Niemcy to bardzo kulturalny naród. Naród Kanta, Schopenhauera, Straussa i Wagnera. Dlatego nie można się dziwić, że pewien dyrektor baletu (konkretnie dyrektor baletu Opery Państwowej w Hanowerze Marco Goecke) obraził się za krytyczną opinię. I w rewanżu wysmarował dziennikarkę psimi odchodami. W formie podziękowania za jej recenzję na temat ostatniego spektaklu. I choć forma była nadzwyczaj kulturalna, to jednak redachtorzyca nie była wdzięczna. A wręcz przeciwnie – podniosła wrzask, który się skończył zawieszeniem pana dyrektora.
Pora na dyrektora
Opowieść o tym, jak dyrechtor baletu odwdzięczył się krytycznej krytyczce zaczyna się, się od tego, że nie uszanowała ona jego dzieła. A przecież wystawiany spektakl: balet, dramat, opera, czy operetka do dla twórcy, reżysera i dyrektora wystawiającej instytucji to prawie że jego dziecko. A czasami nawet coś więcej. Dlatego, gdy ją spotkał w połowie lutego, w kolejny, sobotni wieczór na terenie „swojej” Opery Państwowej w Hanowerze to postanowił wyrazić swoją dezaprobatę i znieważyć ją na tym samym poziomie, jak ona potraktowała jego sztukę, czyli zmieszać ją z gówn…m, w tym wypadku psim.
Psią kupą w zamian za gówn…ą recenzję
Do skandalu doszło w sobotę 11 lutego. Dyrektor baletu Opery Państwowej w Hanowerze Marco Goecke w antrakcie spektaklu „Wiara – Miłość – Nadzieja” zaatakował niemiecką krytyczkę Wiebke Huester psimi ekskrementami. Odreagował w ten sposób negatywną recenzję, którą dziennikarka wystawiła jego wcześniejszemu spektaklowi. Ponieważ krytyczka objechała wcześniej wystawioną niewiele wcześniej recenzję jego sztuki „W holenderskich górach”. Opublikowana na łamach gazety “Frankfurter Allgemeine Zeitung” recenzja „nie był zbyt przychylna”, a wręcz przeciwnie, ponieważ krytyczka zarzuciła twórcy spektaklu, że „był on momentami nudny”, a w swoim przekazie wtórny. Jak widać owa opinia pana dyrektora musiała dotknąć osobiście, że postanowił się zachować, jak kobieta – i dać babie popalić, za to, że jego ukochane dziecko, czyli spektakl zostało tak znieważone, przez kobitę, która się w ogóle na tym nie zna. Jak poinformował niemiecki portal „Das Erste”: „Dyrektor baletu nie od razu zaatakował napotkaną dziennikarkę, choć najwyraźniej ten atak wcześniej zaplanował. Najpierw zagroził, że wyrzuci ją z budynku. Zarzucił jej również, że pisze krytyczne recenzje jego spektakli z powodów osobistych. Ostatecznie Marco Goecke sięgnął do kieszeni po torebkę z psimi odchodami, którą następnie wycelował brudną stroną w twarz kobiety. Incydent miał miejsce na oczach wielu widzów”. Ciąg dalszy jest jeszcze zabawniejszy: „Ubrudzona ekskrementami Wiebke Huester niezwłocznie udała się na komisariat policji, by zgłosić incydent. Policja nie zabezpieczyła jednak próbek psich odchodów, które pochodziły najprawdopodobniej od jamnika należącego do dyrektora baletu. Funkcjonariusze oparli się głównie na zeznaniach świadków”. A więc jednak nie uzbierał najbardziej śmierdzących psich kup z całego parku miejskiego w Hannowerze (choć przy „kulturze” Niemców pewnie musiałby wyciągnąć je z kosza na psie kupy, bo wszyscy Niemcy według polskojęzycznych mediów mają zbierać kupy po swoich kundlach, no chyba, że psy wyprowadzali Polacy, Ukraińcy, czy jacyś czarni), Żeby z
Aj waj mizoginia i krytyczkofobia
Nazbyt emocjonalna reakcja dyrektora baletu w Hanowerze sprawiła, że został on zawieszony. Co więcej „będzie on musiał wyjaśnić przełożonym motywy swojego działania”. Jak podały niemieckie media „Zachowanie choreografa stanowczo potępiła zarówno związana z krytyczką gazeta „FAZ”, jak i sama opera. Marco Goecke został natychmiast zawieszony. Nie będzie miał możliwości powrotu do pracy w operze aż do odwołania. Dodatkowo musi wyjaśnić przełożonym dokładne motywy swojego postępowania”. – „Skontaktowaliśmy się z dziennikarką natychmiast po incydencie i osobiście ją przeprosiliśmy” – przekazała w rozmowie z mediami dyrektor opery Laura Berman. A co kobita miała powiedzieć? Że jej choreografa rzucił chłopak i dlatego przeżywa cierpienia młodego Wertera? A wredna krytyczka po prostu znalazła się na linii kupy?
Polizei już się tym zajęła…
Sprawa dodatkowo trafiła na policję, która jak podają niemieckie media „nie zdecydowała się na zabezpieczenie dowodu rzeczowego”. Co raczej nie dziwi. Kto chciałby przez ileś miesięcy trzymać psie gów…o, jako materiał dowodowy na swojej komendzie?
Krytycy literaccy i teatralni to przeważnie osobnicy wredni i zakompleksieni. Niewiele potrafią i jeszcze mniej chce im się robić. Potrafią tylko krytykować. A za to czasami spotkać ich coś złego. Kiedyś, w złotych czasach teatru była to kula rewolwerowa, lub przynajmniej okuta laska, a dziś maksymalnie maseczka z psich kup jamnika od pana geja – reżysera.
Zdzisław Markowski