O procederze usypiania dzieci

0
0
0
/

W telewizorze powiedzieli, że w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym im. Konopnickiej w Łodzi (możliwe zresztą, że takich szpitali jest więcej, w końcu państwowa służba zdrowia to jedna z najbardziej zdegenerowanych „instytucji”, gdzie złodziej na złodzieju siedzi i złodziejem pogania) usypia się dzieci podczas transportu karetką na zabiegi i badania.

 

Dlaczego dzieci podczas przewozu karetką usypia się? Ano jest to mała karetka, nie mieszczą się w niej rodzice, dzieci z powodu rozłąki z rodzicami płaczą i żaby nie płakały i nie przeszkadzały personelowi medycznemu w pracy są jakimś tam pavulonem czy czymś podobnym usypiane.

 

Usypianie wcale nie jest takie dobre dla zdrowia. „W przypadku nowotworów mózgu okres radioterapii to nawet 7 tygodni, co oznacza, że maleńkie dzieci, które nie ukończyły 5 lat, muszą być codziennie usypiane… Z czasem dawki leków muszą być większe, bo dzieci się uodparniają, a to źle wpływa na ich zdrowie” - mówi Joanna Kociołek-Bednarska, jakaś pracownik socjalny Fundacji Gajusz. A internautka o pseudonimie „pq” w komentarzu zatytułowanym „Oby wszystkim było… wygodniej” zamieszczonym na stronie internetowej Dziennika Łódzkiego dodaje: „Leki nasenne działają na ośrodkowy układ nerwowy, z czym wiąże się ryzyko poważnych działań niepożądanych, np. supresji ośrodka oddechowego. Stąd obowiązek obecności lekarza przy pacjencie po ich zastosowaniu. Obecność lekarza, nawet anestezjologa, nie daje gwarancji opanowania tych zagrożeń w 100 proc. według zasady, że nie ma 100 proc. gwarancji w medycynie. Z tego powodu dawka leku i czas, na jaki usypia się dzieci powinny być ograniczone do niezbędnego minimum (zabieg operacyjny, inwazyjne badania, radioterapia itp.)”.

 

Gdyby doktor Mengele wprowadził w obozie Auschwitz proceder usypiania dzieci (np. dzięki temu usprawniłby transport małych więźniów do komory gazowej) i został za to pochwalony przez Himmlera to bym się nie dziwił. Podobnie bym się nie zdziwił gdyby usypianie dzieci w celach ułatwienia transportu zostało podczas procesu w Norymberdze uznane za zbrodnię przeciwko ludzkości. Ale w samym środku Unii Europejskiej takie traktowanie chorych maluchów może zaskakiwać. Ale jak to mówią biznes jest biznes. A w biznesie ten osiąga lepsze wyniki finansowe, kto jest bardziej bezwzględny. A najlepsze ten kto żeruje „na państwowym”, gdzie zyski są prywatne a koszty państwowe.

 

A skoro o biznesie. Wydaje się, że najłatwiej wyłudzić od ludzi pieniądze porywając ich dzieci. Kto by żałował forsy, aby tylko uwolnić swoją latorośl? Porwanie to grubsza sprawa, można za nią beknąć. Ale można planując biznes zadać inne pytanie: kto żałowałby pieniędzy, aby oszczędzić cierpienia swojemu dziecku? A codzienne faszerowanie coraz większymi dawkami środka usypiającego wcale takie dobre nie jest. Reszta jest już prosta.


Najpierw należy przyjąć do szpitala chore na raka dziecko. Rodzice tego nie wiedzą, ale staje się ono zakładnikiem. (A jeszcze wcześniej zabiera się rodzicom składkę zdrowotną i większość zarobionych pieniędzy i utrzymuje gospodarkę w takim stanie, że ludzie raczej klepią biedę, niż delektują bogactwem, dzięki czemu są zdani na państwową służbę zdrowia, ale to inna sprawa rozgrywana na szczeblu państwa, więc ją tu pominiemy.) Rodzice są szczęśliwi, że znalazł się dla nich limit, że ktoś chce leczyć ich pociechę, warują więc przy łóżku dziecka ucieszni, że nikt ich nie wypędza. Ale jest tu pewien haczyk.

 

Za transport dziecka bez usypiania tegoż, razem z rodzicami, do innego szpitala na zabieg czy badanie trzeba zapłacić, bo inaczej pavulon albo coś podobnego zaaplikują choremu maluchowi. A to usypianie to wcale takie dobre nie jest i rodzice koniecznie muszą mieć tego świadomość, bo interes mógłby nie wypalić. No więc rodzic chcąc oszczędzić swojemu potomkowi stresu, rozłąki, usypiania, zgadza się na wynajęcie innej, większej karetki (od jakiejś zaprzyjaźnionej ze szpitalem firmy), za co już musi zapłacić. Ziarnko do ziarnka a zbierze się miarka. Z pewnością z takiego procederu można wyciągnąć spory szmal.

 

Zauważmy, że dyrektor szpitala miał pieniądze, ale wolał je wydać na remont apteki. Dlaczego? Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że z remontu apteki nie można doić forsy latami, tylko raz z ustawionego przetargu. Kupiłby karetkę to ktoś nie miałby kasy za przewożenie dzieci i nie miałby kasy z ustawionego przetargu na remont apteki. Miałby tylko kasę z ustawionego przetargu na zakup karetki. Więc wolał wydać pieniądze na farbę niż na karetkę. Nie jestem złośliwy, więc napiszę inaczej. Namnożyło się w szpitalach rzeczników prasowych i rzeczników praw pacjenta. Skoro są pieniądze na utrzymanie tych nierobów, to nie można powiedzieć, że szpitale nie mają pieniędzy. Opowieści więc o braku funduszy na karetkę można więc włożyć między bajki.

 

Ciekaw jestem czy gdyby przewożono uśpionego psa, np. takiego, który pogryzł dziecko, to czy nie protestowałaby Rzecznik Praw Zwierząt, Rzecznik Praw Dziecka, Rzecznik Praw Pacjenta, Rzecznik Praw Obywatelskich, prokuratury nie wszczynałyby śledztw, sądy nie sypałyby wyrokami, a tzw. aktywiści walczący o przywileje dla psów nie dostawaliby histerii? Pewnie tak byłoby. Ale kogo obchodzą polskie dzieci?


A swoją drogą, jak nieludzkim trzeba być, żeby w takim procederze uczestniczyć. Dyrektor, lekarze, pielęgniarki… Wiem, wiem podległość służbowa, ale SS-mani też wykonywali tylko rozkazy. Teraz, gdy powiedzieli o tym procederze w telewizorze to i wie o nim minister zdrowia, Rzecznik Praw Pacjenta, Rzecznik Praw Dziecka i pani premier Ewa Kopacz, która podobno jest lekarzem.

 

Michał Pluta

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną