Defilada szaleństwa

0
0
0
/

Logiki, konsekwencji czy choćby oczu, by obserwować świat naokoło i wyciągać wnioski z jego analizy – czego jeszcze są pozbawione tęczowe środowiska?         Środowiska LGBT lubują się w przytaczaniu faktu, iż WHO, do pary z APA, usunęły z listy chorób homoseksualizm. Jest to ich ostateczna karta, as w rękawie, którego wykorzystują, gdy wszelkie inne próby przekonania rozmówcy do ich racji zawodzą. A rodzajów owych argumentów o różnym kalibrze jest wiele: część odnosi się do wolności człowieka, inne do ludzkiej nietykalności osobistej, kolejne oscylują na argumentach emocjonalnych – by nie powiedzieć wprost, że są po prostu szantażem. Co ciekawe, wszystkie te przytaczane w dyskusjach argumenty... argumentami, de facto, nie są. Bo czyż jest cokolwiek racjonalnego w tezie, że trzeba akceptować (mówią na to: „tolerować", by okłamać społeczeństwo) związki homoseksualne, bo w innym wypadku sodomitom będzie smutno? Wszystkie próby „nawracania" na tęczową stronę życia, tudzież po prostu poparcia tych, którzy tak żyją, opierają się na emocjach, populizmie i jednej pomyłce naukowców. Tak, będę mówił o pomyłce, ponieważ opinia nawet samego Einsteina nie zmieniłaby rzeczywistości – bo o to właśnie chodzi: kluczowe jest słowo „opinia". LGBT twierdzi, że opinia WHO i APA została zbudowana na bazie badań nad innymi gatunkami, w których naukowcy odkryli rzekomo zachowania homoseksualne. Dodając do tego fakt, iż nie umiera się od razu po stosunku homoseksualnym (choć, jak samo WHO stwierdza w niedawnych badaniach, jest to skrajnie narażona na wirusa HIV grupa – co lewi przemilczeli, a jakże) i można prowadzić samochód bez większych przeszkód, naukowcy uznali, że z listy chorób trzeba to usunąć – dodając do tego, co ważne, uzasadnienie, że chodzi o „walkę z dyskryminacją" i „społecznym wykluczeniem". Tylko teraz należy zadać takie pytanie: jakie znaczenie ma to, co w naturze występuje, skoro badania mają odnosić się do człowieka? Wyobraźmy sobie jakąkolwiek inną kwestię badaną pod tym kątem, z gotową już tezą na starcie, za „naturalne" uznając tylko to, co występuje w naturze. Na przykład: czy kanibalizm jest naturalny? Czy pedofilia jest naturalna? Czy dzieciobójstwo jest naturalne? Czy rasizm jest naturalny? Przecież wiele gatunków gadów dokonuje kanibalizmu. Nawet nasz domowy pupil potrafi rzucić się na młode i pulsować w rytm ruchów frykcyjnych. Samce lwów zabijają młode innego samca, pilnowane przez samicę, aby samicę posiąść i ją zapłodnić. Rasy i gatunki wybijają się, jak choćby przedstawiciele naczelnych. W naturze znajdziemy zatem poparcie dla „naturalności" pedofilii, rasizmu, dzieciobójstwa oraz kanibalizmu. Czy oznacza to, że są to zachowania naprawdę naturalne i dobre? Oczywiście, że nie. Zatem dlaczego w przypadku homoseksualizmu naukowcy uznali, że skoro szympans poza okresem kopulacji rzuca się na wszystko, włącznie z innymi samcami, to jest to dobre i naturalne i że usprawiedliwia to ludzki homoseksualizm? I z innej beczki pytanie, dotyczące „T" w LGBT – czy którykolwiek z tych naukowców, albo powtarzających za nimi hasełka ideologów, zastanawiał się nad zadziwiającym faktem, iż jeśli dany gatunek ma mieć możliwość zmiany płci... to zwyczajnie natura daje mu możliwości, by tą płeć zmienił? Są przecież gatunki, które coś takiego potrafią. Tak jak ryba posiada skrzela, by oddychać pod wodą, tak one zmieniają płeć, a ludzie nie. Mało tego, gdyby miejsce, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę, miałoby mieć funkcję rozrodczą, byłoby to w jakiś sposób przez naturę zakomunikowane; byłyby porody, w których dzieci nie wychodziłyby tylko z jednego miejsca. By nie psuć dobrego smaku pozwolę sobie temat pominąć. Reasumując: gdyby natura chciała, by homoseksualizm miał sens, dałaby jakieś owoce jego uprawiania. Zwłaszcza w naturze obserwowalibyśmy zapłodnionych samców (to nawet brzmi abstrakcyjnie!), oraz zapładniające samice. Nie jest tak, ponieważ homo sapiens posiada jedynie dwie płcie: męską i żeńską. Jedynie mężczyzna produkuje plemniki, męskie gamety, zaś jedynie kobieta produkuje komórki jajowe, gamety żeńskie. I tylko taka konfiguracja, kobieta plus mężczyzna, nadaje jakikolwiek sens istnieniu narządów rozrodczych. Wszak tak się nazywają one: narządy rozrodcze, a więc służą do... szok... rozrodu, rozmnażania się, przekazywania daru życia dalej przez połączenie dwóch odmiennych płciowo istot. Człowiek nie jest wiatropylny. Nie rozmnaża się przez podział. Nie składa jaj. Człowiek jest ssakiem, istotą żyworodną, która nie potrafi zmieniać płci w zależności od potrzeb środowiskowych. Żaden naukowiec nie doszedł do takich wniosków, mimo, że przecież są to logiczne, naukowe informacje na poziomie piątej klasy podstawówki. Zamiast tego, doszli do przeciwnych wniosków, wbrew logice, wbrew obserwowanemu światu, wbrew empirycznym dowodom, mając za to połechtane ego, iż zwalczyli „dyskryminację". Należy zawsze i wszędzie pamiętać, że ani krzyki o romantycznych związkach, ani histeria o dyskryminacji i łamaniu praw człowieka, ani kobiece mity na temat „najlepszych, wyrozumiałych przyjaciół kobiet, gejów", ani nawet opinie naukowców z wypranymi marksizmem mózgami nie zmienią rzeczywistości. A ta jest prosta i łatwa do zweryfikowania – wystarczy pod prysznicem spojrzeć w dół. Albo też umieścić populację homo na bezludnej wyspie i sprawdzić, jak wiele pokoleń przeżyją „w naturalnych warunkach". Efekt murowany...

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną