„Młody, ty nie żyłeś za komuny jak było jedzenie na kartki i wielkie kolejki”. No to wkrótce się dowiem. Polityk PiS zapowiedział CENY REGULOWANE żywności w ramach walki z REKORDOWĄ INFLACJĄ

Urodziłem się pod koniec 1990 roku, więc okresu tzw. transformacji nie pamiętam, a w PRL nie było mnie na świecie. Jak byłem młodszy, to zastanawiałem się, jak to było, że trzeba było mieć „kartki” na zakup żywności. Niestety, wiele wskazuje, że wkrótce się przekonam o tym na własnej skórze, zaś osoby starsze będą miały podróż do przeszłości. Kazimierz Smoliński w „Debacie dnia” w Polsat News zapowiedział, że „chcemy wprowadzić ceny regulowane na artykuły żywnościowe - chleb, cukier, mąkę”. Nie trzeba być ekspertem od ekonomii, aby wiedzieć, że to musi się skończyć niedoborami towarów.
Powodem jest wielka inflacja, wywołana przez działania rządu i podległych mu instytucji, wspierana również sytuacją na świecie, choć bardzo na własne życzenie – gdyby banki centralne zachodnich państw nie dokonały masowego druku pieniądza z powodu lockdownów wprowadzanych pod pretekstem tzw. pandemii, problem byłby nieporównywalnie mniejszy, niż obecnie. Przypomnę tylko, że według GUS inflacja w grudniu wyniosła 8,6 proc., co przebiło nawet pesymistyczne scenariusze. Eksperci zaś ostrzegają, że w tym roku możemy spodziewać się wyników już dwucyfrowych, czyli powyżej 10 proc..
Na ten temat rozmawiano w Piątek w „Debacie dnia” w Polsat News m.in. z posłem PiS Kazimierzem Smolińskim. Polityk zapowiedział, że rząd zamierza gasić pożar benzyną.
– Obniżymy cenę VAT-u na podstawowe artykuły żywnościowe. Na razie czekamy na decyzję z UE. Chcemy wprowadzić ceny regulowane na artykuły żywnościowe - chleb, cukier, mąkę. Jeżeli inflacja będzie wzrastała, to nawet takie rozwiązanie może zostać wprowadzone – powiedział Kazimierz Smoliński z PiS.
– Zaproponujcie lepsze rozwiązanie. Bo jak dotąd widzicie tylko jedno: "rząd robi wszystko źle" – dodał, widząc zdziwienie pozostałych uczestników programu.
Spróbuję w prosty sposób wykazać, co to oznacza i dlaczego musi doprowadzić do braków na półkach, jeśli ceny regulowane żywności wejdą w życie.
Produkt, który kupujemy – np. chleb – przechodzi przez długi proces, nim trafi na półkę. Zaczyna się od zasiania na polu zboża, potem zebrania go i sprzedania. Oprócz tego potrzebna jest woda. W trakcie pieczenia chleba – przetransportowanego pojazdem, który przecież nie jeździ na powietrze – zużywa się prąd i zapewne gaz. Wówczas sprzedaje go piekarnia. Ustala sobie cenę w wysokości takiej, aby – na podstawie ilości dotychczasowych sprzedanych sztuk – wyjść więcej, niż „na zero”, czyli nie stawiać pod znakiem zapytania swojej działalności każdego dnia.
Z powodu zarówno malejącej wartości naszej waluty jak również rosnących cen, będzie rosła cena tegoż chleba. I nagle urzędnik z centrali ogłosi, że konkretny chleb o wybranej wadze nie może kosztować więcej, niż „kwota X”. Załóżmy teoretycznie, że 4 zł. Tymczasem piekarnia sprzedawała chleb za – jak zapewne za kilka miesięcy się stanie – 5 zł. Zamiast podwyższyć cenę, by wychodzić powyżej zera, piekarnia otrzyma nakaz produkcji poniżej opłacalności. Jak myślicie, co się wówczas stanie?
Ceny regulowane żywności spowodują wówczas jeden z poniższych wariantów. Pierwszy – piekarnia przestanie piec chleb, zapewne też zawieszając lub kończąc działalność. Nikt o zdrowych zmysłach nie będzie celowo wywoływać u siebie strat. Efektem będzie brak towaru z danej piekarni. Pojedyncze przypadki to oczywiście nie problem w skali ogólnopolskiej, ale pamiętajmy, że mówimy o sytuacji, która uderzy we wszystkich w całym kraju. Efektem będzie brak towaru na półkach w sklepach.
Drugi wariant – piekarnia zacznie mącić w dokumentacji, sprzedając chleb nielegalnie (jak to w ogóle brzmi, prawda?) po cenach rynkowych. Właściciel narazi się na kary, ale biznes będzie mógł trwać, a ludzie będą mieli chleb.
Obserwując inne państwa, czy to na tle przeszłości czy obecnie, wiemy, że narzucanie odgórne cen musi zakończyć się niedoborami produktów, które obejmuje i bardzo często wprowadzane są „kartki” czy inne formy regulujące ilość zakupionego towaru. Ceny regulowane żywności nie stanowią tu wyjątku.
Pan poseł PiS Kazimierz Smoliński zaapelował, by „zaproponować lepsze rozwiązanie”, niż ceny regulowane. Więc pozwalam sobie zaproponować: Obniżka podatków, uproszczenie prawa, redukcja biurokracji i rozdawnictwa oraz wypowiedzenie wszelkich „zielonych” zobowiązań dotyczących emisji CO2. Nie tylko więcej zostanie każdemu z nas w portfelu, ale i zmaleją ceny. A może i umocnimy swoją walutę na rynkach międzynarodowych. Do tego trzeba woli, ale i charakteru. Czy rządzący będą go mieli? Niestety, wątpię.
Dominik Cwikła
Autor jest dziennikarzem i publicystą, założycielem portalu kontrrewolucja.net. Profile autora w mediach społecznościowych: Facebook, Twitter, YouTube
Źródło: polsatnews.pl / prawy.pl