ONI, Zofia Czerwińska i duch czasu

13 marca 2019 r. zmarła, 20 marca została pochowana polska aktorka teatralna, filmowa i telewizyjna Zofia Czerwińska. Jej, życzenie stało się faktem i została pochowana w różowej urnie jak poprosiła swego dziennikarza Mariusza Szczygła. Była częścią tego układu, nie warszawskiego, ale niechrześcijańskiego, choć Kościół pożegnał ją mszą św. pogrzebową. Częścią „ducha”, który nie jest już katolicki. Nie piszę tu o faktycznej o apostazji, ale o mentalności, na którą składają się elementy życia ludzkiego.
Aktorka miała życzenie, aby na jej pogrzebie zaśpiewał Jacek Łaszczok-Stachursky. Wokalista, zgodnie z wolą Czerwińskiej, zaśpiewał polską wersję utworu „My way" Franka Sinatry, a nie jakieś tam „pretensjonalną” Salve Regina jak zwyczajowo śpiewało się w Polsce.
A życie? Pierwszy mąż, Leszek, by z nią być, porzucił żonę z dziewięciomiesięcznym dzieckiem. Drugie małżeństwo też zakończone rozwodem.
W październiku 2017 została sojuszniczką osób LGBT biorąc udział w akcji „Ramię w ramię po równość” w Kampanii Przeciw Homofobii. Zresztą wspomina, że w szkole teatralnej było masę homoseksualnych „cioć". I uzupełnia - „Ale to prawda, że w środowisku artystycznym, aktorskim, pachnie seksem.”
LGBT i pogańskie spopielanie ciała, a nie złożenie w grobie na wzór praojca Adama i Nowego-Adama Chrystusa.
Tyle w szczególe, teraz w „ogóle". Owi ONI to ta część społeczeństwa, z którym jeszcze dzielimy się opłatkiem, ale ona jest już Rewolucją.
Rewolucją ostatecznej zagłady naszego świata. Im szybciej oddzielimy się od nich, owych ONYCH, tym lepiej. Nie zatruwajmy się ich duchem, ich myślami.
Dla własnego zbawienia.
Źródło: weekend.gazeta.pl, #wrealu24#koscioliwiara