Jestem zwolennikiem wyjaśnienia do końca afer pedofilskich w Kościele, wyciągnięcia odpowiedzialności wobec winnych i zadośćuczynienia ofiarom (choć nigdy nie będzie ono wystarczające). Jak ze wszystkim i tutaj trzeba jednak zachować umiar.
Ostatnio przez media przetoczyła się historia księdza, który molestował dzieci, stanął przed sądem i został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na cztery lata. Następnie biskup uczynił go przełożonym domu emeryta dla kapłanów i wielu zaczęło się oburzać, że oto awansowano księdza-pedofila.
W tym wypadku sprawa trafiła do sądu i sąd wydał wyrok skazujący. Można się na niego oburzać, ale to jest akurat niezależne od Kościoła.
Ksiądz trafił na placówkę tam, gdzie nie ma kontaktu z dziećmi. Został oddzielony nie tylko od małoletnich ale i od parafian.
Można się zastanawiać czy po czymś takim nie powinien zostać przeniesiony do stanu świeckiego, ale znowu decyzja ta należy tylko do biskupa, który w tym konkretnym przypadku mógł uznać, że człowiek ten powinien zostać w stanie duchownym.