Mieszkałem u Polaków. Po kilku dniach czułem się jak część rodziny – tak o przyjęciu przed ŚDM mówi Olivier z Niemiec. Yithzak z Panamy podkreśla życzliwość swoich gospodarzy. Cristina z Hiszpanii mile wspomina otwartość młodych Polaków podczas rozmów.
Jedno jest pewne, dni w diecezjach stanowiące przygotowanie do Światowego Dnia Młodzieży, były zarówno kapitalną zabawą i sposobem na wspólną modlitwę, jak też doświadczeniem, które daje impuls do szerszego spojrzenia na otaczającą mnie rzeczywistość. Każda z nacji obdarowywała własnym, charakterystycznym sposobem bycia, dawała możliwość relacji, skłaniała do refleksji. I – co na ulicach Wrocławia było szczególne doświadczalne – zarażała radością.
Radość
Dziś ze smutkiem wyglądam przez okno. Do mojego mieszkania nie docierają już radosne okrzyki ani śpiewy. Przez Rynek, pl. Uniwersytecki, ul. Szewską nie przechodzą kolorowe grupy młodych z flagami, roześmiane i pełne energii.
Nie myślałam, że tak bardzo będzie mi ich brakować. We Wrocławiu, Mieście Spotkań, gości jest zawsze mnóstwo, restauracyjne stoliki w centrum pełne, repertuar kulturalny wypełniony imprezami. A mimo to młodzi z ŚDM ożywili nasze miasto jeszcze bardziej.
- Pozytywna energia, jaką przekazują pielgrzymi: uśmiech, radość, wielobarwne stroje i wprowadzające niesamowitą różnorodność języki sprawiają, że częściej się uśmiecham - mówi jedna z wolontariuszek. – Myślę o nich jako o tych, którzy idą na spotkanie z Chrystusem, czerpią z tego spotkania, a potem Jego miłość przekazują światu - dodaje.
- Bardzo podobała mi się panująca w Polsce atmosfera – Mary z Kanady jest podekscytowana. – Szczególnie ważne były dla mnie "uczty miłosierdzia", na których szczególnie doświadczałam różnorodności kulturowej. A to pozwalało mi zrozumieć, jak jedność w Kościele buduje się na różnorodności - wyznaje.
O ucztach tych jako ważnych spotkaniach integracyjnych mówi także Sofia z Meksyku.
"Uczty miłosierdzia" to spotkania na pięciu dużych placach miasta, gdzie codziennie organizowano poczęstunek i zabawę dla gości. Setki Koreańczyków, Wietnamczyków, Chińczyków, Ghańczyków, Meksykanów i Francuzów bawiło się przy religijnych piosenkach, wykrzykiwało imię Jezusa, tańcząc w wielobarwnym korowodzie. W każdej części miasta wyglądało to inaczej. Grali w piłkę, organizowali zabawy w grupach, oglądali pantomimę.
Obserwując te spotkania łatwo dojść do wniosku, że nikt nie był podczas nich samotny. Gdy przeciskałam się w tłumie, ktoś jedzący posiłek machał do mnie ręką, ktoś inny z uwagą pozował do zdjęcia.
A kapitalna zabawa służyła i budowaniu atmosfery radości, i głębokiej duchowej więzi.
- Pewnego dnia spotkałam na rynku tłumy radosnych i śpiewających młodych ludzi, trzymających w rękach flagi państw – wspomina Karolina. - Nie dało się nie uśmiechnąć. W domu poszukałam informacji i wzięłam udział w niektórych punktach programu. Niedzielną "ucztę miłosierdzia" wspominam do dziś. Osobiście, pierwszy raz zobaczyłam, że w Kościele katolickim jest miejsce na radość i młodość.
Szacunek
Podczas diecezjalnych ŚDM okazywano sobie sympatię na najróżniejsze sposoby. Zwykłe gesty pomiędzy przedstawicielami różnych nacji zyskiwały ważny, głęboki sens. Na przykład na Ślęży – najbliżej położonej od Wrocławia górze – sześćdziesiąt młodych osób z Meksyku odśpiewało w języku polskim „Sto lat”.
- To wyraz szacunku, który wzrusza – mówi pani Zofia, 50-latka, która ze wzruszeniem słuchała występu. – Myślę sobie, że musieli podjąć się nieco trudu, by zapamiętać niełatwe przecież dla nich polskie słowa.
Głęboki relacyjny sens miały szczególnie działania, podjęte w archidiecezji wrocławskiej podczas Dnia Miłosierdzia. Goście odwiedzali chorych w szpitalach i ośrodkach, bawili się z dziećmi w przedszkolach, porządkowali cmentarze, modlili się za zmarłych.
- To bardzo budujące widzieć, że po przeciwnej stronie świata są ludzie, którzy są tacy sami jak my, pokładają nadzieję w Bogu i mają pragnienie dzielenia się tym z innymi. Przeżyliśmy tutaj Miłosierdzie w pełnym tego słowa znaczeniu. Jesteśmy szczęśliwe – podsumowały Tatiana i Natalia z Kolumbii.
Wspólnota
Ten czas był bardzo owocny także dla wolontariuszy.
- Było dużo pracy, bieganina, mało czasu dla siebie, ale jednocześnie ogromna radość – zwłaszcza gdy się spojrzało na roześmiane twarze pielgrzymów – podkreśla Michał z sekcji medialnej. - Wiele rzeczy na logikę powinno było się nie udać a na ostatnią chwilę nagle okazywało się, że jest ok. Tu ktoś coś pomógł, tam ktoś coś podpowiedział i dzięki temu udawało nam się ze wszystkim zdążyć na czas.
- Wzruszało mnie to jak widziałem tych wszystkich ludzi, którzy potrafią być ze sobą, cieszyć się i modlić – mówi Szymon, wolontariusz z sekcji transportu. – Bardzo głęboko przeżyłem adorację Krzyża w kościele św. Macieja. Poczułem niemalże namacalnie powszechność Kościoła. W wielu zakątkach świata są ludzie, którzy wierzą w Chrystusa i też jest dla nich kimś ważnym skoro w Jego imię przyjeżdżają po to, żeby spotkać się z innymi chrześcijanami. Świadectwo żywego Kościoła.
Fot. Lidia Maj