McŚwiat - kulturowy Czarnobyl: to nam przygotowują

0
0
0
/

Wczorajszy świat, można powiedzieć – normalny świat, opierał się na gospodarce wytwarzającej materialne towary.

          McŚwiat to świat, w którego gospodarce dominują towary niematerialne i usługi. W pewnym momencie zaczęto mówić w sferach ekonomicznych, że gospodarka Stanów Zjednoczonych podupada. USA zaczęło bowiem tracić rolę gospodarczego lidera. Dopiero wiele lat później zauważono, że wcale tak nie jest. Co prawda USA przestało być potentatem w zakresie towarów, do których dotąd świat był przyzwyczajony – towarów materialnych (np. w 1974 r. wytwarzano tam 100% kości pamięci DRAM, a w 1987 mniej niż 25%), ale zdominował rynek towarów niematerialnych i usług. Zauważono, że usługi to już nie tylko gastronomia i transport, ale, i to już w znacznie większym stopniu, finanse, ubezpieczenia, informacja i telekomunikacja, rozrywka, w tym w znacznej mierze to, co można zaliczyć do sfery stylu życia i kultury . B. R. Barber stwierdza więc: „Rozwój ekonomii, od tuż powojennych do postmodernistycznych form, to w gruncie rzeczy historia dość banalna: od towarów do usług, od nieskomplikowanej do bardzo złożonej technologii, od rzeczywistego do wirtualnego, od ciała do duszy. Na dzisiaj lekcja przedstawia się następująco: w jutrzejszym McŚwiecie zasoby naturalne będą się mniej liczyć niż towary, produkty przemysłowe mniej niż dobra związane z telekomunikacją i informacją, towary mniej niż usługi, usługi w ogólnym pojęciu mniej niż usługi z branży informacyjnej, telekomunikacyjnej i rozrywkowej, oprogramowanie jako takie mniej niż oprogramowanie kulturalne zawierające się w bitach obrazów i dźwięków wytwarzanych przez agencje reklamowe i studia filmowe. Gdy podążamy za tą logiką i śledzimy opisywane przez nią ekonomiczne spektrum, Stany Zjednoczone zaczynają prezentować się lepiej, rosną w potęgę, a twierdzenie, że Ameryka wypadła z ekonomicznej łaski staje się coraz bardziej podejrzane. Co więcej, konsekwencje tej logiki, choć tak dobrze wróżą gospodarczemu przywództwu Ameryki, źle wróżą demokracji. Kapitalizm państwa narodowego przyczynił się niegdyś do stworzenia podstaw demokracji, dzisiejszy globalny kapitalizm McŚwiata może zapowiadać jej upadek” . B. R. Barber pisze również: „McŚwiat to przede wszystkim wytwór kultury masowej napędzanej przez niepohamowaną komercję. Wzornik jest amerykański, forma – szykowna, towarami są obrazy. To nowy świat globalnych transakcji, gdzie zamiast starego zawołania: Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się! rozbrzmiewa całkiem nowe: Konsumenci wszystkich krajów, łączcie się! Wszystko, czego wam potrzeba dostaniecie, gdy zakujemy was w nasze kajdany!”. Czym dokładnie jest, jak dokładnie wygląda i jak funkcjonuje dziś na świecie ten sektor produkcji towarów niematerialnych i usług nazywany też przez B. R. Barbera „telesektorem inforozrywkowym”? Stanowią go reklama, telewizja, film, parki tematyczne, gry komputerowe itp., a więc ta gałąź gospodarki, która jest integralnie związana z kulturą. B. R. Barber mówi, że przemysł rozrywkowy nie niszczy duszy. On „tylko” ją wchłania, rozbiera na części i składa na nowo. W tym ujęciu dusza staje się „bardziej skutecznym mechanizmem konsumpcji niż ciało”. Produkty tego telesektora mają przerażająco szkodliwe skutki dla ludzi. Obrazowo ujęła to Ariane Mnouchkine określając EuroDisneyland jako „kulturowy Czarnobyl”. Rozszerzanie się telesektora i dominacja w jego ramach kilkudziesięciu firm (w 1981 światowy rynek był zdominowany przez 46 firm, obecnie jest ich tylko 23) spowodowało w znacznej mierze zniszczenie narodowych kultur i wytworzenie jednej globalistycznej pseudokultury. Łączenie się wielkich koncernów „produkujących” kulturę (w tym książki i filmy) określono terminem „synergia”. Jak zwraca na to uwagę B. R. Barber, jest to eufemizm oznaczający w istocie monopol. Taki monopol zaś to uniformizacja. Skutkiem tego jest wszechobecna wirtualna cenzura. B, R. Barber stwierdza więc: „To nie żadna synergia, tylko komercjalny totalitaryzm”. Kto nas zniewala? Kto niszczy naszą kulturę i nasze dusze? B. R. Barber nie chce wskazać „centrum dowodzenia”, twierdzi nawet, i brzmi to kuriozalnie, że go nie ma, pisząc: „Niemądre byłoby sugerowanie, że mamy do czynienia ze spiskiem lub jakimiś bezwzględnymi zakusami politycznymi. McŚwiatem kieruje automatyczny pilot”. Doradca Clintona idzie tu tropem Neila Postmana, który mówi o tyranii technologii i wszechobecności „technopola”. „Technopole” polega na „podporządkowaniu wszystkich form życia kulturalnego władzy techniki i technologii”. Czy ta władza faktycznie jest bezosobowa? Czy w ogóle może być taka bezosobowa władza? Oczywiście, że nie. To przeczy logice i zdrowemu rozsądkowi. To po prostu całkowicie niemożliwe. A może B. R. Barber myśli tu po prostu jak rasowy poganin-panteista i pisząc o bezosobowej władzy utożsamia ją z absolutem stanowiącym świat (panteizm), którego reprezentują „wybrańcy”? Tak czy inaczej gdzieś w „mroku” kryją się tu, bez wątpienia, konkretne osoby. Nie trzeba być bardzo domyślnym, by dojść do wniosku, że chodzi o masonerię. Do czego ta bezosobowa władza, zdaniem B. R. Barbera zmierza. Doradca Clintona, trochę żartobliwie, pisze: „Otrzymalibyśmy jedną korporację wytwarzającą jeden produkt, który zaspokaja wszystkie potrzeby: but sportowy wyposażony w przewód doprowadzający pożywienie, połączony z okularami przeciwsłonecznymi, które wstrzykują coca-colę prosto do żył ucha wewnętrznego, a szeroko rozwartym oczom prezentują migotliwe wideoklipy”. Następnie, już całkowicie poważnie, stwierdza: „Logika ta rodzi nieobliczalne konsekwencje polityczne; swego rodzaju totalitaryzm bez totalitarnej władzy, gdzie każdy jest poddanym, a rządzących nie ma. Kobietami i mężczyznami rządzą ich własne apetyty, nie zaś mniej bezwzględni tyrani, których się zawsze obawiano – dyktatorzy czy monopartie . Zauważmy, że zaprezentowana jest tu wprost klasyczna koncepcja tyranii szatana, który przejmuje władzę nad człowiekiem, gdy ten poddaje się swoim rządzom. Szatan manipulując tymi rządzami robi wtedy z człowiekiem, co chce, a człowiekowi wydaje się, że jest wolny. B. R. Barber pisze: „W solipsystycznej rzeczywistości wirtualnej w cyber-przestrzeni samo pojęcie wspólnotowości wydaje się zagrożone. Jak znaleźć wspólny grunt, skoro sam grunt przestaje istnieć, a ludzie stają się mieszkańcami abstrakcji? Być może wśród miriadów pojedynczych istot tkwiących przed ekranami komputerów i połączonych jedynie koniuszkami palców z wirtualną siecią Internetu wytworzy się jakaś nowa forma wspólnoty, ale politykę takiej społeczności trzeba będzie dopiero wynaleźć, i raczej trudno stwierdzić, że będzie miała demokratyczny charakter. Użytkownicy Internetu gadają co prawda o swojej społeczności, ale kiedy ostatnio któryś z nich rozmawiał z sąsiadem? Jeśli „dobrym płotom zawdzięczamy dobrych sąsiadów”, jak mówi przysłowie, to sąsiedzi wirtualni gwarantują dobre płoty – przeciw sąsiadom prawdziwym”. Stwierdza też: „Woody Guthrie śpiewał kiedyś na cześć potencjalnej amerykańskiej wspólnotowości (…): To jest twój kraj, to jest mój kraj. Czyim krajem jest Disneyland? Albo nowy kraj Stevena Spielberga? Do kogo powinien należeć McŚwiat, i czy właściciele będą w stanie wyrwać go z rąk nieodpowiedzialnych i całkiem przypadkowych jednostek, czy też nieodpowiedzialnych i ultramonopolistycznych korporacji, będących jego aktualnymi posiadaczami? Poeci mniej utalentowani niż Guthrie zaproponowali niedawno własną odpowiedź: My jesteśmy światem. Ale czyim? I gdzie są ci my w McŚwiecie, który uznaje cały galimatias pojedynczych ja, działających impulsywnie na anonimowym rynku, ale nie daje żadnych wskazówek co do wspólnej tożsamości czy miejsca wspólnoty na tymże rynku” . Doradca Clintona opisując McŚwiat wprowadza wśród wielu nowych pojęć również pojęcie „Hollyworld” czyli swego rodzaju odrębnego świata wytworzonego przez Hollywood, w którym zostaje uwięziony współczesny człowiek. B. R. Barber mówi wprost: „To Hollywood zastawiło stół dla McŚwiata”. Ten Hollyword to świat, z którego wyeliminowano, tak naprawdę, pismo (książki), a nawet same słowa, to świat, w którym „abstrakcyjność języka ustępuje miejsca dosłowności obrazu, a odbywa się to kosztem wyobraźni, która obumiera, bo cała praca została za nią wykonana”, to świat, w którym zarejestrowany dźwięk wzmacnia oddziaływanie obrazu zajmując miejsce „słów, liczb, i innych szyfrów, za pomocą których ludzie tradycyjnie się porozumiewali” . Ludzi, stwierdza B. R. Barber zaczyna kształtować obraz telewizyjny i filmowy, przede wszystkim seriale i fabularne filmy długometrażowe, które stają się zarazem „coraz bardziej ujednolicone pod względem treści, w miarę jak ich dystrybucja nabiera coraz bardziej globalnych wymiarów”. I tak, stwierdza doradca Clintona: „Coraz więcej ludzi na całym świecie ogląda filmu, które coraz mniej się od siebie różnią. (…) Co więcej, monokultura rozkwita coraz bardziej, w miarę jak zacierają się różnice między firmami telefonicznymi, sieciami kablowymi, stacjami radiowymi i telewizyjnymi oraz producentami oprogramowania, a gigantyczne korporacje łączą się ze sobą. Zróżnicowanie ustępuje miejsca uniformizacji, konkurencję wypiera monopol. Kilka potęg o światowym zasięgu stanowi o tym, co jest tworzone, kto to rozpowszechnia, gdzie jest pokazywane, jak przyznaje się licencje na dalszy użytek. W takich warunkach nie ma mowy o prawdziwej konkurencyjności rynku idei i obrazów”. Zobaczmy, w tej samej książce B. R. Barber głosi stanowczo, że nie ma spisku, że nie mają miejsca jakieś bezwzględne zakusy polityczne, że McŚwiatem „kieruje automatyczny pilot”, a tu przyznaje wprost, że o tym, co w McŚwiecie najważniejsze decyduje kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt konkretnych osób.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną