„Ukraiński” powróz na szyi „dobrej zmiany”

0
0
0
/

waszczykowski-espreso2Uchwała wołyńska z biegiem czasu wydaje się ruchem, do którego rząd PiS został zmuszony przez ludzi dobrej woli w tejże partii. Wiele osób dopatruje się podskórnej nieszczerości i symptomów strachu u rządzących - jakoby zrobili „Ukraińcom” coś złego. Wedle nich nadrobić to faux pas ma dużo większa niż zawsze dawka uniżoności.

Rząd Prawa i Sprawiedliwości wydaje się wchodzić pełnymi krokami w pułapkę. Nie wystarczą zapewnienia prezesa Związku Ukraińców w Polsce Piotra Tymy, iż swoje nadzieje wiązał z Nowoczesną i Platformą Obywatelską. Przeciwwagę dla tego faktu może stworzyć kolega prezesa ZUwP Przemysław Żurawski vel Grajewski swoimi płomiennymi zapewnieniami o kontrowersyjnie przez niego pojmowanych priorytetach polityki wschodniej. Nie wystarczą mapy głosowań mniejszości narodowych, to właśnie ich przedstawicieli zaprosi na rozmowy prezydent, a nie Kresowian. Nie wystarczą publiczne oskarżenia nas o ludobójstwo dokonane na Ukraińcach przez ukraińskiego ambasadora Deszczycę. On nie poniósł nawet minimalnych konsekwencji swojej wypowiedzi.

Nie wystarczą głosy, które stały się konsekwencją tego, iż ukraińskiemu ambasadorowi na to pozwolono - ferujące analogiczne oskarżenia. Warto bowiem w opinii niektórych po prostu to zmilczeć. Nie wystarczą powtarzane po wielokroć publicznie przez osoby i media na Ukrainie roszczenia terytorialne wobec Polski. To nie ich oskarży się o działania korzystne dla Rosji, lecz Polaków, którzy to będą publicznie dla napiętnowania nagłaśniać. Prędzej wielu zbulwersuje się kolejnymi aktami unifikacji Krymu przez Rosjan. Nie wystarczą propagandowe wiadomości na Ukrainie, których nie powstydziłyby się sowiecka agencja informacyjna, ukazujące Polaków w negatywnym kontekście. Mają przecież prawo biedni neobanderowcy odreagować po uchwale, w której wypowiedziano prawdę.

Nie wystarczy pokazanie w negatywnym kontekście w tym samym materiale przemawiającego przewodniczącego Komisji Łączności z Polakami za Granicą Michała Dworczyka. Choć uchwała, która dzięki niemu została przyjęta była bardzo delikatna i wyważona - rządzący w jego obronie nie staną. Prędzej są gotowi poświęcić go na ołtarzu ofiarnym dobrych stosunków, tym samym na którym zabijano w analogicznych celach kawałki polskiej suwerenności. Nie wystarczy, że Tomasz Maciejczuk zaprezentuje kolejne ukraińskie programy informacyjne, które w sposób rażący zakłamują rzeczywistość i sieją ziarna nienawiści. Przecież ten dziennikarz powinien iść nadal w jednym rzędzie z Bianką Zalewską i pokrewnymi jej ludźmi szastającymi oskarżeniami o ruską agenturę, a nie zwracać uwagę na takie „drobnostki”.

Nie wystarczy, że pomimo przyjęcia do pracy lub na bezpłatne studia setek tysięcy Ukraińców, jedna z beneficjentek tego procesu Irena Budz założyła międzynarodową grupę „Polski rasizm”. Nikt jej wszak nie zgani to przecież byłby rasizm. Nie wystarczy, że pomimo świetnej sytuacji mniejszości ukraińskiej w Polsce Piotr Tyma może bez końca narzekać, jak się zdaje niezależnie co by dostał. Przecież milczenie na temat jego postawy to wymagany przejaw tolerancji i zabezpieczenie przed kolejnymi oskarżeniami. Nie wystarczy, że pododdziały ukraińskie walczące na wschodzie pod okiem ukraińskiego rządu obierają sobie za patrona Oskara Dierlewangera. Nie wystarczy, że Ssmani z 14 dywizji Grenadierów SS są chowani z wojskowymi honorami, przy salwie honorowej oddanej przez młodych ludzi w mundurach z trupimi czaszkami. Nie wystarczy, że parlament ukraiński uczcił Petra Diaczenkę, którego oddziały mordowały cywilów podczas Powstania Warszawskiego.

Nie wystarczy, że postawią tysiące pomników Romanowi Szuchewyczowi i Stepanowi Banderze szefom OUN i UPA odpowiedzialnym za wymordowanie 130 tys. polskich cywilów bez względu na płeć i wiek. Nie wystarczy, że każdy polityk ukraiński ich pochwali, a nam w żywe oczy będzie dwulicowo łgał o pojednaniu i cynicznie wycierał się słowami papieża Polaka (z którego na Ukrainie, jak z nieomal każdego słynnego naszego rodaka robi się Ukraińca). Nie wystarczy, że po wielokroć cynicznie się zachowają, wszak mogą nas dopuścić do rozmów o sobie samych. Fakt, iż nie będziemy mogli się wypowiadać suwerennie tylko pod ich dyktando, ale nie szkodzi.

Odwieczny dramat heroicznej naiwności

Jakżeż łatwo przychodzi nam robienie z siebie marionetki wobec słabszych w nadziei, że staną się silniejszymi. A wtedy cóż? Urwiemy się nagle ze smyczy? Przypomnimy sobie o naszym słynnym polskim honorze, który choć piękny budzi się często po przespanym czasie w sytuacji, kiedy dokonujemy szaleńczych słynnych szarż nie mających już szans na powodzenie? Tak łatwo idzie nam oddawanie się rozkoszy ułudy i błędów w czasie gdy możemy z łatwością wykorzystać szansę, które mamy. Jeszcze łatwiej idzie nam lanie krwi młodych pokoleń tylko po to by te szanse odzyskać. To ostatnie mimo wszystko zawsze stanowiło dla mnie coś godnego podziwu. To elementy naszej tożsamości, ale gdy pomyśleć o marnowanych bezkrwawych szansach - marnowanych bezpowrotnie, tylko po to by zapłacić za nie daniną krwi - czara goryczy się przelewa.

To naturalne, że bardziej imponujący są walczący z bronią w ręku od zwolenników pracy organicznej. Tego wcale na siłę zmieniać nie trzeba. Jednak dlaczego ci nasi heroiczni bohaterowie z bitew - nie mogliby walczyć o coś większego - niż tylko minimum narodowej egzystencji? Tak. Do tego zawsze budulec dają ci bardziej nudni zwolennicy pracy organicznej. Otóż odnosi się wrażenie, że nie ma w historii Polski większego lania wysiłku w próżnię niż oddawanie polskiej krwi neobanderowskim pasożytom. Pasożyty mają do siebie właśnie to, że zjadają swojego żywiciela. Prawo i Sprawiedliwość zostało wybrane przez Polaków po to, by taki proces wysysania Polski przez siły zewnętrzne uciąć. I mówi się bardzo o niekorzystnych działaniach dla Polski Rosjan i Niemiec, europejskich komisarzy, ale Ukrainę oddaje się na pastwę neobanderowcom. Tylko dlatego, że nie chce się jej oddać na pastwę Rosji.

A przecież przed wyborami przedstawiciele PiS zachowywali się zupełnie inaczej. Najbardziej rażący jest tu przykład naszego prezydenta. Prezydent obiecał się upominać o sprawę heroizacji zbrodniarzy, uniknął wtedy demonstracyjnie spotkania z Petrem Poroszenką. Jednak zaraz po wyborach zmienił swą postawę nie do poznania i o tych sprawach intensywnie milczy, z Poroszenką wspierającym heroizację morderców polskich kobiet i dzieci spotyka się nieustannie. Nie dziwią głosy, że Kancelaria Prezydenta była uchwalonej przez sejm uchwale przeciwna i sprzeciwiała się jej jako psującej stosunki Polski z Ukrainą. Szkoda, bo wydawało się że także pod tym względem prezydent Andrzej Duda będzie lepszy niż jego poprzednik Bronisław Komorowski, dla którego prezes Piotr Tyma był pieszczochem.

Jednak po zmianie władzy wystarczy znajomość z kolegą Tymy Przemysławem Żurawskim vel Grajewskim, aby postawa Kancelarii Prezydenta była podobna. I choć bolało, że prezydent na temat ofiar OUN-UPA milczał, to jednak gdy pojechał i zrobił na Ukrainie cokolwiek - było jeszcze gorzej. Ruchem, który pokazuje absolutne dyletanctwo odpowiedzialnych za to w Kancelarii Prezydenta osób jest potraktowanie sprawy sprawiedliwych Ukraińców, którzy ratowali Polaków przed OUN-UPA. To tragikomiczne, że środowisk kresowych, które się tymi problemami zajmują wysłuchiwać przedstawiciele KP nie chcą, a gdy już cokolwiek zrobią jest to jak kulą w płot. A jakie ma być? To tak jakby dopuścić drwala do kierowania startem promu na przylądku Canaveral. Nie chodzi o to, że w jakiś sposób ci ludzie są toporni, ale się na tych sprawach nie znają i straszliwie szkodzą. Aby nie być gołosłownym.

Ogłoszenie przez profesora Szczerskiego, że prezydent Andrzej Duda i Petro Poroszenko razem zamierzają odznaczać Ukraińców ratujących Polaków i Polaków ratujących Ukraińców, już na pierwszy rzut oka jest poronione. Choć można się domyśleć jaki pomysł przyświecał doradcom naszego prezydenta. Absolutny niewypał - ale mający złudne pozory logiczności. Otóż poronionym pomysłem jest fakt, że takie przedstawienie sprawy buduje kolejny element sztucznej symetrii zbrodni, między polskim podziemiem, a OUN-UPA. Weterani polskiego podziemia są już zbyt słabi, aby protestować, ale kiedyś nie uszło by to pracownikom Kancelarii Prezydenta na sucho. Otóż wspominanym osobom wydawało się zapewne, że praktyka pokaże ilu jest sprawiedliwych Ukraińców ratujących Polaków, a ilu Polaków ratujących na Ukraińców.

I tu właśnie widać największe dyletanctwo. Powód prosty, przede wszystkim sprawiedliwi Ukraińcy, zamieszkujący głównie zachodnią część państwa ukraińskiego, lub ich potomkowie bali się zgłaszać jeszcze przed majdanowymi zmianami. Jak mniemam po rozrośnięciu się potężnych już wpływów neobanderowskich i wciąż rosnących - tej ochoty raczej im nie przybędzie. Prędzej to nacjonaliści ukraińscy wygrzebią jakieś wyjątki od reguły po stronie polskiej. I co wtedy? No właśnie. Nawet gdyby założyć, że uhonorowanie sprawiedliwych byłoby tylko i wyłącznie naszym wewnętrznym pomysłem pozostałoby pustym zapisem. A to z tego względu, że państwo polskie nie prowadzi polityki, która mogłaby pokazać nacjonalistom ukraińskim, iż w razie jakichkolwiek nieprzyjemności to samo państwo się o tych sprawiedliwych, czy raczej ich potomków - upomni.

Ponure paradoksy

Niestety pewnym osobom bardziej zależy na paktowaniu z tymi, którzy są wrażliwi na przypominanie morderstw swoich idoli, niż upominaniu się o tych, którzy przed nimi ratowali. Taka jest smutna prawda. Jednak te same osoby będą się nieustannie tymi sprawiedliwymi Ukraińcami wycierać. Prędzej niż sprawiedliwi Ukraińcy, lub ich potomkowie dostaną pierwsze medale - pojedzie partia broni dla oddziałów kultywujących siepaczy Polaków. Prędzej, niż ci ludzie dostaną nagrodę finansową pójdzie kolejna transza pożyczki dla rządu, który kult morderców wspiera. Prędzej niż ktoś ich do Polski na czerwony dywan zaprosi - przyjedzie grupa ukraińskich wojskowych z batalionu OUN na szkolenia. Taka właśnie jest smutna prawda – naszej polskiej zakłamanej rzeczywistości. Rzeczywistości, która składa hołd jeszcze bardziej zakłamanej - istniejącej na Ukrainie.

Otóż trudno nie odnieść wrażenia, że przyjmowana przez polski sejm uchwała była dla Prawa i Sprawiedliwości nie zwycięstwem moralnym, którego perspektywę rysowano przed wyborami. Była obowiązkiem, którego niewykonanie niestety ktoś zauważył, gorzką pigułką, której nie chciano ze względu na dopieszczanie tzw. „Ukraińców” kazać im łykać. Jej połknięcie natomiast to nie był początek koniecznej kuracji. Zaraz po tym nastąpiło jej przerwanie i nadrabianie tego sporą ilością tańców godowych, wobec skrzywionych środowisk neobanderowskich. Nikt nie wziął pod uwagę, iż rozpoczynając robotę wychowawczą mającą wyplenić neobanderyzm - nie można skaczącego, wrzeszczącego i rozkapryszonego dzieciaka głaskać i traktować z uległością. Bo to go nie wychowa, tylko sprawę pogorszy. A tak jest właśnie z banderyzowanymi Ukraińcami pełnymi pretensji i roszczeń.

Nie wspominam też o samych neobanderowcach, bo to nie dzieci, lecz dzikie stworzenia niczym gady. Ich się po prostu nie oswoi. Można je trzymać co najwyżej w klatce w ZOO, nic więcej, ale nie dać się namnażać przy ludzkich osiedlach. Podejście władzy sprawowanej przez Prawo i Sprawiedliwość nie jest niestety jedynym, które wyborców tej partii zawodzi. Jednak co by nie powiedzieć to flagowa i najbardziej jaskrawa sprawa - kontynuacji tej samej polityki głaskania, która była prowadzona za PO. Część się zgodzi, część się oburzy. Oburzą się ci, którzy będą wykazywać pewne postępy, m. in. właśnie wymienioną uchwałę. Jednak sprzeczać się jedynie można o natężenie tej polityki zagłaskiwania „Ukraińców”. Prawda jest bowiem taka, że klakierzy tak zwanej przyjaźni polsko-ukraińskiej w PiSie dali się mocno we znaki tym posłom PiS, którzy uchwałę forsowali, a zwłaszcza jej głównemu inicjatorowi.

Jedyne czym się różnią ci zwolennicy uległości wobec „ukraińskiej” wrażliwości od Michnika i Kwaśniewskiego to fakt, że intensywniej, choć skrycie przeciwdziałali jej uchwaleniu. Później spora część z nich, już po uchwaleniu jej w sejmie - zdawała się nagle należeć do jej zwolenników. Podczas gdy dwaj wymienieni panowie dokonywali swojej krytyki również po fakcie. Czyniąc to zresztą ramię w ramię z ukraińskimi zwolennikami ludobójców. Jednak tym panom różne dziwne działania w kontekście ukraińskim nigdy nie przeszkadzały. Dziwi zatem postępowanie niektórych ludzi w PiSie, których w sprawie ukraińskiej spokojnie można wpisać w kontekst Gazety Wyborczej. Ta ostatnia, tak zresztą jak ukraińscy nacjonaliści bynajmniej rządów Prawa i Sprawiedliwości nie chce.

Toteż każdy ruch, który wykonywany jest przez pisowców po myśli GW oraz ukraińskich nacjonalistów, jak choćby nominacja Jana Piekły na ambasadora w Kijowie - punktów tej partii nie przysporzy. Przysporzy jedynie strat, a czynnikom odsuniętego od władzy salonu korzyści. Takie ruchy zawsze będą sprawiać na ludziach wrażenie zamkniętego układu i odgrywania roli wielkich przeciwników politycznych. W ich oczach bowiem rdzeń pozostaje taki sam. Pytanie jaki jest sens wykonywania przez PiS - w teorii niekorzystnych dla siebie PRowych ruchów w tym stylu. O szkodliwości dla Polski bowiem nawet nie wspomnę. Dogadzając zarówno ukraińskim nacjonalistom, jak i próbując załagodzić niektóre środowiska związane z Gazetą Wyborczą - władza PiS nigdy ich do siebie nie przekona.

Może tylko odkruszyć sobie niemal dowolną ilość elektoratu. Wiedzą o tym doskonale ukraińscy nacjonaliści, dla których Prawo i Sprawiedliwość u władzy nie jest jednak wygodne. To bowiem partia, która w jakimś stopniu szanuje patriotyzm, polskie symbole, historię, a co najważniejsze podmiotowość. Możemy mieć do tego uwagi, ale PO przestawało się nawet powoli bawić w pozory. Z tego względu każde ufne potraktowanie wyszczerzających się do PiSu ukraińskich nacjonalistów będzie owocować dlań stratami. Każdy ruch tej partii nie przekona ukraińskich nacjonalistów, lecz pozwoli im się wciągać do neobanderowskiego bagna.

Aleksander Szycht

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną