Nie biegamy z fiołkami

0
0
0
/

Z wciąż niedokończoną Świątynią Opatrzności Bożej w warszawskim Wilanowie, jest trochę tak jak z naszą niepodległością. Jest też niedokończona, jak rewolucja Solidarności. Nie wszyscy wiedzą, że na terenie Ogrodu Botanicznego, tego starego obok Łazienek, pozostał ślad po pierwszej próbie wzniesienia świątyni w 1792 r.

Maleńka budowla zwieńczona metalowym krzyżem, przypomina trochę kapliczkę. To pozostałość rozpoczętego filara dolnego kościoła. Na wmurowanej tablicy czytamy: „W tym miejscu 3 maja 1792 r. położono kamień węgielny pod budowę Świątyni Opatrzności. Wzniesieniem jej Sejm czteroletni pragnął uczcić uchwalenie Konstytucji”. Pod napisem podpisali się rektor i społeczność Uniwersytetu Warszawskiego. Ogród Botaniczny przy Łazienkach należał do tej uczelni.

W czasach PRL wokół budowli panowała cisza. Kiedy w 1947 r. Kościół usiłował wrócić do tej inicjatywy, sprzeciw władz państwowych to uniemożliwił.

Z okazywaniem pamięci o tym fragmencie sakralnego votum dla Konstytucji 3 maja, w PRL było trudniej niż w czasach carskich. Za cara przynajmniej 3 maja grupki studentów przemykały nie rzucając się w oczy do Ogrodu Botanicznego z „umówionymi” bukiecikami fiołków, by w patriotycznym geście złożyć je przy namiastce budowli. W PRL-u starano się wymazać z pamięci Polaków jakiekolwiek ślady inicjacji świątyni. I tak, tajemniczy obiekt pozostał kompletnie zapomniany. Aż do 1964 r., kiedy bez rozgłosu, w niszy kapliczki, społeczność akademicka wbudowała wspomnianą tablicę. Jednak nadal większość spacerowiczów nie ma pojęcia, że mijają historyczny fragment fundamentów „pierwszej odsłony” Świątyni Opatrzności.

A pod zaborami naród pamiętał. W 1891 r., w setną rocznicę proklamowania Konstytucji, do fundamentów Świątyni Opatrzności warszawiacy pielgrzymowali z fiołkami tak gromadnie, że wywołało to ostrą reakcję carskich władz. Owego roku 3 maja przypadała prawosławna Wielkanoc. Wydawało się, że zajęci świętowaniem Rosjanie darują sobie czujność. Pochody jednak brutalnie rozgonili kozacy z nahajkami. Aresztowano 32 osoby, wiele ukarano „zsyłkami” administracyjnymi. Od tego czasu Ogród Botaniczny i Łazienki zapobiegliwie udostępniano publiczności dopiero po 8 maja.

Mało kto wie, że dzień, w którym rozpoczęto wznoszenie świątyni według projektu Jakuba Kubickiego (tego od Arkad u podnóża warszawskiego Zamku), przeszedł do historii jako największe narodowe święto przed utratą niepodległości.

Już od połowy marca teren pod świątynię plantowało w pośpiechu 8 tysięcy robotników i żołnierzy. Za zgodą Papieża na 3 maja, specjalnie na tę okoliczność, zostało przeniesione święto patrona Polski św. Stanisława. Procesji towarzyszyły oddziały wojskowe w paradnych strojach. W miejscu głównej uroczystości wystawiono 11 szwadronów kawalerii, gwardię konną i grenadierów gwardii pieszej koronnej. Wymarszowi króla z zamku towarzyszyło bicie dzwonów kościelnych w całej Warszawie! A gdy Mszę Św. w kościele Świętego Krzyża kończyło donośne „Te Deum”, po drugiej stronie Wisły grzmiały armatnie salwy. Miejsca w oknach budynków na trasie procesji trzeba było rezerwować parę miesięcy wcześniej i opłacać sowicie, żeby móc obserwować przebieg wydarzenia.

Na miejscu budowy wybrano ziemię, by podczas inauguracji utworzyć rodzaj amfiteatru dla dostojników świeckich i duchownych, przedstawicieli województw, miast, ziem i powiatów, które specjalnie opodatkowały się na rzecz świątyni. Pod poświęcony przez prymasa kamień węgielny podłożono monety wybite za panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego oraz okolicznościowe medale. Jak donosiły ówczesne gazety: „po dokonaniu poświęcenia prymas podał królowi pozłacane: kielnię i młotek, by monarcha symbolicznie zapoczątkował budowę świątyni”. Kielnia i młotek trafiły w 1916 r. do Muzeum Czartoryskich w Krakowie, gdzie są do dziś.

18 maja budowę przerwała wojna z Rosją, a potem rozbiory.

Inicjatywa wzniesienia świątyni dziękczynnej za uchwalenie Konstytucji 3 Maja 1791 r. jako wypełnienie ślubów Sejmu Czteroletniego, została podjęta jako testament narodu w międzywojniu. W 1938 r. był już gotowy projekt Bohdana Pniewskiego. Świątynia stanąć miała na Placu na Rozdrożu, ale w następnym roku… mieliśmy wojnę z Niemcami.

Przypomniał o tym ślubowaniu Prymas Polski kard. Józef Glemp. Sejm i Senat III RP potwierdziły aktualność zobowiązania. W 1999 r. Jan Paweł II podczas wizyty w Polsce poświęcił kamień węgielny, a 2 maja 2002 r. kard. Glemp go wmurował.

Budujemy tę świątynię, przy niemałych też dotacjach z budżetu państwa, prawie 10 lat i wciąż toczą się spory, czy warto inwestować w to gigantyczne przedsięwzięcie, które się wielu nie podoba, pochłonęło już mnóstwo pieniędzy i oddalone jest kawał od śródmieścia Warszawy. Czy warto w sytuacji, gdy zmniejsza się liczba uczestniczących w nabożeństwach i mszach św. Wreszcie – czy warto dziękować za tę wolność, jaką mamy obecnie, bo dla sporej części Polaków to wciąż jest jednak wolność połowiczna, wolność ludzi pozbawionych własności w wyniku okrągłostołowego dealu.

Na to pytanie każdy musi sobie odpowiedzieć sam, bo wraca ono jak bumerang. Podobnie jak na pytanie czy mogą być „prawie wolne wybory” i czy powinniśmy uczynić dzień 4 czerwca świętem narodowym.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną