PRAWY.TV: Peter Mackenzie, reżyser!

0
0
0
/

Naszym gościem był reżyser filmu Doonby. Każdy jest Kimś. Rozmawia Anna Wiejak.

 

OGLĄDAJ:

 

 

Miło mi dziś Pana u nas powitać!

 

Witam! Cieszę się, że tu jestem. Dziękuję za zaproszenie.

 

Wiem, że pomysł stworzenia filmu Doonby nie stanowił rezultatu chwilowego "oświecenia", ale był konsekwencją długotrwałego procesu rozmyślań o ludzkim życiu i jego znaczeniu, nie tylko dla Pana Boga. Czy mógłby Pan nam opowiedzieć nieco o tych filozoficznych dywagacjach?

 

Rzeczywiście, koncepcja filmu narodziła się wiele lat temu, kiedy w Anglii wchodziło prawo aborcyjne, a trzy lata wcześniej w Stanach Zjednoczonych doszło do procesu sądowego, który do historii przeszedł jako Roe przeciwko Wade i w Anglii bardzo szybko aborcja stała się dostępna na życzenie. Wtedy jeszcze nie należałem do świata filmowców, ale sprzedawałem czekoladę. Wtedy właśnie popełniłem ten okropny scenariusz, co do którego nie miałem pojęcia, dokąd zmierza i w ogóle jak zrobić ten film.

 

Proszę nie być aż tak skromnym...

 

Wtedy właśnie zmieniło się moje całe życie. Zatrudniłem się w dziale reklamy jednej z firm produkujących czekoladę, następnie zaś w agencji reklamowej, aby później już zupełnie poświęcić się robieniu reklam, w przyszłości zaś filmów reklamowych. To wszystko nie stało się jednego dnia. Dlatego też byłem w stanie zrobić ten film, o którym nawet nie marzyłem, że uda mi się go nakręcić. Zatem jest on wypadkową ponad 35 lat przynoszącej sukcesy pracy.

 

Wspomniał Pan o reklamie i firmach trudniących się reklamą. Pana świat jest to świat pełen kolorów, świat reklamy. Przyciąga Pan uwagę ludzi, stara się sprzedać nie tylko produkty, lecz również marzenia. Czy traktuje Pan film "Doonby" jako próbę sprzedania ludziom ich własnego życia, ich własnego piękna, ich własnej godności?

 

Naprawdę chcę, żeby ludzie spojrzeli na siebie, na to, kim są, jakie decyzje podejmują w swoim życiu. W pewien sposób, doświadczenia z dziedziny reklamy bardzo mi w tym pomogły, ponieważ twórca reklamy ma zaledwie trzydzieści sekund na to, aby przedstawić swoją opowieść, a tutaj nagle mam sto minut, co czyni znaczącą różnicę. Jednakże musisz pamiętać o tym, aby zaabsorbować uwagę ludzi przez całe sto minut, przez sto minut musisz być autorem reklamy. Przez cały ten czas przekazywać konkretne przesłanie, w przeciwnym razie nikt tego nie będzie oglądał, gdyż nie będzie tracił czasu.

"Doonby" jest zatem filmem rozrywkowym z mnóstwem muzyki i wartką akcją, jednakże niesie za sobą bardzo mocne przesłanie. Odpowiadając jednak na Pani pytanie, mogę stwierdzić, iż staram się, aby ludzie dostrzegli siebie takimi jakimi są, zaczęli zadawać pytania o wpływ, jaki każdy z nas wywiera na otaczający nas świat.

 

"Doonby" to wyjątkowy film.

 

Dziękuję.

 

Dotyka bowiem potężnego problemu, jakim jest mordowanie niewinnych ludzi nim zdążą się narodzić. Jest Pan pierwszym reżyserem, który w swojej twórczości pokazuje konsekwencje aborcji nie tylko dotykające nienarodzone dziecko, ale cały otaczający świat. Czy zdarzyło się Panu kiedykolwiek, aby zwolennicy aborcji po obejrzeniu tego filmu przyszli do Pana i powiedzieli: "Jezu! Co ja zrobiłam? Otworzył mi Pan oczy!"

 

Nie, aż tak daleko posuniętych reakcji nie było. Jednakże byli tacy, którzy mówili "Sądziliśmy, że znienawidzimy ten film i z takim nastawieniem przyszliśmy go obejrzeć, jednakże okazało się, że nie ma w nim nic, co można byłoby znienawidzić". Zresztą nie dziwię się, ponieważ film nikogo nie atakuje, ani nie osądza. Został pomyślany z myślą o mainstreamowym odbiorcy. Rzecz jasna mogłem pokusić się o moralizatorstwo i nastawić na chrześcijańską widownię, jednakże to nie do niej chciałem z tym przesłaniem dotrzeć. Zależało mi na widowni mainstreamowej, żeby dotrzeć właśnie do niej.

 

A to bardzo trudne.

 

Dlatego właśnie nie jest to film religijny. Nie chcę prawić kazań, czego zresztą nie robię. Jest to zatem zupełnie świecki film, chociaż z silnym katolickim przesłaniem. Poniekąd wywrotowy, który daje widzowi do myślenia.

Pamiętam, że na jednym z pokazów tego filmu, pod jego koniec przyszła do mnie kobieta, która była dosłownie wściekła z powodu treści tego filmu i jego późniejszego odbioru. Była zła i smutna, gdyż twierdziła, że kobiety to jej świat - co mija się z prawdą. Stanęła przy recepcji i pół godziny później nadal tam stała i już nie była rozzłoszczona. Dało jej do myślenia, chociaż nadal twierdziła, że jej się nie podoba. Tydzień później przyszła i przyznała, że nadal myśli o tym filmie...

 

Bardzo trudno nam, ludziom, przyznać się, iż jesteśmy grzesznikami. Przykład tej kobiety świetnie to unaocznił.

 

Jeszcze na jedno chciałbym zwrócić uwagę, a mianowicie na nazywanie osoby ludzkiej płodem. Jak długo bowiem nazywamy ją płodem, mówiąc, że dziecko to nie dziecko ale płód, tak długo dehumanizujemy ją, odbieramy jej cechy ludzkie, nazywając zlepkiem komórek. Tymczasem dziecko to nie jakiś tam zlepek komórek ale konkretna osoba i to właśnie chciałem w tym filmie uwypuklić, osoba mająca wpływ na wszystko, na bliskich, przyjaciół, generalnie na otoczenie poprzez podejmowane działania i decyzje, niezależnie od tego, czy są one dobre czy złe.

 

Rzeczywiście, w zwykłej szarej codzienności przyjmujemy życie, jakim ono jest, i nie zastanawiamy się, co byłoby, gdyby dana osoba w ogóle się nie narodziła.

Jaka była reakcja widowni w Stanach Zjednoczonych, gdyż jest ona trudną widownią dla tego typu przekazu?

 

Różna. Nastąpił podział pół na pół. Ameryka zresztą to dziwne miejsce, bardziej zaskakujące niż można by się tego było spodziewać. Dziesięć lat temu 55 proc. Amerykanów nie opowiadało się za życiem. Nie twierdzę, że opowiadali się za wyborem, za aborcją, ale kwestia ta była im zupełnie obojętna. Wielu rzeczywiście popierało wolność wyboru. Można w to wierzyć lub nie, ale w ciągu ostatnich dziesięciu lat wiele uległo zmianie. Rządy sprawujące władzę przez ten czas były bardzo za aborcją, a teraz wszystko się odwróciło i 55 proc. Amerykanów wypowiada się przeciwko prawu do wyboru, co samo w sobie jest bardzo interesujące.

Oczywiście w Ameryce jest bardzo silny ruch związany z wiarą, jednakże zarówno media jak i dystrybutorzy nadal są bardzo liberalni, dlatego też znalezienie dystrybutora dla tego filmu wcale nie było łatwe. Udało mi się jednak wywołać debatę, a o to mi przecież chodziło. Chciałem tylko, aby ludzie o tym mówili.

 

A mówili?

 

Mało powiedziane. Z tym że obydwie strony sporu mocno obstawały przy swoim, zarówno ta opowiadająca się za życiem, jak i ta wspierająca aborcję, a jednocześnie była duża grupa, która niejako znajdowała się pośrodku, a stanowiła ona większość. To właśnie ona nie poświęcała zbyt wiele czasu na zgłębienie tematu i dotarcie do prawdy i to właśnie ją chciałem poruszyć, powiedzieć "Hej, nie chciałbyś przypadkiem o tym porozmawiać? Pomyśl o tym". "Zaangażowanie" to jest to, co usiłowałem osiągnąć.

 

A czy Pan kiedykolwiek w swoim życiu opowiadał się za prawem do wyboru?

 

Nie.

 

No tak, przecież jest Pan Irlandczykiem, zatem to oczywiste!

 

To nie do końca tak. Ja przede wszystkim jestem katolikiem. Chociaż przyznam, że mój stosunek do życia poczętego nie ma nic wspólnego z moim wyznaniem, ale ze zwykłą logiką. Dla mnie jest to bardziej kwestia etyczna. W tym momencie bowiem nie jest ważne, czy jestem katolikiem, protestantem czy hindusem, zresztą wszystkie religie świata opowiadają się za życiem, włącznie z żydowską, jeżeli mówimy o prawdziwej żydowskiej wierze, nie zaś o nowoczesnych żydowskich myślicielach. Każdy tak uważa, i muzułmanin, i hindus, i każdy inny. I nie ma w tym żadnej polityki.

Doprawdy nie rozumiem, dlaczego podejmują ją politycy, skoro nie należy ona do obszaru zainteresowania polityki jako dziedziny. To jest kwestia czysto etyczna, kwestia logiki. To jest życie i nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Zatem jestem pro-life ze względu na rozum.

 

Proszę mi powiedzieć, czy trudno jest być za życiem, być obrońcą życia w świecie sztuki? Czy czuje się Pan w pewien sposób wykluczony z powodu swoich poglądów? A może jest to po prostu dla Pana wielkie wyzwanie?

 

Rzeczywiście coś jest na rzeczy, ponieważ w moim otoczeniu świata sztuki nie ma zbyt wielu ludzi, którzy podzielaliby mój punkt widzenia, jednakże zupełnie mnie to nie obchodzi. To ich sprawa, a ja czuję, co czuję, a przecież wcale nie jestem prawicowym konserwatywnym reakcjonistą, ale moje poglądy sytuują się gdzieś w centrum. Nie wiem... Wiem za to, że jest bardzo modne wśród ludzi świata sztuki wspierać zwolenników aborcji. Co więcej, sądzę, że wielu z nich opowiada się za prawem wyboru, ponieważ w tym biznesie jest wielu wpływowych ludzi, którzy mają właśnie takie poglądy. Jeśli chodzi o Stany Zjednoczone, to już samo przyznanie się do republikańskich sentymentów jest trudne, a co dopiero opowiedzenie się przeciwko prawu wyboru, za życiem.

 

Czy ludzie ci nie zdają sobie sprawy z tego, że opowiadając się przeciwko życiu, nosząc maskę zwolenników aborcji, wpływają na społeczeństwa?

 

Owszem, zdają sobie sprawę.

 

A obchodzi ich to cokolwiek?

 

Nie.

Myślę, że jest tak, że oni się w ogóle nad tym nie zastanawiają. Dla przykładu, dla aktorów wyrażanie takich poglądów jest niezwykle modne. To zresztą robią. No tak, teraz wszyscy moi znajomi aktorzy mnie za te słowa znienawidzą. Jak mi przykro. Jednakże w tej kwestii cały czas po prostu odgrywają rolę, wypowiadają kwestie, które ktoś włożył im w usta, natomiast zdecydowana większość z nich myśli jedynie o tym jak przetrwać, co zresztą jest chyba dla nich najtrudniejsze. Powtarzają zatem słowa z utartych scenariuszy. I - już tak na marginesie - nie ma zbyt wielu wyjątków od tej reguły. Ale żeby pani dobrze zrozumiała, o co mi chodzi - to są aktorzy, którzy występując w mediach pociągają za sobą rzesze. Ja nie jestem jednym z nich, ani taki, jak oni.

 

Dzisiaj jest Pan w katolickiej Polsce. Co chciałby Pan przekazać Polakom, którzy właśnie teraz walczą z cywilizacją śmierci, lewacką ideologią i aborcyjnym totalitaryzmem? Tak w kilku słowach...

 

W zasadzie chyba powinienem powiedzieć: dopilnujcie, aby każdy z Waszych znajomych obejrzał ten film, ponieważ to jest to, w co wierzycie, ale tego nie powiem. Po prostu nie prawcie kazań, nie moralizujcie, ale bądźcie przekonujący. Rozmawiajcie. A przede wszystkim nie przyjmujcie agresywnego stanowiska. Po prostu mówcie o tym i dawajcie ludziom do myślenia, ponieważ jeżeli włączy się myślenie, sprawa jest dość oczywista. W zasadzie nie potrzeba zbyt wielu argumentów, wystarczy że będą one logiczne, naprawdę przekonujące. Jeszcze pozostaje kwestia, która bardzo mnie rani, kiedy udzielam wywiadów w Stanach Zjednoczonych. Pytają mnie tam za każdym razem: "A co z ofiarami gwałtów?", dla których rzecz jasna mam ogromne współczucie, jednak stanowią przyczynek do zdecydowanie poważniejszej dyskusji. To zupełnie inny temat. Mówię wtedy: "Skupmy się na pozostałych 97 procentach czy 98 procentach ludzi, których to nie dotyczy". "Dlaczego mamy się w tej chwili koncentrować na 2 procentach? Jeżeli to w ogóle jest 2 proc. tak drastycznych przypadków".

Nie bądźcie tchórzami. Nie dajcie się zagiąć. Tu wystarczy tylko zwykły logiczny tok myślenia. To jego się trzymajcie i pomóżcie innym ludziom w zrozumieniu tego.

 

Bardzo dziękuję. Dziękuję za film. Dziękuję za możliwość rozmowy z Panem.

 

To ja dziękuję za zaproszenie mnie tutaj. Cieszę się, że mogę być w Polsce. Dziękuję wszystkim, którzy zdecydowali się obejrzeć film. Dziękuję.

 

Dziękuję bardzo.

 

Rozmawiała Anna Wiejak

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

 

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną