Wreszcie jakiś sukces

0
0
0
/

Na szczytach Unii Europejskiej dostawaliśmy w skórę od lat.         Pouczano nas – jak to robił Chirac – że straciliśmy okazję, by siedzieć cicho, kiedy tylko polskie stanowisko nie pasowało eurokratom do ich masońskich planów, a Macron walił w nas jak w bęben. Teraz wreszcie przyznano rację nam i całej grupie wyszechradzkiej. Możemy otwierać szampana. W porannym piątkowym komunikacie ze szczytu Rady Europy widnieje czarno na białym przekaz : nie będzie obowiązkowej relokacji imigrantów w krajach, które sobie tego nie życzą ani sankcji z tego powodu. Odetchnął maltretowany przez Brukselę Victor Orban, ucieszył się Mateusz Morawiecki i reszta bojowników z V4. Ale podczas nocnych obrad trzeba było jeszcze przeciągnąć na swoją stronę dziwnie nagle pogubionego premiera Czech Babisza, który się wahał, ale dał  przekonać. Teraz wszystkie liczące się media na Zachodzie mówią o zwycięstwie koncepcji imigracyjnej Grupy Wyszehradzkiej i raptem okazało się, że „Wyszehrad” pasuje wszystkim 28 państwom UE. Ale to Brukselskie porozumienie, zawarte o 4 rano po dziewięciu  godzinach negocjacyjnego maratonu,  jest kruchym kompromisem.  Dlatego włóżmy między bajki komunikat, który przewodniczący RE Donald Tusk napisał na Twitterze, że „Liderzy 28–krajów porozumieli się na unijnym szczycie ws. wniosków ze szczytu, w tym migracji” i kończy się etap sporu o kształt polityki migracyjnej  Wspólnoty. To nieprawda. Twierdzę wręcz, że zaakceptowane stanowisko Grupy Wyszehradzkiej to jedyny, wymierny uzysk dla wszystkich państw UE. Reszta uzgodnień jest niedookreślona, pozostaje kwestią otwartą i tak naprawdę nie rozwiązuje problemów. Weźmy na przykład pomysł hotspotów, czyli obozów koncentracji imigrantów, nazwanych ze względu na nazistowskie skojarzenia „platformami”, w których miałaby odbywać się selekcja na tych, którzy chcą dostać się do Europy ze względów politycznych(jest ich tylko 7 proc.) i imigrantów zarobkowych. To w hotspotach miałoby się decydować o prawie do azylu, resztę odsyłano by do kraju pochodzenia. Tuż przed szczytem zarówno prezydent Macron, jak i premier Włoch Conte dwoili się i troili, by przekonać Libię, Tunis i Maroko na takie hotspoty na swoim terenie. I chociaż zapewniano, że będą finansowane ze środków unijnych, z pracownikami i wolontariuszami z UE żaden z tych krajów nie chciał o tym słyszeć, wiedząc ,że to oznacza konflikty. Albański prezydent również się sprzeciwił. Koncepcja” platform” czyli zejścia na ląd migrantów spoza UE jest zapożyczona z organizacji pomocy uchodźcom UNHCR, ale zasady jej funkcjonowania na terenie Afryki nadal nie zostały przez UE uszczegółowione. Po niewypale negocjacji z afrykańskimi krajami leżącymi nad Morzem Śródziemnym, na brukselskim szczycie wrzucono pomysł tworzenia „platform na terenie UE, ale dobrowolnie, bez przymusu i karcenia np. Włochów za nieprzyjęcie „Aquariusa”, zależnie od sytuacji i nasycenia imigrantami danego kraju. Już widzę te zgody państw, które ochoczo się tego podejmują, bo jeszcze żaden kraj, a zwłaszcza Francja czy Włochy, nie wnioskowały o takie „gorące punkty” na swoim terytorium. Ustalono też konieczność uszczelniania granic  zewnętrznych UE, wzmocnienia obsady oraz wsparcia finansowego Frontexu, formacji parawojskowej, którą do tej roli jakiś czas temu powołano. Była też mowa o konieczności wzmożenia czujności i kontroli w pasach  wewnętrznych granic UE. Strefy Schengen jednak nie zawieszono. Porozumienie wzywa również państwa członkowskie do "podjęcia wszelkich niezbędnych wewnętrznych środków”, aby zapobiec przemieszczaniu się migrantów między krajami UE. Te"wtórne ruchy"powodują zbliżanie  się do Niemiec, gdzie imigracja znajduje się teraz w centrum debaty politycznej, co osłabia Angelę Merkel. Kompromis azylowy i przekształcenie porozumienia dublińskiego, w jakiś bardziej korzystny układ, chroniący kraje takie jak Włochy, Grecja, Hiszpania i inne będące na pierwszej linii inwazji imigrantów płynących z Afryki do UE nie wypracowano. Na razie postawiono, jak chciała Angela Merkel, na porozumienia dwustronne i dobrą wolę państw.  Z kompromisu azylowego UE zmierza w kierunku większej ochrony przed niekontrolowaną imigracją, ale to jeszcze daleko do rozwiązania kryzysu. Kanclerz Austrii Sebastian Kurz zorganizował nawet dla postrachu na granicy ze Słowenią ćwiczenia z użyciem wojska, żeby pokazać obronną gotowość swego kraju. Porozumienie jest miałkie. Daje jednak kanclerz Merkel trochę czasu na zaczerpnięcie powietrza, zanim szef CSU Horst Seehofer, który zagroził, że jeśli szczyt brukselski poniesie fiasko, zablokuje jako minister spraw wewnętrznych granice Bawarii, przez którą z Austrii przedzierają się imigranci, licząc na lepszy „socjal”. Merkel osłabili jeszcze ludzie z jej własnej partii CDU, ze struktur z Saksonii i Wirtembergii, wzywając, by ustąpiła. Zaraz po zakończeniu imigranckiego maratonu na Twitterze zaćwierkała komentarzem Marine Le Pen, prezes Ruchu Narodowego (byłego FN)   „Ta umowa nie rozwiąże całego problemu powodzi migracji,”.  "Ale ma przewagę " – dodała – " kraje mają obecnie prawo do odmowy. I to Emmanuel Macron "będzie odpowiedzialny wyłącznie za masową imigrację we Francji". Oj, dzieje się.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną