MEDYTACJE EWANGELICZNE Z DNIA 4 lipca 2017

0
0
0
/

Wtorek, (Mt 8, 23-27)

Gdy wszedł do łodzi, poszli za Nim Jego uczniowie. Nagle zerwała się gwałtowna burza na jeziorze, tak że fale zalewały łódź; On zaś spał. Wtedy przystąpili do Niego i obudzili Go, mówiąc: Panie, ratuj, giniemy! A On im rzekł: Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary? Potem wstał, rozkazał wichrom i jezioru, i nastała głęboka cisza. A ludzie pytali zdumieni: Kimże On jest, że nawet wichry i jezioro są Mu posłuszne?

Kto ma spokojne życie, w statycznym rytmie i trwa w dyplomatycznych relacjach z ludźmi, ten chyba już po prostu położył się w trumnie, dokarmia jedynie swe ciało i czeka na śmierć. A to jest nudne.

Można unikać prawdziwego życia, na przykład spędzając czas na robieniu pieniędzy, na ekscytowaniu się coraz to nowszymi atrakcjami doczesności, można wpuszczać się w całą serię kanałów telewizyjnych, albo żyć od imprezy do imprezy, od wyczynu do jeszcze większego wyczynu, który nas zaspokaja emocjonalnie, dając... satysfakcję, czymkolwiek ona jest... (?)

Tylko, że tak naprawdę oznacza to zawsze jedno i to samo: jest to notoryczne robienie uniku od prawdziwej, głębokiej relacji z drugim człowiekiem. Nic więcej.

Prędzej, czy później, żyjąc w ten sposób, rozejrzymy się dookoła i... zobaczymy pustkę. Zderzymy się z nieobecnością ludzi i to będzie jak obudzenie się we własnej trumnie, którą sami sobie zbudowaliśmy i do której sami się położyliśmy.

Tymczasem bycie z ludźmi, takie prawdziwe i głębokie, kosztuje. Prawdziwe relacje międzyludzkie, zawsze w którymś momencie powodują zranienia.

To są właśnie burze, ale takie, że podczas nich naprawdę giniemy! A giniemy, bo zranienie jest zabijaniem, na różnie sposoby. I naprawdę tym jest!

My wszyscy sobie nawzajem zadajemy rany, bo po prostu nie wiemy jak kochać. Wcale tego nie potrafimy, choć do kochania jesteśmy stworzeni i do niczego więcej! To jest droga, na której nie ma statyczności, ale wzrastanie.

Gdy w końcu więc wyjdziemy z tej naszej trumny, zmęczeni nudą płytkich relacji, gdy wreszcie postanowimy opuścić to nasze więzienie własnej asekuracji, która de facto jest straszną samotnością, nie mającą nic wspólnego z bezpieczeństwem, zobaczymy... człowieka.

Człowieka takiego jakim jest. I zapragniemy ryzyka Miłości, która oznacza też odkrycie się przed tymże człowiekiem własnych słabości.

To będzie kosztować. Niejednokrotnie zaboli, bo spotkania grzeszników zawsze prędzej, czy później, przynosi bolesną burzę! Ale warto! Naprawdę warto zaryzykować i wyjść do przyjaźni, do miłości w tylu jej odmianach!

To pewne, że będą burze w relacjach i nie raz poczujemy w nich, że giniemy! Tylko, że to wcale nie będzie okazja do umierania!!!

Nie! To będzie ten niesamowity moment, w którym krzycząc: „Panie ratuj!” - poczujemy, że wreszcie żyjemy!

A zatem wybór należy do nas, a dokonujemy go pomiędzy bezpiecznym siedzeniem na brzegu, z dala od czyichś problemów, a wejściem do łodzi sunącej po rozszalałych falach prawdziwych i głębokich relacji międzyludzkich, których prawdziwość nie raz spowoduje, że zawołamy razem: „Panie! Ratuj!”

I Pan jest, bliżej niż każda Twoja relacja, a Ty czujesz, że żyjesz, bo... kochasz! I... już się nie boisz.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną