Dr Zbigniew Martyka ostro o restrykcjach! "Jesteśmy okłamywani i zmuszani do działań mogących pogarszać zdrowie"
Dr Zbigniew Martyka, kierownik oddziału zakaźnego w Dąbrowie Górniczej napisał dwa tygodnie temu wpis, w którym ocenił, że "jesteśmy okłamywani i zmuszani do działań mogących pogarszać nasz stan zdrowia" pod pretekstem koronawirusa. Wówczas wprowadzano nowe restrykcje i podział na powiaty "żółte" oraz "czerwone".
- Od 8 sierpnia br. nie istnieją praktycznie żadne przeciwwskazania zdrowotne do noszenia maseczek (poza niektórymi psychiatrycznymi). W niektórych regionach trzeba je nosić nawet na otwartej przestrzeni. Jak podano - po konsultacjach medycznych. Do tej pory przeciwwskazania zdrowotne istniały, a teraz aktem prawnym ustalono, że już nie istnieją. To tak, jakby wydać rozporządzenie, że od jutra nie istnieją niektóre choroby, np. cukrzyca, zapalenie płuc, czy marskość wątroby. Od razu na podstawie jednego aktu prawnego mielibyśmy bardziej zdrowe społeczeństwo - ocenił dr Martyka.
- Wielu lekarzy, z którymi wymieniam się doświadczeniami, otwiera oczy ze zdumienia. Nasze obserwacje są zgoła odmienne. Utrudnienie dopływu tlenu i zwiększenie zawartości dwutlenku węgla we wdychanym przez maseczkę powietrzu może być nieodczuwalne przez osoby w pełni zdrowe (o ile nie podejmują w tym czasie zwiększonego wysiłku fizycznego). Ale osoby mające problem z oddychaniem (astma, przewlekła obturacyjna choroba płuc, niektóre wady serca, niewydolność krążeniowo-oddechowa, duża niedokrwistość) są szczególnie wrażliwe na zmniejszenie ilości tlenu - tłumaczy lekarz.
Zacytował także noblistę i biochemika, Otto Wartburga, który przyczyny wszelkich chorób upatruje przede wszystkim w niedotlenieniu komórek.
Wyraźnie skrytykował też "niektórych entuzjastów maseczek", którzy wmawiają, że "nawet podczas zwiększonego wysiłku fizycznego w trakcie uprawiania sportu można bezpiecznie mieć zasłonięte usta i nos".
- Z całą stanowczością chcę powiedzieć, że istnieją stany zdrowotne, w których nie powinno się ograniczać dostępu tlenu. Znam osoby, które z trudem oddychają po założeniu maski, mają zawroty głowy, kołatania serca, odczuwają z tego powodu duży stres, który dodatkowo pogarsza funkcję organizmu i co tu mówić - obniża odporność. A zawilgocone maseczki, jak wykazały badania - nie dość, że sprzyjają wtórnym infekcjom (co dla osób z obniżoną odpornością i łatwo zapadających na choroby infekcyjne dróg oddechowych jest fatalne w skutkach), to nie stanowią istotnego zabezpieczenia dla INNYCH osób - podkreśla dr Zbigniew Martyka.
- Czołowi naukowcy holenderscy orzekli, że maseczki nie pomagają w zwalczaniu pandemii. Po wielu tygodniach badań i przeanalizowaniu kluczowych danych stwierdzili, że nie ma mocnych dowodów na to, że zasłanianie twarzy przynosi efekty. Posunęli się dalej i zasugerowali, że w rzeczywistości maseczki mogą utrudniać walkę z chorobą - zwraca uwagę kierownik oddziału zakaźnego w Dąbrowie Górniczej.
- JEŚLI NOSIMY MASECZKI TO NIE MAMY WIĘKSZEGO WPŁYWU NA OCHRONĘ INNYCH PRZED ZAKAŻENIEM, A W DODATKU SZKODZIMY WŁASNEMU ZDROWIU. Nasuwa się wniosek, że jesteśmy okłamywani i zmuszani do działań mogących pogarszać nasz stan zdrowia - podsumowuje.
W dalszej części wpisu zwraca też uwagę, że nawet lekarze panikujący przed koronawirusem dostrzegają szkodliwość masek.A mimo tego zalecają to pacjentom, de facto im szkodząc.
Źródło: facebook.com / prawy.pl