że także poganie mogą odnaleźć się w tej wizji. Oni przecież także są osobami i także zmierzają do osobowej komunii. Ta nieprzystawalność przedsoborowej nauki do wyobrażeń ludzi o miłości miała ważny, pedagogiczny cel, który został, przynajmniej do pewnego stopnia, zapomniany. Dzisiaj szczególnie potrzeba jest ukazywania tego, że chrześcijańscy małżonkowie muszą się starać o miłość nadprzyrodzoną w czasach, kiedy dominują w kulturze wypaczone wizje miłości.

Jan Paweł II zmierzał także do tego, aby podkreślić pozytywny wymiar miłości małżeńskiej. Akcentował więc nie tyle obowiązki i trudy, co wielkość i wspaniałość tej miłości. Dzisiaj, kiedy tak wiele małżeństw jest unieważnianych z powodu niedojrzałości, należałoby raczej podkreślać trudy życia małżeńskiego i cierpienia, jakie się z nim wiążą. Tradycyjna nauka o małżeństwie realistycznie je przedstawiała8.

Zastrzeżenia budzą także pewne niejasności i niedopowiedzenia w samej wizji miłości oblubieńczej. Miłość ta pojęta jest jako dar z siebie rozumiany jako rezygnacja, a przynajmniej ograniczenie własnej wolności. Takie rozumienie miłości K. Wojtyła zaczerpnął od św. Jana od Krzyża, wielkiego mistyka i doktora Kościoła. Znał doskonale jego myśl, jako że napisał rozprawę doktorską na jej podstawie. Później jako papież zaznaczał, że bardzo wiele zawdzięcza hiszpańskiemu mistykowi, u którego odnalazł prawdziwą godność człowieka. Personalizm K. Wojtyły w dużym stopniu opierał się właśnie na twórczości tego świętego.

Św. Jan od Krzyża, podobnie zresztą jak inni doktorzy Kościoła, jak św. Franciszek Salezy, czy św. Alfons Liguori, opisywał miłość do Boga jako całkowitą rezygnację z własnej woli, co miało na celu podporządkowanie się i zjednoczenie z wolą Bożą. Warto jednak zwrócić uwagę, że była to miłość do Boga, a ograniczenie własnej wolności było aktem jednostronnym. To człowiek powinien oddać się całkowicie Bogu i w ten sposób może stanowić z Nim komunię.

W przypadku miłości ludzkiej nie możemy mówić o zupełnej rezygnacji z własnej woli na rzecz drugiej osoby. Taka postawa mogłaby prowadzić do grzechu. Już Aelred z Rievaulx zwracał uwagę w średniowieczu, że nie można spełniać woli współmałżonka, jeśli nakłania nas on do złego. Miłość małżeńska polega więc nie tyle na rezygnacji z własnej woli, co na jej wzajemnym uzgodnieniu. Każda strona musi z czegoś zrezygnować, ale też pozostawia część swoich pragnień i zamierzeń. Mąż jest więc wezwany by do pewnego stopnia podporządkowywać się żonie, a żona mężowi. Całkowita rezygnacja z własnej woli byłaby zresztą w małżeństwie czymś nielogicznym. Zawsze rezygnuje się z czegoś na rzecz kogoś. Wizja, że mąż czyni tylko to, co chce żona, a żona to, co chce mąż, prowadzi do sprzeczności.

Koncepcja miłości oblubieńczej jest spójna, ale brak w niej jest zwrócenia uwagi, że pełne i całkowite oddanie rozumiane jako rezygnacja z własnej wolności jest możliwe tylko względem Boga. Między ludźmi musi być ono zawsze ograniczone. W przeciwnym razie mielibyśmy do czynienia z bałwochwalstwem i postawieniem miłości ludzkiej ponad moralnością.

1 K. Wojtyła, Miłość i odpowiedzialność, Warszawa 2007, 71-89.

2Tamże, 96-97.

3Tamże, 139.

4Jan Paweł II, Audiencja generalna, 9 stycznia 1980 r.; 16 stycznia 1980 r.

5Jan Paweł II, Audiencja generalna, 6 lutego 1980 r.

6Jan Paweł II, Audiencja generalna, 14 listopada 1979 r.

7 Zob. Choćby Jan Paweł II, adhortacja posynodalna familiaris consortio, czy listo do rodzin Gratissimam sane.

8W Cerkwii prawosławnej także kładzie się na to duży nacisk. Pokazuje to liturgia ślubna podczas której małżonkowie mają na głowie korony. Symbolizują one korony królewskie, ale także cierniowe.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną