Ani resort infrastruktury, ani resort finansów nie zdecydowały się jednoznacznie odnieść do pisma, jakie na wniosek Najwyższej Izby Kontroli skierowało do nich Ministerstwo Sportu i Turystyki, w którym prosi o ujednolicenie przepisów dotyczących obiektów sportowych i stwierdzenie, czy Stadion Narodowy to budowla czy budynek. W pierwszym przypadku podatek wynosi 2 mln zł, w drugim - 40 milionów.

Wszystko wskazuje na to, że po aferze związanej z wydatkami poniesionymi na budowę Stadionu Narodowego, które - jak tłumaczy Ministerstwo Sportu i Turystyki - wynikały przede wszystkim z niestabilności gruntu, na jakim miał powstać (namnożenie prezesów i innych kierowników pominięto w oficjalnej, przedstawionej na forum Komisji do Spraw Kontroli Państwowej wersji zdarzeń), ludzie związani z koalicją rządzącą postanowili udowodnić, że mimo iż jest to najdroższy tego typu obiekt na świecie, szybciej przyniesie zyski niż samo Wembley.

Ponieważ zbyt wielkiego pola manewru nie było, postanowiono wykorzystać lukę prawną i zaoszczędzić... na podatkach, redefiniując nazwę obiektu z "budowli" na "budynek". Efekt? - Bagatela 38 mln rocznie zostaje na koncie.

To, za co zwykły Kowalski poszedłby siedzieć w więzieniu za długi wobec Skarbu Państwa, odtrąbiono jako sukces. Co ciekawe, zapytani podczas posiedzenia wspomnianej komisji przedstawiciele resortu nie mieli sobie nic do zarzucenia, tłumacząc, iż akurat ten stadion to "budynek" ze względu na sposób jego wykonania, architekturę itp.

Ministerstwo Finansów pogląd ten w pełni podziela, lekką ręką oddając zarządowi stadionu 38 mln złotych. Cóż, w końcu ma z kogo ściągać, podatników bowiem jest zdecydowanie więcej...

Karolina Maria Koter

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.