Obronimy Podkarpacie przed demoralizacją - wywiad z Kazimierzem Jaworskim

0
0
0
/

Wywiad z Kazimierzem Jaworskim, działaczem katolickim, gospodarczym, w przeszłości senatorem.             Dziś Kazimierz Jaworski zaapelował do Zdzisława Gawlika (szefa PO na Podkarpaciu), Mieczysława Kasprzaka (podkarpackiego lidera PSL) i Elżbiety Łukaciejewskiej (podkarpackiej europosłanki z PO), by wycofali swe poparcie dla Tadeusza Ferenca jako kandydata na prezydenta Rzeszowa. - Nie kandydował pan w ostatnich wyborach, w ostatnich latach zaangażowany był pan w przedsięwzięcia o charakterze społeczno-gospodarczym. Niespodziewanie zabrał pan publicznie głos i to w sposób nietypowy, apelem do polityków PO i PSL na Podkarpaciu. - W Rzeszowie wydarzyło się coś, co jeszcze przed chwilą uważałbym za zupełnie nieprawdopodobne. Za przychylnością władz miasta, wręcz z udostępnieniem budynku Ratusza odbył się tzw. marsz równości, czyli jawne propagowanie niemoralności. Jeśli takie rzeczy zaczynają się dziać nawet na Podkarpaciu, w stolicy naszego konserwatywnego regionu, to oznacza, że idziemy tą samą drogą, co np. Irlandia. Musimy natychmiast podjąć środki zaradcze. - Ale co w tym dziwnego? Przecież w Rzeszowie już od prawie dwóch dekad rządzi Tadeusz Ferenc, a więc polityk SLD. - Ferenc to polityk SLD, ale dotychczas skrupulatnie wystrzegał się jakichkolwiek deklaracji światopoglądowych. W drobnych sprawach wręcz starał się zawsze przypodobać instytucjom kościelnym. Część katolików miała nawet pretensje do miejscowych duchownych, że wchodzą z nim w tego rodzaju współpracę. Ale przecież Ferenc był wybranym przez mieszkańców prezydentem i właśnie wystrzegał się wszystkiego, co mogłoby ukazywać go jako walczącego z Kościołem i jego nauczaniem. Aż do teraz, bo przecież popieranie takich manifestacji to radykalna deklaracja w zupełnie innym kierunku. - Co na to lokalna prawica? Przecież na Podkarpaciu rządzi PiS. - Niestety, nie podjęto żadnych wyraźnych działań. Samo to, że polityk SLD tyle lat może rządzić w stolicy konserwatywnego Podkarpacia pokazuje, że politycznie ktoś tu coś zaniedbywał. Teraz jednak granica została przekroczona bardzo zdecydowanie i trzeba natychmiast działać. - Czemu akurat apel do polityków PO i PSL? Czy to jest najważniejsze w tej sprawie? - Nie tylko ten apel. Wraz z działaczami konserwatywnymi z naszego regionu apelowaliśmy przede wszystkim do polityków prawicy, szczególnie tych wywodzących się z organizacji katolickich, o zmianę regulacji prawnych w sprawie imprez masowych. Natomiast apel do PSL i PO był konieczny, jeśli mamy osiągnąć niezbędny skutek doraźny. Jesienią Ferenc nie może po raz kolejny zostać prezydentem Rzeszowa, jeśli ma nie być znów takich manifestacji. Nie wiadomo zresztą, po jakie działania z lewackiego repertuaru jest gotów jeszcze sięgnąć, skoro postanowił po latach pokazać swoją prawdziwą twarz. Znam Elżbietę Łukaciejewską, Zdzisława Gawlika i Mieczysława Kasprzaka. Politycznie jesteśmy ludźmi z różnych obozów, wiele nas różni, ale jestem absolutnie pewien, oni osobiście nie popierają demoralizacji. Możemy się nadal różnic co do bardzo wielu rzeczy w Polsce, ale to powinno nas połączyć - Rzeszowem nie może rządzić ktoś, kto wpuszcza takie imprezy do Ratusza! Takich imprez po prostu nie życzą sobie w zdecydowanej większości mieszkańcy Rzeszowa i pokazały to nawet sondaże robione przez lokalne media przed sobotnim marszem. - Chce pan zachęcać PO i PSL, żeby poparli kandydata PiS, Wojciecha Buczaka? - Mogą wystawić własnego kandydata. To są wszystko kwestie wtórne. Zachęcam, proszę moich kolegów z PO i PSL byśmy się zgodzili co do jednego: jesienią Ferenc nie może być prezydentem, skoro zaczął robić takie rzeczy. - Podczas sobotniej imprezy poturbowani mieli zostać przez policję działacze narodowi. Czyli ktoś jednak protestował. Na trasie marszu działacze katoliccy odmawiali również różaniec. - Oczywiście, prawidłowość działania policji musi zostać skontrolowana. Jednak konfrontacja uliczna w tej sprawie to nie jest dobry pomysł. Działacze LGBT to jest radykalna, ale mniejszość. Ktoś, kto ustawia się nawet fizycznie na przeciwko nich mówi tym samym: to jest jeden ekstremalny radykalizm, my jesteśmy drugim radykalnym ekstremizmem, tylko z przeciwnym znakiem. A to przecież tak nie jest. Moralna większość nie chcąca manifestacji niemoralności w miejscu publicznym nie jest żadnym ekstremum, tylko właśnie broniącą normalności większością. Modlitwa jest potrzebna zawsze i przede wszystkim, natomiast modlitwa w formule oręża światopoglądowego, jest jakimś nieporozumieniem, jest deprecjonowaniem istoty modlitwy. Jeśli tak, to nie ma sensu konfrontacja uliczna, tylko trzeba żądać wprowadzenia rozwiązań prawnych dzięki którym swych praw będzie mogła bronić moralna większość. - Czego w takim razie oczekujecie od polityków wywodzących się z organizacji katolickich - mówił pan, że kierujecie do nich konkretne postulaty? - To nie jest tak, że wolność zgromadzeń jest wolnością absolutną. Lokalna społeczność, np. mieszkańcy miasta Rzeszowa mają również swoje prawa - np. określenia, jakie zgromadzenia publiczne uważają za niemoralne i sobie ich w przestrzeni publicznej swojego miasta nie życzą. Ustawodawca powinien stworzyć możliwość, by mieszkańcy każdego miasta za pośrednictwem reprezentujących ich radnych mogli uchwalić prawo miejscowe, które to ureguluje. Takiej inicjatywy ustawodawczej oczekujemy, a jeśli katoliccy posłowie jej nie podejmą, będziemy musieli to przeprowadzić w drodze inicjatywy obywatelskiej, czyli zbierając co najmniej sto tysięcy podpisów. Nawet orzecznictwo trybunałów europejskich potwierdza, że to nie jest tak, że publicznie każdy może prezentować dowolne treści nawet wbrew woli gospodarzy, mieszkańców miasta. Do Rzeszowa w sobotę zjechało się z Polski ludzi o pewnych poglądach i szczególnie podkreślali, że robią to w Rzeszowie, bo to katolicki region i oni katolom pokażą, że będą na ulicach prezentować treści godzące w nauczanie Kościoła. Nie ma żadnych powodów, by się na to godzić. - Doświadczenie z inicjatywami obywatelskimi nie jest ostatnio najlepsze. Sejm znowu wymiguje się od rozpatrywania obywatelskiego projektu dotyczącego ochrony życia. - To jest ten sam problem. W sejmie jest bardzo wielu posłów wywodzących się z organizacji katolickich. Problem w tym, że w praktyce niestety okazało się, iż nie tyle reprezentują oni katolików w partii obecnie rządzącej, co interesy tej partii rządzącej wobec Kościoła. Środowiska konserwatywne muszą sobie te sprawy z tymi posłami wyjaśnić. - Czy oznacza to, że zamierza pan kandydować w najbliższych wyborach samorządowych? - Myślę, że na tę chwilę to mało prawdopodobne. Jestem mocno zaangażowany w przedsięwzięcia o innym charakterze. Duży program fotowoltaiczny - ostatnio rozpoczęliśmy szkolenia dla monterów ładowarek do aut elektrycznych. To są kluczowe kierunki w planach najwyższych władz, zwłaszcza premiera Morawieckiego. Po drugie duży program hodowli ekologicznych krów mięsnych - właśnie to uruchamiamy, rzecz bardzo ważna dla rolnictwa na Podkarpaciu. Jednak nie mogłem nie zareagować wobec tego, co się stało w sobotę. Wraz ze środowiskami konserwatywnymi zrobimy wszystko, by zrealizować to, o czym mówiłem. Pan Ferenc nie może być prezydentem Rzeszowa, a starania o standardy moralne w działaniach publicznych muszą być bardziej skuteczne, niż obecnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną