Stanisław Michalkiewicz: Początek przetasowań [FELIETON]
Mości panowie, proroctwa mnie wspierają! Tak napisałby z pewnością pan Zagłoba, gdyby był na moim miejscu. Od dawna zapowiadałem, że już jesienią rozpoczną się przetasowania na scenie politycznej naszego bantustanu. Bantustanu – bo hierarchia na naszej scenie politycznej zależy od państw poważnych, to znaczy – co tam w naszej świętej sprawie postanowią.
Toteż przetasowania rozpoczęły się nawet wcześniej, bo w początkach lata, a konkretnie – w czerwcu – kiedy do Europy przyjechał amerykański prezydent Józio Biden, żeby poprawić stosunki z Unią Europejską, czyli Niemcami i z zimnym ruskim czekistą Putinem. Przyczyna jest taka, że – jak ujawnił jeden z ważnych amerykańskich generałów – Chiny mają większy budżet wojskowy, niż USA, zwłaszcza gdy wziąć pod uwagę poziom tamtejszych cen. Toteż USA muszą jakoś przygotować się do ostatecznego rozwiązania kwestii chińskiej, a w ramach tych przygotowań – wysondować stanowisko Rosji – czego mianowicie mogłaby zażądać za obietnicę zachowania neutralności w momencie owego ostatecznego rozwiązywania kwestii chińskiej. Jest to możliwe, bo zbytnia potęga Chin nie jest dobra również dla Rosji i dlatego prezydent Biden zdecydował się na rozmowy z Putinem. Rozmowy – bo rozmawiał z nim nie tylko w czerwcu, ale w lipcu – chociaż już bez takiego rozgłosu. Jest rzeczą oczywistą, że zimny ruski czekista za obietnicę neutralności zażąda rozmaitych rzeczy, kto wie, czy nie takich, które w konsekwencji doprowadzą do kolejnych przetasowań na scenie politycznej naszego bantustanu i jego sytuacji międzynarodowej. Jeśli natomiast chodzi o Unię Europejską, to jest ona najważniejszym partnerem gospodarczym Chin, które tutaj właśnie kierują większość swego eksportu. Jak wiadomo, Unia, a konkretnie Niemcy - zmusiły członkowskie bantustany do rezygnacji z nośników energii, którymi dysponują u siebie, na rzecz nośników energii, którymi nie dysponują. Chodzi oczywiście o to, by zmusić Europę do kupowania rosyjskiego gazu od Niemiec. Prezydent Józio Biden tego zmienić już ani nie chce, ani nie może, ale wykorzystując ekologiczną histerię, w której na pierwszą linię frontu zostało rzucone gówniarstwo, może przekonać Niemcy, by za jakieś amerykańskie przysługi wykorzystały tę histerię do dławienia chińskiej gospodarki. Gdyby tak Nasza Złota Pani wymusiła na unijnych bantustanach rygorystyczne przestrzeganie limitów “śladu węglowego”, to zaraz mogłoby się okazać, że w chińskich kalesonach ten “ślad” przekracza dopuszczalne normy i nie można ich do Europy sprowadzać, bo europejscy się strefią.
Nawiasem mówiąc, ta ekologiczna histeria to prawdziwy majstersztyk ze strony lichwiarskiej międzynarodówki. Przy pomocy takich rekwizytów, jak niestabilna emocjonalnie panna Greta, międzynarodówce udało się popchnąć młodych ludzi do walki o “planetę”, dzięki czemu lichwiarze nie tylko zeszli z linii strzału, ale nawet mogą na tym nieźle zarobić, jak np. izraelska firma Mashav Energia, która wtrynia Polsce wiatraki i słoneczne baterie z jednej strony, a z drugiej – niewątpliwie przyczynia się do rozdmuchiwania histerii w sprawie straszliwego “smogu”, z którym walka wymaga zlikwidowania w całej Polsce “kopciuchów”, czyli pieców i kuchni węglowych. W rezultacie oduraczeni absolwenci wyższych szkół gotowania na gazie myślą, że to wszystko naprawdę i napędzają Rosji i Niemcom klientów na rosyjski gaz.
Ale żeby namówić Nasza Złotą Panią na uczestnictwo w dławieniu chińskiej gospodarki, jako wstępie do ostatecznego rozwiązania kwestii chińskiej, to trzeba było coś i jej obiecać. Toteż zaraz po europejskiej wizycie prezydenta Józia Bidena, zamiar powrotu na ojczyzny łono ogłosił faworyt Naszej Złotej Donald Tusk, co pokazuje, że Nasza Złota Pani postawiła przed nim zadanie zagospodarowania tej części wpływów w Polsce, jaką przekazał jej jej amerykański gość. Dodatkową poszlaką, jaka na to wskazuje, jest spadek notowań ruchu pana Szymona Hołowni, który wcześniej wysunął się był w sondażach na drugie miejsce, jako alternatywa dla polskich wyborców na wypadek, gdyby PiS-owi powinęła się noga w trwającej od 2017 roku wojnie z Niemcami o praworządność. Właśnie Komisja Europejska ogłosiła, że wstrzyma przekazanie Polsce pieniędzy na fundusz odbudowy pod pretekstem, że nasz nieszczęśliwy kraj nie chce uznać wyższości prawa kołchozowego nad tubylczym. Pobożny poseł Gowin, który po wywaleniu go z rządu zachowuje się obecnie jak świadek koronny kabluje, że w tej sytuacji Naczelnik Państwa musi wykonać manewr ucieczki do przodu. Polega on na tym, że Naczelnik najpierw rozpęta wojnę z Naszymi Sojusznikami przy pomocy takich rekwizytów jak nowelizacja kodeksu postępowania administracyjnego, czy “lex TVN”, no i oczywiście – podtrzymywania Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Chociaż z jednej strony przeforsował ratyfikację ustawy o zasobach własnych UE, która wyposaża Komisję Europejską kosztem suwerenności krajów członkowskich w nowe, ważne uprawnienia, to z drugiej - pokaże swoim wyznawcom, jak próbował własną piersią bronić suwerenności Polski, ale wobec herkulesowego naporu Naszych Sojuszników, chwalebnie w tej walce poległ, zasługując w ten sposób na nostalgiczne wspomnienia w nocnych rodaków rozmowach. Pisałem o tym, że tak będzie, już przed bodajże dwoma laty w publikacji “Exegi monumentum aere perenius”, co się wykłada, że wznoszę pomnik trwalszy od spiżu. W tej sytuacji w siłę rośnie polityczny kierownik obozu zdrady i zaprzaństwa, czyli PO i jej Umiłowany Przywódca, no a teraz pobożny poseł Gowin najwyraźniej to potwierdza. Niech się z coraz większym długiem publicznym, inflacją i niemieckim szantażem finansowym borykają inni – ot na przykład, pan Rafał Trzaskowski, którego dotychczas uważałem za zarozumiałego blagiera, ale po Campusie Polska muszę dodać do tego skłonność do jurgieltu. Pan Trzaskowski tak się rozdokazywał w swoich ambicjach, że wbrew ustaleniom Naszej Złotej Pani, próbuje podgryzać samego Donalda Tuska i chyba nawet nie zauważa, że może wpaść w zasadzkę zastawioną na takich ambicjonerów przez Naczelnika Państwa.
Z kolei pan Hołownia zachowuje się, jakby też nie zdawał sobie sprawy z wygaszania go przez Naszego Najważniejszego Sojusznika, któremu kreowanie takiej alternatywy nie jest już potrzebne w świetle ustaleń z Naszą Złotą Panią. Właśnie urządził zjazd swojej partii na którym zapowiedział, że będzie rósł w siłę, niczym Polska w przemówieniach Edwarda Gierka, a jego program jest skierowany na to, by “nasze dzieci” i w ogóle wszyscy, mieli “więcej miejsca” na “planecie”. Myślę, że takiego celu nie można osiągnąć inaczej, niż przez radykalną depopulację świata – o czym zresztą mówił na sympozjonie zorganizowanym przez Papieską Akademię Nauk pan prof. Ehrlich, wprawdzie z Pensylwanii, ale z pierwszorzędnymi korzeniami. Realizacji takiego programu sprzyja proklamowanie pandemii zbrodniczego koronawirusa i propaganda szprycowania, do której włączył się nie tylko papież Franciszek, ale również JE prymas Polski Wojciech Polak. Zmobilizowani szprycownicy wyzywają sceptyków od “foliarzy” i zapowiadają ich prześladowanie w ramach sławnej '”dobrowolności przymusowej”, wynalezionej jeszcze za pierwszej komuny.
Paradoksalnie, w tej wojnie z Naszymi Sojusznikami, w sukurs PiS-owi przyszedł białoruski prezydent Aleksander Łukaszenka. Mszcząc się na Litwie i Polsce za zabawę w mocarstwowość przy udziale pani Swietłany Cichanouskiej, nasprowadzał z Iraku i innych azjatyckich bantustanów egzotycznych filutów, których następnie przerzucał na granicę z Litwą i Polską, najwyraźniej licząc na to, że obydwa te kraje staną się zakładnikami własnych humanitarnych frazesów, w czym ogromnie pomocna byłaby głupota i zacietrzewienie obozu zdrady i zaprzaństwa w Polsce, który gotów byłby nawet połknąć truciznę, jeśli miałoby to zaszkodzić Naczelnikowi Państwa. Toteż pan red. Michnik, na łamach żydowskiej gazety dla Polaków taką truciznę im sączy. Tymczasem stało się odwrotnie; Litwa postawiła na granicy płot, a Polska nie dała filutom przejść, wskutek czego, koczują tam oni pod opieką białoruskich służb, które ich karmią i poją aż do czasu, gdy ktoś podejmie decyzję o ostatecznym rozwiązaniu kwestii uchodźczej. Ponieważ każdy normalny człowiek rozumie, że nie można pozwolić, by granicę państwa przekraczał kto chce, gdzie chce i kiedy chce, słabnące wcześniej notowania PiS zaczęły piąć się w górę, z czego rząd wyciągnął wniosek, że skoro tak, to awantura na granicy z Białorusią powinna ciągnąć się jak najdłużej. Wystąpił do pana prezydenta Dudy o wprowadzenie w pasie przygranicznym stanu wyjątkowego na razie na 30 dni, ale z możliwością przedłużenia go do dni 90. W ten sposób może się to przeciągnąć aż do Bożego Narodzenia, być może nawet do prawosławnego, co może pomóc PiS-owi bezpiecznie przetrwać aż do wiosny, nawet gdyby Komisja Europejska rzeczywiście wstrzymała te 750 mld złotych, co właśnie zapowiedziała. A potem, po przyspieszonych wyborach, niech się dzieje, co chce, zgodnie z zasadą: apres nous le deluge – co się wykłada, że po nas choćby potop.
Stanisław Michalkiewicz
Źródło: Stanisław Michalkiewicz