Bawarski ryk i francuska hipokryzja

0
0
0
/

Jedność Unii Europejskiej pruje się jak stary sweter nadgryziony przez mole. Eurokraci wciąż straszą nas karami za brak praworządności, zmieniają w sposób dla Polski niekorzystny obowiązujące dotąd kryteria przydziału środków z funduszu spójności, ustawiają pod własne korzyści zmiany w dyrektywie o pracownikach delegowanych, by utrącać konkurencyjność polskich firm, pysznią się starszeństwem uczestnictwa we Wspólnocie i bez przerwy pouczają.

     

Jest to irytujące, bo choć się do tego głośno nie przyznają, gdyż sporo nam za odmowę narzuconych kwot uchodźców kijów poprzykładali, to jednak zaczyna do nich docierać prawda, że ludziom, którzy masowo płyną do Europy za lepszym życiem należy pomagać na miejscu, a nie zamykać w obozach dla uchodźców, asymilować na silę, czy z niezadowolonych „produkować” terrorystów. Tę oczywistą prawdę, jako zasadę przyjęła Polska, ale że mieliśmy rację, dziś nam tego nikt nie przyzna.

Teraz cytuje się horrendalnie bogatego, wpływowego ideologa lewicy i specjalistę od mieszania wszystkiego ze wszystkim, George`a Sorosa, który już oficjalnie stwierdza, że pomoc ludności szykującej się do wyjazdu do Europy, powinna być świadczona w krajach ich zamieszkania i jest to optymalne rozwiązanie. Soros też głosi, że dla Afryki przydałby się jakiś Plan Marshalla.

Większość ekspertów uważa, że ​​zjawisko imigracji jest wciąż w powijakach i hekatomba dopiero nastąpi. Według prognoz ONZ populacja afrykańska wzrośnie z 1,3 miliarda do 2,4 miliarda w 2050 roku, a do 4 miliardów pod koniec wieku. Bez zakrojonego na szeroką skalę planu pomocy na rzecz rozwoju, aby zatrzymać migrantów ekonomicznych na kontynencie afrykańskim, Europa nie będzie w stanie przezwyciężyć kryzysu.

Problemy z imigrantami poróżniły już klepiących się dotąd po plecach uczestników unijnych szczytów. A wszystko przez to, że w UE zaczęły się poważne rozdźwięki, co z tymi imigrantami robić, skoro Zachodnia Europa dobrobytu jest już nimi dosłownie zatkana. W Paryżu koczują w samym śródmieściu w rozbitych namiotach, tworząc ruchome miasteczka, które gdy je zlikwiduje policja, natychmiast wyrastają w innej dzielnicy.

W ostatnich dniach skoczyli sobie do oczu prezydent Francji Emmanuel Macron i wicepremier Włoch Matteo Salvini. Poszło o to, że Włochy odmówiły przyjęcia statku „Aquarius” z ponad sześciuset imigrantami na pokładzie. Marcon wyzwał Włochów od cyników i oskarżył o nieodpowiedzialność, Włosi odparowali, że cynikiem i hipokrytą jest Macron, który proces naprawczy powinien zacząć od siebie. Rzeczywiście, Pałac Elizejski milczał po odmowie Włochów przez trzy dni, wyraźnie wyczekując na rozwój sytuacji, by po tym jak hiszpański rząd premiera Sancheza zaprosił „Aquariusa” do portu w Walencji, odezwać się udzielając Włochom reprymendy.

No i zaczęło się. Salvini, którego Liga Północna zwyciężyła w niedawnych wyborach na fali eurosceptycyzmu i antyimigranckich haseł, zażądał przeprosin i wypomniał Francuzom niedotrzymanie obietnic przyjęcia na swoje terytorium zadeklarowanej w porozumieniu liczby imigrantów.

Francja powiedziała, że jesteśmy cyniczni, ale od 1 stycznia do 31 maja, zawróciła na granicy z Włochami 10 249 osób, w tym kobiety, dzieci i osoby niepełnosprawne- zagrzmiał w parlamencie urażony Salvini, zachęcając Macrona, aby jako gospodarz przyjął jutro 9000 migrantów, jak było uzgodnione w umowie o relokacji w 2015 roku. Ale Francji w ramach tej procedury przyjęła tylko nieco ponad 600 osób… Włosi poczuli się osamotnieni. Salvini ostro stawia sprawę, że polityki wewnętrznej jego kraju nie będzie dyktowała mafia przemytników, zajmujących się handlem ludźmi, ani będące ich wspólnikami organizacje pozarządowe, finansowane z nieznanych źródeł i przywożące imigrantów statkami pod obcymi banderami. Co ciekawe, imigranci nie przybywają już z terenów objętej do niedawna wojną Syrii, lecz z Mali, Nigerii, Wybrzeża Kości Słoniowej, Senegalu, Kamerunu i Gwinei, dostając się do Europy przez Libię. Ci ludzie, w kwiecie wieku, nie uciekają przed wojną, po prostu biegną do lepszego życia i darmowych pieniędzy z krajów przyjmujących.

Trudno mieć o to do nich pretensje, bo skoro są przyjmowani, to przyjeżdżają. A przybywają z krajów postkolonialnych i – o ironio – starają sie dostać do społeczeństw swoich dawnych kolonizatorów.

Ryk protestu w sprawie imigrantów słychać jeszcze ze strony niemieckich chadeków z CSU, pozostających w rządowej koalicji kierowanej przez Angelę Merkel. Bawarska CSU zagroziła w czwartek przyjęciem innego niż CDU kursu w polityce azylowej, jeśli partia Merkel nie zgodzi się na forsowany przez lidera CSU i szefa niemieckiego MSW Horsta Seehofera natychmiastowy zakaz wjazdu do Niemiec określonych grup imigrantów, których ten chce zatrzymywać na granicach. Merkel upiera się, by o rozstrzygnięciach azylowych decydować w modelu ogólnounijnym, nie krajowym. Ale Seehofer nie chce czekać do najbliższego szczytu Rady Europy 28-29 czerwca. Nie wierzy, podobnie jak jego partia, że uda się tam osiągnąć w tej sprawie konsensus, skoro dotąd trwa pat. Nie wierzy nawet w proponowane przez Merkel rozwiązanie w postaci dwustronnych umów zawartych przez Niemcy z poszczególnymi krajami,

CSU czuje na plecach oddech rosnącej w siłę w Bawarii, antyimigranckiej Alternatywy dla Niemiec. A wybory w Bawarii już za trzy miesiące.

Macron, z kolei, wpadł w sidła własnych obietnic wyborczych. Przed rokiem wygrał prezydenturę m.in. zarzucając Marine Le Pen ksenofobię, deklarując otwarcie na imigrację i pozyskując głosy imigrantów. Teraz się wije, bo nastroje w kraju są już diametralnie inne. Francuzi mówią: trzeba zatrzymać to szaleństwo. STOP.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną