Imperator Obama 2014 - sytuacja po wyborach...

0
0
0
/

Twierdzenie, że Amerykanie są głęboko rozczarowani prezydentem Barackiem Husseinem Obamą jest niedopowiedzeniem. Co prawda Obama obiecywał odmianę oblicza Ameryki, którego rezultaty już można zaobserwować, jeśli chodzi o zadłużenie kraju, zepsucie stosunków z tradycyjnymi sojusznikami czy obniżenie siły militarnej i prestiżu USA…

 

Obywatele oburzeni są jego odmową zabezpieczenia granic i wprost sponsorowaniem fal nielegalnych emigrantów przez dziurawe granice, czy rozbudowaniem programu podsłuchiwania obywateli. Innym polem krytycznie ocenianym przez wyborców jest niewydarzona, kosztowna i przereklamowana reforma służby zdrowia, czyli obszar jednej szóstej amerykańskiej ekonomii. Do tego jeszcze trzeba dodać wprost niezrozumiałą wiarę tej na wskroś ateistycznej administracji w niczym niepopartą tezę o globalnym ociepleniu wobec nadciągającej właśnie wyjątkowo ciężkiej zimy. Zarządzenia i coraz to nowe regulacje wykańczające biznes, może chyba tylko zatrzymać zima stulecia (w Buffalo spadło właśnie 2 metry śniegu!).


Obama jakby nie słyszał o przegranych przez swoją partię ostatnich wyborach do Kongresu i niczym imperator mocą dekretu zalegalizował (wstępnie na 3 lata), co najmniej 5 milionów obcokrajowców głównie z krajów Ameryki Łacińskiej, z szacowanych 12 mln, którzy nielegalnie przedarli się przez granicę USA. Pomimo, że z wykształcenia jest konstytucyjnym prawnikiem i jeszcze w roku 2006 sam krytycznie wyrażał się o amnestii, dziś Obama odsuwa na bok Konstytucję uzurpując sobie należące do Kongresu prerogatywy w tej materii.


Dekret Obamy odnosi się do łaskawie do obcokrajowców, którzy pogwałcili amerykańskie prawa i w swojej treści dotyczy udzielenia zezwolenia na pracę tym nielegalnym imigrantom, którzy przebywają w USA, co najmniej od 5 lat. Według badań (NBC News/Wall Street Journal poll)  aż 48 proc. Amerykanów sprzeciwia się dekretowi Obamy, zaś popiera go 38 proc., przy 14 proc. bez opinii.


Wśród środowisk konserwatywnych zawrzało. Dekret powoduje sprzeciw w sytuacji, kiedy wielu Amerykanom niełatwo związać koniec z końcem głównie z powodu trudności w znalezieniu pracy. Przypływ nowych 5 milionów plus ludzi szukających pracy przyczyni się tylko do obniżenia zarobków Amerykanów i legalnych imigrantów, oczywiście uderzy też mocno w czarnych Amerykanów.


Komentatorzy podkreślają, że oficjalny poziom bezrobocia (5,8 proc.) nie uwzględnia ludzi, którzy po daremnym poszukiwaniu pracy dali za wygraną i przeszli na rządowy zasiłek, wypadając w ten sposób ze statystyki osób szukających pracy. Tu pojawia się liczba ok. 90 mln Amerykanów w wieku produkcyjnym, którzy obecnie nie pracują. Zwraca się też uwagę na konsekwencje dekretu wnioskując, że teraz można oczekiwać nowych fal nielegalnych imigrantów. Czarna aktywistka Stacy Washington prowadząca program radiowy przypomniała:


„Za każdym razem, kiedy ten kraj ułaskawił nielegalnych imigrantów w zawrotnym tempie wzrastały przestępstwa, jak również wzrastało bezrobocie wśród czarnych”.


Christpher Arps, założyciel strony internetowej dla czarnych Move-On-Up.org powiedział:


„Jako student polityki i historii niestety będę mógł moim wnuczkom powiedzieć, że żyłem na początku XXI wieku w Ameryce w czasie eksperymentu bezprawia ekstremalnie lewicowego prezydenta. Ten człowiek nazywający siebie znawcą konstytucji jest tak bezczelny, że otwarcie łamie Konstytucję, której przysięgał bronić. I robi to kilka lat po tym, kiedy przyznał, że nie ma możliwości tego zrobić, co właśnie zrobił w sprawie imigrantów. Wprost nie do uwierzenia!”


W 2010 roku prezydent Obama naciskany przez adwokatów nielegalnych imigrantów, aby powstrzymał grożące im deportacje odpowiedział:


„nie jestem królem, jestem prezydentem i dlatego nie mogę tego zrobić”.


W 2013 roku w odpowiedzi na naciski lobbystów imigracyjnych zaznaczył:


„Nie jestem imperatorem USA. Praca Prezydenta to wprowadzanie w życie praw uchwalonych przez Kongres. (…). Władza wykonawcza ma prawa wprowadzić w życie. Następnie sądy mają te prawa interpretować.”


Krytycy zastanawiają się, co chce Obama wydając swój dekret powiedzieć. Czy to, że jeśli jesteś w Ameryce, to tu należysz i bez znaczenia jest ile praw złamałeś po drodze. Ja zrobię cię Amerykanem, będziesz mógł pracować i otrzymywać świadczenia tak jak ci, którzy cierpliwie przestrzegali naszego prawa, wydali tysiące dolarów na opłaty i prawników i latami stali w kolejce.


Obserwatorzy ze strony konserwatywnej uważają, że dekret Obamy gwałcąc Konstytucję prowadzi do konstytucyjnego kryzysu i nie będzie miał szans w kontrolowanych od stycznia przez Republikanów obydwu izbach Kongresu. Więc czy Obama dokonał po prostu prowokacji wrzucając przysłowiowego szczura w nowy republikański Kongres, próbując go uwikłać i zachęcić do podjęcia niepopularnego impeachmentu Prezydenta?


Fachowcy oceniający nielegalną imigrację przez południową granicę sugerują, że obok budowania granicznego muru/siatki najpierw trzeba skończyć z praktyką odstawiania schwytanych nielegałów z Meksyku do granicy i wypuszczania ich, ponieważ oni usiłują przedostać się następnego dnia tyle, że na innym odcinku. Trzeba ich deportować w głąb Meksyku, aby utrudnić im chęć powrotu. Dalej proponują zaostrzyć kary dla pracodawców, którzy zatrudniają nielegalnych, często po niższych stawkach. Również proponują, aby zaprzestać praktyki uwalniania schwytanych nie-Meksykanów, jeśli obiecają później stanąć przed imigracyjnym sędzią, co niewielu robi.


Wydaje się, że Obama wydając swój dekret uległ naciskom lobby latynoskiemu oczekując, że uratowani od strachu deportacji z wdzięczności wesprą w następnych latach w wyborach Partię Demokratyczną. Uległ również związkowi pracodawców (Chamber of Commerce), który chce mieć tania siłę roboczą i hojnie łoży na jego wyborczą kampanię.  Trzeba jeszcze dodać, że czołowi politycy obydwu partii, tak demokratycznej jak i republikańskiej są usilnie i z powodzeniem korumpowani przez lobbystów wielkich korporacji…

 

Dlatego aktywiści Tea Party często wyrażają swoje obawy wobec ideałów również liderów Partii Republikańskiej.  Niestety jeden z potencjalnych głównych kandydatów Republikanów w przyszłych wyborach prezydenckich (2016 r.) Jeb Bush, brat i syn poprzednich prezydentów i były gubernator Florydy nazwał nielegalne przekraczanie granicy USA „aktem miłości”, czyli nie widzi w łamaniu prawa nic niestosownego.


Zwykli Amerykanie nie mają nic przeciwko zalegalizowaniu przebywających od lat nielegalnych, jeśli zapłacą oni stosowną opłatę, nie będą na utrzymaniu pracujących Amerykanów i jeśli nie mają historii kryminalnej. Przy jednym zastrzeżeniu: najpierw trzeba zabezpieczyć granicę. Przecież Ameryka jest krajem imigrantów, z jedynym zastrzeżeniem, Ameryka jest krajem legalnych emigrantów. Amerykanie chcieliby decydować jak do tej pory ilu emigrantów mogą przyjąć i z jakich krajów czy etnicznych grup, z jakich zawodów i z jakim wykształceniem. Trzeba przypomnieć, że część imigrantów niestety nie zna biegle nawet języka hiszpańskiego i trafiając do szkół szalenie obniża w nich poziom nauczania.


Historycznie Ameryka była tyglem, w którym mieszały się rasy, kontynenty i religie. Niepokój wśród Amerykanów wzbudza doświadczane zjawisko braku asymilacji i włączania się w amerykańskie społeczeństwo językowo i kulturowo przybyłych Meksykanów i innych Latynosów. Czasami żyją oni w zamkniętych gettach niejako razem, ale oddzielnie nie ucząc się języka i nie otwierając się na tradycje i kulturę nowego kraju osiedlenia.


W przeszłości prezydenci pozwalali imigrować i dawali pozwolenia na pracę prześladowanym grupom ludności z innych krajów, między innymi z PRL-u, czy też będącym ofiarami naturalnych nieszczęść, jednak ciągle najwięcej problemów było z nielegalnymi imigrantami przechodzącymi przez południową granicę.  W 1986 r. prezydent Reagan ogłosił wynegocjowaną z Kongresem amnestię legalizującą pobyt kilku milionów nielegalnych pod warunkiem, że Kongres również zabezpieczy południową granicę. Jednak kontrolowany przez demokratów Kongres nie wywiązał się ze swoich obietnic. W 1990 r. prezydent George H.W. Bush udzielił schronienia prześladowanym studentom po Tiananmen Square. W 1998 r. Bill Clinton uczynił to samo dla ofiar huraganów z Ameryki Centralnej, czy też Obama przyjmujący dotkniętych wojną domową Syryjczyków w 2012 r., ale liczby przyjętych uchodźców zamykały się w setkach tysięcy. Najbliższym przykładem może być udzielenie amnestii przez prezydenta Busha Sr za zgodą Kongresu, w 1990 r małżonkom i dzieciom wcześniej zalegalizowanych imigrantów, ale dotyczyło to zaledwie 140 tys. osób.


Obama groził już wcześniej, że podejmie sam akcję, jeśli Kongres pozostanie bezczynny w sprawie amnestii nielegalnych imigrantów.  Niedawno będący pod kontrolą Partii Demokratycznej Senat przegłosował ustawę obejmującą amnestią i dającą obywatelstwo ok. 11 milionom nielegalnym imigrantom. Ustawa ta siedzi w zamrażalce izby niższej Kongresu kontrolowanej przez Partię Republikańską. Przypomnę, że od stycznia Republikanie będą mieli większość w obydwu izbach Kongresu i Obama będzie miał nikłe szanse na przeforsowanie swoich projektów …

 

Trzeba przypomnieć, że przez pierwsze 2 lata prezydentury Obamy obie izby Kongresu były kontrolowane przez Demokratów i mimo wyborczych obietnic nie zrobił on nic, aby rozwiązać problem nielegalnych imigrantów.  Dlatego obserwatorzy mówią tu o politycznym akcie Obamy, który miałby podzielić i wprowadzić w kłopotliwą sytuację Republikanów. W odpowiedzi republikańscy liderzy Kongresu zapowiedzieli, że nie dadzą się sprowokować i nie odetną Obamie budżetu, co wywołało protesty bardziej konserwatywnych senatorów i kongresmenów związanych głównie z Tea Party. Trwa, więc przepychanka, co robić, a w międzyczasie Kongres rozszedł się do domów w związku ze świętem Dziękczynienia (świętem indyka). Przypomnijmy, że to Kongres w amerykańskim podziale władzy i kompetencji kontroluje fundusze, o które na poszczególne projekty występuje prezydent reprezentujący władzę wykonawczą.

 

Czy Kongres zdecyduje się na impeachment Obamy? Chyba nie, byłoby to bardzo kontrowersyjne i politycznie motywowane, zaktywizowałoby też demokratów, wątpliwe jest też czy byłoby wystarczająco dużo głosów, aby go skazać i odsunąć. Inną sprawą jest, że wtedy prezydentem do końca kadencji zostałby słynny gafoman Joe Biden…

 

Co prawda Kongres ma jeszcze inne sposoby reagowania w stosunku do prezydenta, który narusza Konstytucję. Poza tym, że może go impeach, obciąć mu fundusze, może wszcząć przeciwko niemu proces, blokować nominacje prezydenckie, czy też udzielić mu nagany (power of censure).  Jest wielce prawdopodobne, że w odpowiedzi na posunięcie Obamy kontrolowany przez Republikanów Kongres (od stycznia 2015 r.) sięgnie po kombinację wyżej wymienionych narzędzi.

 

Prawdopodobnie następnym krokiem Obamy będzie przedłużenie program wizowego dla imigrantów pracujących czasem za niższe stawki w firmach high-tech na życzenie bogatych donorów z Silicon Valley, czy lobbystów z US Chamber of Commerce, czemu raczej nie sprzeciwią się Republikanie.

 

Ameryka pogrążona jest w długach, na dzień dzisiejszy to $18 bilionów (lokalnie trylionów), a do końca kadencji Obamy zapewnie zadłużenie dojdzie do $20 bln. Ameryka wydaje $600 mld rocznie więcej niż ma przychodów z podatków.

 

Słynna Heritage Fundation obliczyła, że przeciętny nielegalny imigrant rocznie kosztuje USA $24,000, przy czym przeciętnie płaci w podatkach $10,000. Tak, więc przeciętny imigrant dodaje do zadłużenia USA $14,000 rocznie. Kiedy pomnożymy $14,000 przez 5 milionów nielegalnych otrzymamy $70 mld. Z dalszych analiz wynika, że przeciętny pracownik w USA zarabia rocznie ok. $50,000 i płaci statystycznie ok. 25 proc. ($12,500) w podatkach. Jeśli zatem podzielimy powyższe $70 mld (sumę, jaką państwo traci rocznie na imigrantów) przez przeciętny dochód z ewentualnych podatków, czyli $12,500, to otrzymamy ilość miejsc pracy (na pełnym etacie) koniecznych do stworzenia w USA, aby zrekompensować wyżej wskazane wydatki.

 

W ostatnich 12 miesiącach po długim kryzysie w USA powstało 2,6 miliona nowych miejsc pracy, co daje w projekcji ok. połowy potrzebnych miejsc pracy, z tym jednak, że ponad połowa przybyłych miejsc pracy to niestety miejsca pracy w niepełnym wymiarze na pewno niepłacące $50,000 rocznie…

 

W konsekwencji wszyscy nielegalni imigranci objęci dekretem Obamy otrzymają od amerykańskich podatników olbrzymie dotacje w ramach programu Earned Income Tax Credit.  Będzie miało to miejsce, dlatego, że większość z nich nawet pracując zarabia bardzo mało i płacić będzie niskie podatki. Według danych statystycznych z 2011 r. ok 22 proc. rodzin imigrantów (legalnych i nielegalnych) miało dochody poniżej minimum socjalnego. Jednak z chwilą kiedy imigrant zostaje włączony do amerykańskiego systemu podatkowego staje się uprawniony do otrzymywania dotacji uzupełniającej jego dochody.

 

Według the Internal Revenue Service (urząd podatkowy) rodzice z 3-ma lub więcej dziećmi otrzymają  w 2014 r. $6,143 jeżeli ich zarobek jest niższy od sumy $46,997. Rodzina z 2 dzieci posiadająca dochód $20,000, otrzyma tytułem wyrównania $14,590. Aby pojąć skalę wydatków państwa według Center for Immigration Studies, aż 47 proc. legalnych i nielegalnych imigrantów i ich dzieci żyje jakbyśmy to powiedzieli w ubóstwie, bądź na granicy ubóstwa.

 

Latynoscy lobbyści są bardzo aktywni w swoich wysiłkach nad amnestią niedawno kongresman Luis Gutierrez (Demokrata ze stanu Illinois) na konferencji radykalnej organizacji La Raza (Rasa) w Los Angeles nawoływał po hiszpańsku do zemsty na Republikanach w najbliższych wyborach:

 

„Powinniśmy podnieść nasze głosy, stać się obywatelami, zarejestrować się na wybory i ukarać tych, którzy źle mówią o naszych dzieciach, które przedostały się przez naszą granicę”.

 

Znana ze swoich zaskakujących wypowiedzi, była speaker Kongresu, obecnie lider demokratycznej mniejszości w Kongresie, Nancy Pelosi ( demokratka z Kalifornii) nawiązując do tegorocznej inwazji „krucjaty dziecięcej” USA z Hondurasu i Salwadoru (60-90 tys. dzieci i młodzieży) lekceważyła koszty tej operacji odwołując się do Biblii (popiera ostro aborcję) sugerując, że Jezus również był dzieckiem uciekającym przed przemocą.

 

Wicegubernator Teksasu David Dewhurst (republikanin) wystepując w lewicowej stacji MSNBC podkreślił, że przedzierający się przez granicę to nie tylko dzieci:

 

„Nasz wysiłek w Teksasie nie koncentruje się na imigrantach dzieciach, które stanowią od 12-20 proc. całości. Koncentrujemy się na pozostałych 80-85 proc., z których jedna czwarta, według straży granicznej ma kryminalny rekord”.

 

Prokurator generalny Teksasu Greg Abbot zapowiedział wysłanie na granicę z Meksykiem ok. 1,000 żołnierzy Gwardii Narodowej:

 

„Celem zwiększenia liczebności żołnierzy ochrony pogranicza nie jest powstrzymanie dzieci i kobiet, ale próba zaradzenia sytuacji, w której wielu przybyszów przekracza granicę w celach kryminalnych. (…) Oni zabijają, oni gwałcą, oni rabują (…) rozpoznajemy wielu niebezpiecznych członków kartelu, członków gangu MS-13, najgorszych z najgorszych.”


Konserwatyści na rynku medialnym nie mają łatwego życia. Demokraci posiadają wszystkie wielkie tuby propagandowe z wyjątkiem stacji FOX, Talk Radio i Wall Street Journal. Każde małe potknięcie Republikanów jest wyśmiewane i trafia na czołówki gazet, czy głównych stacji telewizyjnych. Błędy Obamy gładko zamiatane są pod stół. Ktoś zauważył, że nawet, jeśli Obama w świetle kamer udusiłby dziecko ogłoszono by, że po pierwsze to nie wpływa na wykonywanie przez niego urzędu prezydenta, już się stało, przejdźmy do ważnych wiadomości, a tak naprawdę czepiacie się, ponieważ on jest czarny…  


W oczach większości Amerykanów prezydent Obama stracił twarz bezczelnie kłamiąc na temat reformy służby zdrowia i obiecując:, „ jeśli lubisz swojego doktora, możesz go zatrzymać…”. Czy też, kiedy przed wyborami występował przeciwko prawu gejów do zawierania małżeństw, aby następnie po wyborach je poprzeć. Podobnie z amnestią dla nielegalnych jest za, mimo, że był przeciwko.


Co w tym wszystkim jest najgorsze? Otóż, podobnie jak i w Polsce można zaobserwować trend i konsekwentną politykę rządzącej elity dążącej do pozbawienia wiary obywateli w działanie prawa. W systemie republikańskim głos i interes obywatela powinien być reprezentowany przez wybieraną przez niego władzę. I tu zaczynają się schody. Władza zabiega w okresie wyborczym o głosy obywateli, następnie odbiera uroczyście mandat wyborczy, aby niestety służyć interesom lobbystów reprezentującym ponadnarodowe globalistyczne organizacje i korporacje realizujące własne interesy, często sprzeczne z interesami obywateli danego państwa.    


Byłoby dobrze, żeby prezydent Obama pamiętał, że jego pierwszym obowiązkiem jest dbałość o dobro i interesy Ameryki, a nie obywateli innych krajów, których chciałby wykorzystać do urzeczywistnienia swoich marksistowskich wizji budowy globalistycznego monstrum szczęśliwości lewackich elit.


Jacek K. Matysiak

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną