Nie godzę się na folkslistę

0
0
0
/

Zacznę od tego, że szanuję opinie Stanisława Michalkiewicza, choć nie zawsze się z nim zgadzam.             Zwłaszcza z jego poglądami na system ekonomiczny, ubezpieczeniowy i wolnoamerykankę w dziedzinie zabezpieczeń społecznych. Ale nie o tym teraz chcę pisać. Michalkiewicz wprawia w zachwyt swoich zwolenników, gdy mówi o trzech stronnictwach w Polsce: ruskim, pruskim i amerykańsko – żydowskim, bo tylko takie, jego zdaniem, rządziły od 1989 roku. A jeśli weźmiemy pod uwagę czasy PRL – to ruskie od 1945. Czy mamy zatem szansę wybić się na niepodległość? Zdaniem Michalkiewicza obecnie – nie, bo sytuacja przypomina grecką tragedię. Biorąc udział w wyborach, możemy bowiem tylko zdecydować o tym, jaką podpiszemy folkslistę. Karty są przecież rozdane, a jeśliby sondaże i analizy socjologiczne pokazały zbyt dużą grupę niezdecydowanych i kontestujących obowiązujący układ, przeorientowane na różne strony „kiejkuty” zawsze „wystrugają z banana” jakiegoś „nowoczesnego”, młodszego od leśnych dziadków w parlamencie lidera, albo bimbrownika z Lublina, który podbierze opadłych w nadziejach, niczym zboże po gradzie. Dziś są takie metody perswazji i oddziaływań podprogowych, że każdego można złapać w sieć. A jak nie, to kupić obietnicami bądź bezpośrednio podsypać kasą na bieżąco. Jakie jest remedium?  – pytają Michalkiewicza zatrwożeni słuchacze, bo nie ma nic bardziej zgubnego niż opuszczenie rąk z bezradności. Zdaniem Michalkiewicza – pozostaje nam kultura i wychowanie patriotyczne młodzieży, by nie utraciła ducha. Pan Stanisław powołuje się na wzorce XIX wieczne naszej wielkiej literatury romantycznej i pozytywistycznej, dzięki którym Polska w sercach i narodzie trwała, choć jej nie było na mapie przez 123 lata. Zatem jakaś nadzieja na przetrwanie jest. Na pewno Polacy to naród romantyków i romantyczny paradygmat jest dla większości patriotów niczym wzorzec metra z Serves, choć może nie wszyscy sobie z tego zdają sprawę i ten fakt analizują. Ale mamy problem. Nie tylko z brakiem dobrej literatury po 1989 roku, ale – generalnie – z jakością kultury. Gdy patrzę na minione lata, widzę, że kultura była odsuwana na margines, ponad ćwierćwiecze wciskano nam za wzorzec cwanego biznesmena i zasadę, że „pierwszy milion trzeba ukraść”. Odsunięto od uczestnictwa w kulturze wielkie rzesze ludzi, fundując im „lekkie, łatwe i przyjemne” telewizyjne seriale o sztucznym życiu nierzeczywistych rodzin. Kiczowate wzorce niczym lalka Barbie. „Celuloidowy świat”, jak to kiedyś w rozmowie ze mną określił Krzysztof Zanussi, mówiąc, że dziś takiego filmu jak „Iluminacja” już by nie nakręcił, bo nie dostałby na taką produkcję pieniędzy. Gdy przeglądam stenogramy sejmowe, widzę, że o dokonującym się w Polsce procesie upadku kultury mówiono już w 1989 roku. Już wtedy niektóre środowiska biły na alarm, że jest źle. A potem było tylko gorzej, bo kulturę „odpuszczono”, lansując ideę ”po pierwsze – gospodarka, głupcze”. „Kasa, głupcze”. „Fura i komóra”. I Polacy weszli w to jak w masło. Nie wiem, czy Michalkiewicz przegląda coroczne raporty Biblioteki Narodowej o czytelnictwie. Włos się jeży!  Tylko 38 proc. Polaków przeczytało w zeszłym roku co najmniej jedną książkę i taki „obsuw” z niewielką fluktuacją utrzymuje się od 2008 roku. Zważmy – chodzi tylko o jedną książkę. A więcej niż siedem książek przeczytało tylko 9 proc.! W dalszym ciągu 63 proc. Polaków nie czyta książek w ogóle. I pomyśleć, że przeciętny Czech czyta średnio ponad 17 książek rocznie, a 79 proc. Czechów przeczytało w ubiegłym roku przynajmniej jedną książkę. Michalkiewicz wspomina, jak to Stefan Żeromski opisywał w „Dziennikach” wyczekiwanie na poczcie w Staszowie „Głosu”, w którym drukowano w odcinkach „Potop” Sienkiewicza. Na dalszy ciąg opisu dziejów bohaterów powieści z niecierpliwością czekało – oderwawszy się od pracy  – mnóstwo ludzi: szewców, czeladników, sklepikarzy, w tym niepiśmiennych chłopów, którym na miejscu jakiś urzędnik pocztowy usłużnie odczytywał głośno dalszy ciąg sienkiewiczowskiej powieści. „Nie darmo mówią, że naród zdaje rachunek przed Sienkiewiczem z uczuć polskich” skomentował to, zasłyszane od kogoś wydarzenie, Żeromski. Tymczasem Polacy dziś wcale już tak chętnie po Sienkiewicza nie sięgają. Dla wielu to ramotka. Zwyciężają romanse, kryminały, fantastyka i… „50 twarzy Greya”. I jest to dramat, bo skoro nie czyta się klasyki, zanika przekazywany z pokolenia na pokolenie kod kulturowy. Pisarz i poeta Ernest Bryll był przerażony wyrzuceniem przez poprzednią ekipę ministerstwa oświaty „Potopu” jako szkolnej lektury obowiązkowej, nie tylko z powodu zerwania owego kodu, ale też przekazu nadziei, że człowiek nawet z największego upadku jest się w stanie podnieść. O chodzeniu do teatru czy filharmonii nie ma nawet co wspominać. Kultura znów stała się droga i elitarna. Jeśli mamy się ratować – jak radzi Michalkiewicz – poprzez narodową kulturę, to przed nami robota na co najmniej jedno pokolenie. Trzeba to robić, na pewno. Ale istnieją też inne sposoby, by skończyć w końcu z brakiem politycznej alternatywy. Tym bardziej, że politolog Rafał Matyja mówi wyraźnie, że na scenie politycznej jest miejsce dla nowej – trzeciej – siły. A socjolog Andrzej Zybertowicz podkreśla, że: Kraje, które przeszły trudną drogę tworzenia oddolnych, obywatelskich więzi zaufania, zbudowały demokrację zakorzenioną, a nie dekoracyjną”. Przypomnę słowa prof. Zybertowicza z wywiadu udzielonego mi w 2012 roku, bo są nadal bardzo aktualne . „ Trwa proces tworzenia się setek, może tysięcy inicjatyw patriotycznych. Nazywam to wyłanianiem się kolejnych wysp archipelagu polskości. Ludzie czują potrzebę obrony swojej patriotycznej godności. A demokracja, choć ma postać biurokratyczną, jednak daje do tego przestrzeń. Można manifestować, rejestrować fundacje, stowarzyszenia, portale internetowe, pisma, pisemka, wydawnictwa, kluby dyskusyjne. Tego jest bardzo wiele. Jednak jeśli ten proces miałby trwale zmienić oblicze Polski, czyli odbudować wspólnotę polityczną, stworzyć nowoczesny naród — pojmowany także jako zorganizowana grupa interesów — potrzebne są impulsy konsolidacji. Rozproszone wysepki muszą się wiązać w większe struktury. I tu napotykamy na barierę przywództwa. W obozie patriotycznym występuje poważny deficyt umiejętności sięgania po ludzi „środka” i tworzenia dzieł o większym zasięgu.” ”Musimy nauczyć się wiosłować na wspólnej łodzi”. „Głową muru nie przebijesz – mawiał Piłsudski – ale jeśli zawiodły inne metody, należy spróbować i tej”. Nie godzę się na folkslistę.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną