Prof. Szaniawski: Rosja zawsze marzyła, by graniczyć z Niemcami

0
0
0
/

Kilka dni po zakończeniu wyborów parlamentarnych w Rosji, trudno mówić o porażce partii rządzącej, choć sami przywódcy na Kremlu z wyników raczej nie są zadowoleni. Czy to oznacza, że potęga Rosji słabnie? Pytamy o to prof. Józefa Szaniawskiego, sowietologa, historyka UKSW.

 

 

Michał Polak: Jak należy odczytywać wyniki ostatnich wyborów parlamentarnych w Rosji? Wybory były przecież sfałszowane.

prof. Józef Szaniawski: Trudno mówić o sfałszowanych wyborach w państwie, w którym nie ma demokracji. W Rosji nie ma i nigdy nie było demokracji – trzeba to jednoznacznie powiedzieć. Przez kilkaset lat Rosja była państwem carskiego absolutyzmu, co zresztą bardzo odczuli Polacy. Nie tylko Syberia, ale głównie za jej sprawą Rosja była największym więzieniem świata. Zanim Ronald Reagan nazwał ją „imperium zła”, była „kozackim imperium”, tzn., że właściwie wszystko tam było wolno – obowiązują prawa kozackie.

A więc farsa?

To fikcja, gdy nie ma demokracji. To jest podstawowy problem, i tak trzeba patrzeć na Rosję. Państwo pod rządami Władimira Putina od 13 lat, nie może być demokratyczne.

Rosjanie rzeczywiście są niezadowoleni z polityki Kremla? Czy jest szansa na zmianę na scenie politycznej w Rosji?

Oczywiście, że nic się nie zmieni. Umocni się tylko władza autorytarna, bo tak o władzy Władimira Putina należy mówić. Można ją porównać do dyktatury. Z kolei opozycja w Rosji jest bardzo słaba. W dodatku jest rozproszona – a więc komuniści czy liberalni demokraci. Ale oni doskonale wiedzą, że są opozycją i nie mają żadnych praw dojść do władzy. Historia Rosji, jak wiemy, oparta jest na walce z opozycją. Już w XV...XVI wieku opozycjonistów zsyłano na Syberię, niektórym odcinano głowy, czy rozstrzeliwano nad dołami śmierci w czasach stalinowskich. Dlatego opozycja nigdy nie odgrywała roli.

Czyli także rosyjski parlament jest niedemokratyczny?

Nazwa „Duma” pochodzi od rosyjskiego czasownika „myśleć”. Od kiedy istnieje Duma w Rosji, zatwierdza jedynie to, co chciała władza – właściwie można powiedzieć, że przyklepywała decyzje. Istnieje stosunkowo od niedawana, w zasadzie sto lat. Tymczasem polski Sejm powstał za czasów Ludwika Węgierskiego pod koniec XIV wieku, a z kolei parlament brytyjski w XIII wieku. Oni dopiero rozpoczynają praktykę.

Oznacza to więc, że Rosja jeszcze długo nie będzie państwem demokratycznym...

Uważam, że Rosja nigdy nie była i nigdy nie będzie państwem demokratycznym, bo tego nie chcą nawet sami Rosjanie. Ale ja nie jestem w tych opiniach odosobniony. W najnowszym raporcie STRATFOR przeczytałem, że Rosja chce wykorzystać obecny kryzys finansowy w Europie a także w Ameryce by poprzez ekspansję gospodarczą – a więc przejmowanie europejskich banków czy koncernów, zwiększyć swoje wpływy w Europie a nawet na świecie. Jak czytamy tam, nie da się przewidzieć, że w ciągu dwóch najbliższych dekad nastąpiła jakakolwiek zmiana polityczna w kierunku demokracji, rozumianej tak, jak na zachodzie.

A jak w tej sytuacji mają wyglądać relacje polsko-rosyjskie?

W tym roku, jak przypominałem, przypada 400. rocznica tzw. „hołdu ruskiego”. Epoka, gdy Polska była w „złotym wieku” - od morza do morza, i hetman wielki koronny przyprowadził do Warszawy cara Rosji Wasyla IV, następcę tronu Wielkiego Kniazia Iwana oraz dowódcę armii rosyjskiej kniazia Dymitra – już się skończyły. Rosja jest potężnym krajem z wielkim potencjałem ekonomicznym i Rosjanie o tym doskonale wiedzą. Oprócz tego – potencjał demograficzny, wynoszący 160 milionów osób. Z kolei Polska ma bardzo słabe gwarancje w ramach Unii Europejskiej na korzystanie z jej bogactw, ale właściwie wobec niej jesteśmy bezbronni.

A politycznie?

Józef Stalin w czerwcu 1945 roku na Kremlu przemawiał do grupy 1,5 tys. najważniejszych sowieckich generałów i marszałków, których odznaczył za zasługi w czasie II Wojny Światowej. Stało się to przed wyjazdem na konferencję „wielkiej trójki” do Poczdamu. Powiedział wówczas, że „nie Niemcy, ale Polska jest naszą największą zdobyczą wojenną w całej historii Rosji”. Jeżeli Stalin – morderca, ludobójca, bandyta, wróg nie tylko Polski, ale wszystkiego, co nazywamy wolnością, określił Polskę jako największą zdobyć wojenną, to oni z tej Polski tak łatwo nie zrezygnują.

I to ma miejsce...

Próba ubezwłasnowolnienia Polski trwa od dwudziestu lat. Przy pomocy ropy i gazu. Ponadto stosunki niemiecko-rosyjskie są dziś najlepsze od czasu paktu Ribbentrop-Mołotow i nie mamy na to żadnego wpływu, chociaż to Niemcy są naszym partnerem w Unii Europejskiej.

O rzeczywistych dążeniach Rosji dają co raz częściej wyraz różni przedstawiciele tego państwa, a więc także dziennikarze. Tak, jak ostatnio, gdy jeden z publicystów oświadczył, że Rosja graniczy z Niemcami. Było o tym głośno w Polsce. Jak mamy odbierać takie sygnały?

Rosja zawsze marzyła, żeby graniczyć z Niemcami. Polska zawsze im w tym przeszkadzała, przynajmniej od czasów cara Piotra I i rozbiorów. Mówił, że „Bałtyk jest naszym oknem na świat, a Polska jest pomostem Rosji do Europy”. Jeśli wtedy Polska była „pomostem” to jest i dziś. Polska odgradza Rosji drogę do Europy. Lenin, w 1920 roku, przed pamiętnym „Cudem nad Wisłą” powiedział: „naprzód na zachód, po trupie Polski, do serca Europy”. To się nie udało za sprawą męstwa żołnierzy polskich oraz Józefa Piłsudskiego. Rosjanie nigdy nie byli jednak tak blisko Europy jak teraz, gdy mają Obwód Kaliningradzki, królewiecki. To są terenów dawnych Prus Niemieckich, a to jest enklawa niedaleko granicy z Polską.

Ta enklawa z kolei ma być producentem energii dostarczanej Polsce... Ale nie tylko.

Nie ma potrzeby wjeżdżać czołgami i strzelać karabinami. Polskę można ubezwłasnowolnić politycznie, tym bardziej, że agentura rosyjska w Polsce zawsze była bardzo aktywna. To co stało się 10 kwietnia pod Smoleńskiem, nie może być uznawane jako odosobniony, straszny wypadek, ale ciąg działań politycznych. Tak się składa, że zginęli w niej wszyscy ci, którzy ostrzegali przed odbudową imperium rosyjskiego z prezydentem Lechem Kaczyńskim, szefem Sztabu Generalnego gen. Gągorem oraz ks. biskupem Płoskim.

A jak w takiej sytuacji należy patrzeć na federacyjne dążenia Niemiec oraz Unii Europejskiej?

Parafrazując ostatnie głośne wystąpienie Radosława Sikorskiego, ja się nie boję rakiet rosyjskich wymierzonych w Polskę, ja się nie boję czołgów z czarnym krzyżem, które mogłyby wjechać do Polski z zachodu. Najbardziej się boję, że ponad głowami Polaków dogadają się Niemcy z Rosją. I to właśnie robią.

Przed tym wiele razy ostrzegał marszałek Piłsudski...

On mówił, że to, co dzieje się na linii Berlin-Moskwa, zawsze będzie przeciwko Polsce. Tego boję się najbardziej. Ale Rosjanie też sprytnie grają. Pewnie będą chcieli, żeby to Unia Europejska wpływała na tych „niepokornych” Polaków, żeby „zmiękli” wobec Rosji.

Choćby pod względem gospodarczym.

Pod rządami Jarosława Kaczyńskiego, Radosław Sikorski będąc ministrem obrony, mówił o budującym się wówczas Gazociągu Północnym, że to gazociąg Ribbentrop-Mołotow. Trudno się z tym nie zgodzić. Tak czy owak, jest on skierowany przeciw Polsce, mimo że Niemcy i Rosjanie mówią na odwrót. Problem polega na tym, że jesteśmy kompletnie bezradni wobec takich poczynań.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Michał Polak

fot. Internet

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną