Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski poinformował, że prawie rok temu kobieta, pani Monika, złożyła doniesienie do Watykanu, twierdząc, że kiedy miała 15 lat, bp Jan Szkodoń zaczął ją molestować. Miało to trwać pięć lat. Ks. Tadeusz dodaje, że osobiście rozmawiał z kobietą i wydała mu się przekonująca.
Także prokuratura przesłuchała kobietę, w styczniu tego roku, i stwierdziła, że sprawa się przedawniła, ale uznała kobietę za wiarygodną po konsultacji z psychologiem.
Watykan również uznał skargę za przynajmniej prawdopodobną, skoro rozpoczął proces przeciwko biskupowi.
Kuria krakowska oświadczyła jednak, że nic o tym nie słyszała i dowiedziała się o procesie kanonicznym od Watykanu.
Cała sprawa miała mieć miejsce 25 lat temu i trudno teraz udowodnić czyjąś winę bądź niewinność.
Sam bp Jan Szkodoń opuścił w ostatnich dniach swoje mieszkanie w Krakowie. Na początku pojawiły się doniesienia, że uciekł, a miejsce jego przebywania nie jest znane. Podawano powszechnie, że grozi mu wydalenie ze stanu kapłańskiego. W przeddzień pojawienia się artykułu w Gazecie Wyborczej, biskup wydał oświadczenie, w którym napisał, że z powodu fałszywych oskarżeń, opuszcza miejsce zamieszkania i zawiesza swoje czynności duszpasterskie. KAI także poinformował, że przyczyną są oskarżenia Gazety Wyborczej.
Trudno to jednak zrozumieć. Inaczej by było, gdyby bp Szkodoń postanowił odsunąć się w cień po rozpoczęciu procesu przez Watykan. Czy jednak Gazeta Wyborcza ma decydować kto jest biskupem, a kto nie? Jeśli bp Szkodoń jest niewinny, to dlaczego pod wpływem jednego artykułu przestaje pełnić obowiązki biskupa? Dlaczego już niektórzy księża i teolodzy ogłosiły winę biskupa? Czy naprawdę jest aż tyle dowodów, czy jest to wynik manipulacji mediów? Dlaczego bp Szkodoń ogłasza swoją niewinność, a potem znika?