Czyż nie dobija się koni?

0
0
0
/

Czasami przechadzając się po swoim blokowisku zastanawiam się nad losem bezdomnych zwierząt: głównie ptaków i kotów. Należałoby im pomóc, ale jak?         Czy rację mają ci, którzy rzucają chleb ptakom i niszczą ich żołądki, doprowadzając do śmierci w męczarniach? Karmią koty, co prowadzi je do całkowitej degeneracji: utraty instynktów i przywiązania do miski, którą z łaski człowiek im zapełni? A może należałoby inaczej. Okazać im litość, jak czynili to średniowieczni rycerze, za pomocą "misericordii" - sztyletu miłosierdzia. A więc jednym słowem pozbawić życia, dokonać swoistego holokaustu miejskiej zwierzyny, zapolować, aby w ostatnim odruchu mogły pojąć sens egzystencji i przyrody, tak jak nauczał nasz ojciec Karol Darwin, jako miejsce walki o byt. W tym miejscu przypomina mi się pewien człowiek, który truł koty za moim blokiem. Że świr? Że psychopata? Zapewne. Ale może też samotny idealista, anonimowy eksperymentator, opętany eugenicznym szaleństwem, który chciał wyeliminować biedę ze świata zwierząt, stworzyć rasę nadkotów, ochronić czystość rasy. Może artysta, którego instalacja głosi hasło: "memento mori"? Kto wie? Trudno powiedzieć. Nie popieram przemocy i nie zachęcam do niej. Kotki napawają mnie zachwytem. W każdym razie przypominam sobie o tym człowieku  -  w niedzielę, nad ranem, bez nienawiści,  kiedy sąsiadka z góry karmi gołębie, ich odchody spadają na mój balkon bez poetyckiego plasku, a głośny zaśpiew nie daje mi spać.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną