Agresja francuskiej policji

0
0
0
/ flickr

Już kolejny weekend Francuzi wytrwale protestują od 17 listopada i nic nie wskazuje na to, aby ruch „żółtych kamizelek” miał zrezygnować. Protesty rozlały się na całą Francję. Manifestanci domagają się dymisji Emmanuela Macrona, widzą w nim sprawcę nieudolnej polityki gospodarczej, która doprowadziła do drastycznego zbiednienia Francuzów. W walce o wyższe zarobki są tak zdeterminowani, że nie może ich odstraszyć nawet najbardziej represyjna polityka rządu. W ubiegłą sobotę według francuskiego MSZ na ulice Paryża wyszło 5 tys. uczestników, a w całej Francji 41,5 tys. Według stron internetowych zajmujących się zbieraniem danych z manifestacji, liczbę tę trzeba podwoić.

„Żółte kamizelki” ogłosiły, że wystawią swoich kandydatów do wyborów europarlamentarnych w maju tego roku. Według sondaży mogą liczyć na poparcie 13 proc.  Popierają je zarówno partie prawicowe ze Zjednoczeniem Narodowym Marine Le Pen, jak i ultraprawicową partią Patriotów oraz ugrupowania lewicowe, ze skrajną lewicą Francją Nieujarzmioną i Komunistyczną Partią Francji.


Demonstracje coraz bardziej się radykalizują. W Bordeaux pięciotysięczny tłum przeszedł przez luksusową dzielnicę miasta, niosąc transparenty z napisami: „Śmierć bogatym”. Podobne demonstracje odbyły się w Lyonie i Nantes. „Żółte kamizelki” nie boją się wyjątkowej brutalności policji. Metody działania służb porządkowych są przerażające i to od pierwszego dnia protestu. 18-letnia Florina L. 8 grudnia straciła oko. Została trafiona granatem z gazem łzawiącym wystrzelonym przez policję. Stała spokojnie w grupie ok. stu „żółtych kamizelek”. 20 stycznia  Jean-Marc stracił oko od pocisku gumowego.12 stycznia w Bordeaux 48-letni strażak, ojciec trojga dzieci dostał pociskiem gumowym wystrzelonym z „miotacza” Flash-Ball w szyję. Zapadł w śpiączkę i walczy o życie.1 grudnia w Marsylii 80-letnia kobieta została ugodzona w twarz granatem z gazem łzawiącym. Zamykała okiennicę swojego domu. Pocisk okazał się śmiertelny.


Policja specjalnie celuje w grupy „żółtych kamizelek” omijając chuliganów demolujących sklepy. Celują protestującym w głowę, w plecy zamiast w klatkę piersiową, jak nakazują przepisy. Od 17 listopada do 21 stycznia aż 109 protestujących i dziennikarzy, w tym 12 kobiet odniosło poważne obrażenia. 79 ciężko rannych zostało ugodzonych przeważnie w głowę pociskami gumowymi. 15 osób straciło jedno oko, trzy osoby straciło dłoń. Nie są to oficjalne dane, bo MSW takich nie ujawnia. Pochodzą z portalu CheckNews.fr. Wszystkie zdarzenia są udokumentowane imieniem i nazwiskiem ofiary, datą i miejscem zdarzenia, zdjęciami, filmem, na których często widać, jak traktowane są kobiety podczas demonstracji. Są powalane na ziemię, bite pałkami policyjnymi, ciągnione po jezdni za włosy, kopane, deptane, duszone, gazowane. Rzecznik rządu podał, że do 20 stycznia zgłoszono 81 przypadków bezprawnej, nieuzasadnionej przemocy ze strony policji. W tych wypadkach wszczęto śledztwo.  Francuski rzecznik praw obywatelskich domaga się, aby wycofać z użycia miotaczy pocisków  gumowych Flash-Ball typu LBD40. Ale minister spraw wewnętrznych Christophe Castaner określa demonstracje „powodzią nienawiści” i odrzuca wszelkie oskarżenia o przemoc służb porządkowych, a krytykantom brutalności policji zarzuca stanie po stronie chuliganów.  Wydaje się, że oszczędzanie chuliganów jest celowe. Ataki policji są skierowane właśnie w grupy „żółtych kamizelek” a nie w osoby demolujące i podpalające.


Oficjalne media francuskie przez długi czas nabrały wody w usta. Pierwszy krytyczny materiał o brutalności policji wyemitowano dopiero  6 i 7 stycznia w głównym dzienniku największej telewizji francuskiej. Pokazano demonstrację w Tulonie i szefa tamtejszej policji, który wymierza bokserskie uderzenia w głowy kilku demonstrantom. Jednego z nich przytrzymują dwaj policjanci, a jego głowa po każdym ciosie pięścią odbija się o mur, o który jest oparty. Ale jeszcze 10 stycznia w głównym dzienniku telewizyjnym TF1 dziennikarz dowodził, że do tej pory żaden z protestantów nie odniósł poważnych obrażeń. A w tym samym czasie na Facebooku opublikowano zdjęcia i filmy z pobitymi demonstrantami, z zakrwawionymi twarzami, ze złamaną szczęką, oderwanym kawałkiem wargi i wybitymi zębami. Trudno się dziwić, że „żółte kamizelki” są wściekłe na dziennikarzy i przed niektórymi redakcjami organizują protesty.


Bruksela, jak dotąd nie potępiła agresji francuskiej policji, udając, że wszystko jest w porządku. Wyobraźmy sobie, co by się działo, gdyby u nas podczas demonstracji doszło by do jakichkolwiek aktów agresji ze strony policji. Bruksela natychmiast zażądałaby wyjaśnień i potępiła władze polskie, strasząc sankcjami. No cóż – co wolno wojewodzie to nie tobie smrodzie.
 

Źródło: Iwona Galińska

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną