Czy nowele Grabińskiego mogą konkurować z "produktami popkultury"?

0
0
0
/

Z czym kojarzona jest Polska w dalekich zakątkach świata? Niestety, z niewieloma rzeczami. "Popkultura ze Stanów Zjednoczonych" dociera w każdy zakątek, a gdybyśmy komuś, powiedzmy, z  mieszkańcowi "głębokiej" Brazylii pokazali zdjęcie Warszawy - czy wiedziałby z jakim miastem w jakim kraju ma do czynienia? A co z polską kulturą? Miłośnicy science-fiction  w Brazylii rozpoznają Stanisława Lema. W ostatnich latach ogólnoświatową karierę zrobiły gry o wiedźminie. Usłyszałem ostatnio o Brazylijczyku, któremu Polska nie kojarzyła się ani z Janem Pawłem II ani z Lechem Wałęsą ale właśnie z wiedźminem. Dziś niewielu, także, niestety, Polaków pamięta o  niezwykłym pisarzu porównywanym z Edgarem Allanem Poe'm a nawet H.P. Lovecraftem; o twórcy opowieści grozy, Stefanie Grabińskim. Ci, którzy o Grabińskim i jego twórczości pamiętają są świadomi, że jego najbardziej znanym dziełem jest zbiór opowiadań ,,Demon ruchu",  związanych z koleją. Istnieje też nagroda jego imienia przyznawana za najlepsze opowiadania i powieści grozy. Grabiński stworzył podgatunek horroru zwany ,,horrorem kolejowym". Co jednak odróżnia go od - powiedzmy, jego imiennika i zarazem kolegi po fachu - Stephena Kinga? W twórczości Grabińskiego, mimo, że pisanej już w XX wieku, pobrzmiewa wciąż wiek XIX. Opowiadania tchną tajemnicą i grozą. Dlaczego jednak Grabiński został zapomniany i to już za życia (zbieżność z losami Lovecrafta, który jednak po śmierci zyskał sławę, która trwa po dziś dzień)? Istnieje przekonanie, że Grabiński po prostu wyprzedził swoją epokę, jednak już po wojnie jego twórczość niektórzy uznawali za ,,przestarzałą" - choć podobno dobre historie nie starzeją się nigdy. A przecież twórczość Grabińskiego była przekładana na język filmu i nawet dzisiaj można by ją ,,eksportować" do innych państw. Okazuje się bowiem, że polska kultura może być towarem eksportowym - jeżeli zrobi się to we właściwy sposób. Jakie szanse mieć może kultura czy literatura z postkomunistycznego kraju w starciu z tą z zachodnich krajów? A jednak...  gdy wspomniane gry o wiedźminie zachęciły obcokrajowców do przeczytania literackiego oryginału - czy niemożliwym jest, by nieznane na świecie dzieła polskiej kultury osiągnęły sukces? Kolejna kwestia: czy  wzmiankowana uprzednio twórczość Stefana Grabińskiego ma szansę na świecie choć odrobinę "pokonkurować" z amerykańskimi produktami eksportowymi?  Jego powieści oraz nowele zasługują nadał na uwiecznienie filmowe z rozmachem! Wielu jednak o Grabińskim zapomniało, a zachwyt odbiorców pochłonęła marka ,,Gwiezdnych Wojen"  -  dziś potęga. Kilka lat temu kupiona przez koncern Disneya przeżywa swój renesans dzięki nowym filmom (choć niektórzy twierdzą, że jest to rozmienianie się na drobne). Jednak tak zwana ,,trylogia prequeli", filmów dziejących się przed klasyczną trylogią z przełomu lat 70 i 80 rozczarowała wielu fanów. Wątek zakazanej miłości wyśmiewany był jako źle zaaranżowany, w zamierzeniu sympatyczny kosmita Jar Jar Binks uznawany jest za niezwykle irytującą postać. Krytykowano też  porzucania zamysłu charakteryzacji aktorów oraz statystów, nie wspominając już o dekoracjach planu filmowego na efekty komputerowe. Krytyki było znacznie więcej, jednak dziś zamierzam skupić się na książce opisującej powstanie pierwszego filmu z nowej trylogii ( której niestety wielbiciele twórczości Grabińskiego nie doceniają)  - ,,Mrocznego Widma". Jakie nastroje i nadzieje panowały wśród ekipy tworzącej tak nielubiany przez wielu później film? Dla wielu był on rozczarowaniem. Książka ,,Część I Mroczne Widmo - jak powstawał film" jest zapisem powstawania jednego z popkulturowych fenomenów, którego sława  i niesława żyje do dziś, udokumentowane wszelkie wyzwania przed jakimi stali twórcy filmu (np. potrzeba noszenia gumowych kostiumów w gorącej Tunezji, niejednoznaczny  wybór aktorów, praca nad dźwiękiem, czerpanie z autentycznych  historii, odgłosy statków kosmicznych  zbliżone do odgłosów samolotów z okresu II wojny światowej, wyścigi śmigaczy na pustynnej planecie Tatooine zaś wzorowane na wyścigach samochodowych z lat 50 i 60). W książce opisywane są też kwestie ,,ożywiania" postaci, takie jak realistyczna gra świateł na skórze stworzonych w komputerze kosmitów czy poruszanie pacynką mistrza Yody. Choć wydawałoby się, że książka ta jest adresowana do miłośników ,,Gwiezdnych Wojen" i miłośników sztuki filmowej w ogóle, to jednak jest ona czymś cennym także dla miłośników historii. W końcu mówimy tu o filmie z serii, która zapoczątkowała ,,kino nowej przygody" i jest jedną z najlepiej rozpoznawanych marek na całym świecie. Książka jest autoryzowana -  toteż brakuje w niej opisów ewentualnych scysji na planie, jednak pozostaje fascynującym dokumentem tworzenia się historii i to nie tylko tej w odległej galaktyce. Z nadzieją "wzajemnego docenienia" odbiorców wysmakowanego kina oraz prozy te kilka słów wieńczę fragmentem jednego z kolejowych opowiadań Grabińskiego - może miłośnicy galaktycznych opowieści zagustują i w tej konwencji: "Po opróżnieniu wagonów maszyna szybowała parę metrów poza peron i pociąg podjeżdżał pod sklepistą, w granitowej ścianie wykutą halę. Tu stał długie godziny, wypatrując mroki pieczary oczodołami pustych okien, w oczekiwaniu na zmianę. Gdy nadszedł upragniony towarzysz, opuszczał leniwo skalne schronisko i odchodził w świat życia, w ognisko mocno grających tętent. A tamten zajmował jego miejsce. I znów stacya zapadała w senne drzemanie spowite kwefem mgieł. Ciszę odludzia przerywał chyba skwir orląt po okólnych żlebach lub szmer staczających się w parowy piargów...".

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną