Za kilka dni Szczyt Donald Trump - Kim Dzong Un. Czego się spodziewać?

0
0
0
/

Pomiędzy 10 a 14 czerwca br. ma odbyć się szereg spotkań Amerykanów z Koreańczykami z Północy w Singapurze. Już wydzielono kilka dzielnic, które mają być strefą bezpieczeństwa. W tym czasie dojdzie także do długo zapowiadanego i oczekiwanego spotkania Donalda Trumpa i Kim Dzong Una.     Spotkanie to jest przedstawiane jako przełomowe i mające kluczowe znaczenie dla światowego bezpieczeństwa. Oto dwóch przywódców, którzy nawzajem grozili sobie wojną atomową, spotka się, aby rozmawiać o przyszłości i pokoju. Amerykanie nie ukrywają, że najbardziej zależy im na nuklearnym rozbrojeniu Korei Płn, a Koreańczycy, że chcą głównie zniesienia sankcji. W zeszłym miesiącu ukazał się ciekawy artykuł Van Jacksona z Victoria University of Wellington w POLITICO, który zauważał, że Korea Północna manipuluje USA i Koreą Południową i rozgrywa je, jak chce. Zauważmy, że już same oczekiwania Amerykanów wobec tego szczytu są nierealne. Koreańczycy z Północy nigdy nie zrezygnują z broni atomowej, do której dążyli przez lata, która jest ich dumą i chlubą i co by nie mówić – jedynym gwarantem bezpieczeństwa. Przykład Kadafiego, który po dwóch latach od zrezygnowania z broni jądrowej za zniesienie sankcji został obalony, pokazuje dobitnie, że w dzisiejszym świecie tylko kraje z bronią atomową mogą być niepodległe. Żaden inny kraj nie odważy się bowiem na frontalny atak, wiedząc, że czeka go taka odpowiedź. Natomiast Koreańczycy mają prawo spodziewać się, że sankcje zostaną zniesione, jeśli nawet nie wszystkie, a tylko część i to nawet nie od razu – to zawsze coś. Tak, czy inaczej prawdopodobnie wyjdą oni z tego szczytu zwycięscy. Za obietnicę rozbrojenia coś zawsze utargują i poprawią odrobinę los swoich mieszkańców. Nie można zapominać, że to Kim Dzong Un rozdaje w tej grze karty. To on od początku roku robi gesty wobec Zachodu, które niewiele go kosztują. Na deklaracje pokojowe nic nie wydaje. Zburzenie zaś na oczach dziennikarzy zachodnich poligonu, który i tak się do niczego nie nadawał pod wpływem przeprowadzonych na nim prób jądrowych, także nie było specjalnym kosztem. Warto pamiętać, że niezależnie od tego, jak oceniamy USA, które są państwem masońskim, Kim Dzong Un jest mordercą, który zabił swojego wuja i brata (nie licząc tysięcy osób skazanych na śmierć), zamknął masę ludzi w obozach i jest największym prześladowcą chrześcijan na świecie według oficjalnych statystyk. Dla niego każda zbrodnia jest dopuszczalna, która tylko służy jego przetrwaniu u władzy. Mówienie więc o pokoju i rozbrojeniu jest jedynie nowym etapem budowania swojej silnej pozycji. Po wykończeniu przeciwników politycznych, osiągnięciu broni jądrowej, przychodzi czas na reformy gospodarcze. Tutaj potrzebne jest zniesienie sankcji, a kto wie, może nawet jakaś pomoc finansowa, którą mógłby dać Zachód za drobne ustępstwa. Rozmowy Trumpa z Kim Dzong Unem nie mają w tym kontekście żadnego sensu. Jedyne, co Trump może osiągnąć, a wraz z nim władze Korei Południowej, to sukces medialny, który może przełożyć się ewentualnie na nagrodę Nobla lub lepsze sondaże. Jak określić zabieg Trumpa, który odwołał spotkanie z 12 czerwca, by niedługo potem powiedzieć, że odbędzie się dwa dni później? Co się realnie mogło zmienić w tym czasie? Czy nie jest to jedynie PR i chęć dokonania za wszelką cenę "przełomowego aktu", w którym nic przełomowego nie ma?    

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną