Chcą zlikwidować problem polski, likwidując Polaków

0
0
0
/

Z Renatą Cytacką z Komitetu Strajkowego Szkół Polskich na Litwie rozmawia Anna Wiejak.

 

 

Anna Wiejak: Jest już po marszu w obronie polskości, który okazał się dużym sukcesem – zgromadził ponad 7 tys. osób. Czy jest jakiś odzew ze strony litewskich władz?

Renata Cytacka: Nie. Jak na razie nie mamy żadnej informacji. W sekretariacie kancelarii rządu była osoba, która przyjęła od nas rezolucję, którą przedstawiliśmy. Natomiast takiej szybkiej reakcji to jeszcze nigdy nie mieliśmy. Normalnie w całym cywilizowanym świecie, to ktoś z urzędu wyszedłby w sytuacji, gdy tak pokaźna liczba osób przychodzi, z kancelarii, doradca, no ktokolwiek. Tutaj jednak nikt do nas nie wyszedł. Z naszego doświadczenia wynika, że ile nie robiliśmy tego rodzaju akcji, tyle razy nikt do nas nie wyszedł. Teraz oczywiście my możemy spekulować, jak to będzie się rozwijało, bo z dotychczasowej praktyki to wygląda w ten sposób, że wysoki rangą urzędnik przyjmuje nasze pismo, czy to petycję, czy to rezolucję, adresuje do adresata, w tym przypadku będzie to ministerstwo oświaty, no i będziemy otrzymywali pisma z ministerstwa oświaty. Mamy skromną nadzieję, że na naszą rezolucję, którą podpisały też związki zawodowe, odpowie sam premier Litwy, wskaże przynajmniej, co on myśli, co on planuje, jakie podejmie zadania i jakie kroki poczyni, czy będzie inicjował zmiany zapisów ustawy, które rażąco uderzają w szkolnictwo mniejszości narodowych na Litwie, jak też w ogóle w system oświaty.

Te postulaty poparli również Litwini.

- Tak. Związki zawodowe poparły te postulaty, ponieważ z oświatą ogólnie na Litwie dzieje się źle. Czekamy na odpowiedź, zgodnie z litewskim prawem 20 dni roboczych.

Obok rezolucji, wystosowaliście Państwo petycję do rządu...

- Petycję podpisały trzy grupy społeczne: przedstawiciele komitetów strajkowych, forum rodziców, jak również związki zawodowe. Przygotowana została także petycja w sprawie zwrotu mienia i też będzie wysłana do decydentów, czyli Narodowej Służby Rolnej. W tej chwili za jeden hektar posiadanej przed wojną w Wilnie ziemi proponuje się tylko 10 tys. litów, czyli jeżeli w Warszawie ktoś miałby przed wojną hektar ziemi, to państwo proponowało by mu 12 tys. złotych kompensaty. To jest niedopuszczalne, żeby przyznawać tak niską kompensatę za posiadaną ziemię.

Jakie mają Państwo plany na najbliższą przyszłość? Co, jeżeli na postulaty zawarte w rezolucji ministerstwo oświaty odpowie w sposób negatywny?

- Jesteśmy zdeterminowani walczyć dalej. Przed rokiem, przed przyjęciem tej ustawy, to sami próbowaliśmy, chociaż nasza inicjatywa społeczna też była duża, bo 60 tys. podpisów zebraliśmy. W zasadzie co drugi, czy co trzeci mieszkaniec Wileńszczyzny pochodzenia polskiego podpisał petycję przeciwko wprowadzeniu wspomnianej ustawy, natomiast my byliśmy bardziej osamotnieni, chociaż jako społeczność polska, występowaliśmy bardzo aktywnie. Poszczególne tylko osoby, kilka organizacji mniejszościowych rosyjskich nas poparło. Natomiast w tej chwili popierają nas Rosjanie, popierają nas nauczyciele i rodzice szkoły białoruskiej, i co bardzo ważne, poparły nas ogólnokrajowe związki zawodowe nauczycieli. Nasze postulaty popiera zatem nie tylko jedna grupa społeczna, narodowościowa, tylko znaczna część społeczeństwa na Litwie. Proszę zauważyć, że grupa robocza, która była, oczywiście ktoś może powiedzieć, że wypracowała dwa różne stanowiska, a ja uważam, że to bardzo dużo, bo dzięki pracy komisji polska strona bardzo dużo wyniosła dla siebie z tej pracy, gdyż zobaczyli, jakimi „argumentami” posługuje się strona litewska. Poza tym cały świat dowiedział się o tym problemie, co też jest istotne. Przed rokiem ktoś z zagranicy mógł powiedzieć, że jest tam jakiś problem na Litwie, ale nie był w stanie podać, o co chodzi. Bo pewne postulaty, które trwają już od dwudziestu lat, czy pisownia nazwisk, czy zwrot ziemi, czy szkolnictwo były obcokrajowcom nieznane. To się zmieniło.

Zarzuca się Wam, że swoimi działaniami uderzacie w państwo litewskie.

- My nie wychodzimy przeciwko państwu litewskiemu, czy przeciwko nauczaniu języka litewskiego, co teraz media na Litwie non stop próbują nam zarzucić. Ja sama zabiegam o to, jako matka dwojga dzieci, żeby moje dzieci jeszcze lepiej znały język państwowy, ale nie kosztem języka ojczystego. Na to się nie mogę godzić. A co może powiedzieć rodzic, kiedy dziecko przez dziesięć lat szkoły podstawowej pobierało na podstawie całkiem odmiennego programu nauczania, przygotowanego dla szkół mniejszości narodowych, naukę języka państwowego, natomiast teraz w ciągu roku ma nadrobić całą lukę i maturę ma złożyć taką, jakby studiował przez cały ten czas w szkole z litewskim językiem nauczania? Przedstawiciel związków zawodowych powiedział w sobotę, że to nierealne. To nie jest język ojczysty, który można ot tak nadrobić. Litewski zawsze pozostanie dla nas językiem wyuczonym. W tej chwili będziemy dalej z taką samą natarczywością dążyli do tego, aby wycofać zapisy ustawy, które nas dyskryminują. Poza tym do dziś dnia nie ma opracowanej strategii szkolnictwa mniejszości narodowych, w tym mniejszości polskiej, więc jak można rozwijać się? Którędy?

Co dalej?

- W tej chwili panuje społeczne nieposłuszeństwo. W większości szkół na Wileńszczyźnie, w Solecznickim Rejonie Wileńskim, częściowo w poszczególnych szkołach miasta Wilna z polskim językiem nauczania jest swojego rodzaju nieposłuszeństwo w postaci nie wprowadzenia tej właśnie, wymienionej ustawy. Czyli w tych szkołach odbywa się nauczanie na podstawie ustawy sprzed 17 marca 2011 roku. O tym wszyscy wiedzą, i w rządzie Republiki Litewskiej i w Ministerstwie Edukacji Narodowej na Litwie. To jest próba nerwów, bo jak teraz przygotowywać te dzieci do matury? Nauczyciele naprawdę nie mają wytycznych. Nie ma opracowania, jak w tak krótkim czasie uzupełnić wszystkie luki. Jak dziecko ma opanować prawie sto pozycji literackich w języku litewskim? Proszę pani, najzdolniesi temu nie podołają. Oczywiście, być może tu jest ukryte coś, o czym w kuluarach mówią urzędnicy ministerialni, że przecież zgodnie z konstytucją i wszystkimi ustawami na Litwie, obowiązek nauczania dzieci w szkole jest tylko do szkoły podstawowej, do 16 lat, a później już nie ma obowiązku. Czyli uważają oni, że nasze dzieci nie muszą studiować, nie muszą zdobywać wykształcenia itd.

To jest delikatnie mówiąc bezczelność z ich strony...

- Ja to usłyszałam od urzędniczki Ministerstwa Edukacji Narodowej, podczas pobytu w Augustowie, kiedy byłam w składzie delegacji, w której my jako rodzice przedstawialiśmy stronie litewskiej swoje stanowisko w grupie roboczej. Do mojego kolegi urzędniczka powiedziała prosto w oczy: „przecież pana córka nie musi studiować stomatologii”. Proszę pani, jeżeli na takim forum międzynarodowym, zagranicą urzędnicy tak mówią, to co my tutaj mamy do gadania. Ale jesteśmy na straży. Nasze dzieci mimo wszystko dostają się na studia, jakkolwiek by sobie tego nie życzyła strona litewska. Mamy bardzo piękne statystyki. Od szeregu lat nie zmienia się, że po polskiej szkole, z polską maturą na Litwie, młodzież dostaje się w 70 do 80 proc. na studia wyższe, tu w kraju, na Litwie, jak również poza granicami, nie tylko w Polsce. Wyjeżdżają do wielu krajów świata i zdobywają wykształcenie. Czasami wracają i zakładają tu rodziny. Jeżeli nasi rodzice, nasi dziadkowie przeżyli dużo trudniejszy okres wojenny i przetrwali, zachowując kulturę i tradycję, to my musimy też to samo uczynić. A pamiętajmy, że jeżeli narodowi zabiorą język, to naród przestaje w ogóle istnieć. Tak naprawdę to jest zatem nasze być, albo nie być.

O co tak naprawdę chodzi Litwinom, zarzucającym Polakom nieznajomość litewskiego, skoro młodzież polska świetnie mówi po litewsku?

- Na Litwie działają niewielkie grupy, ale bardzo dobrze zorganizowane, nacjonalistyczne, jak chociażby Vilnija, które mają poglądy konserwatywno-nacjonalistyczne i one są swego rodzaju krzykaczami. Dla nich każde przyznanie praw innym, niż litewska ludność, jest przeciwko państwowości i niepodległości. Trudno zrozumieć, o co tak naprawdę chodzi. Proszę zauważyć, że zarzucili nam, że zorganizowaliśmy ten wiec, aby uczcić 17 marca 1938 roku. Tymczasem to nie myśmy wybrali tę datę, ale może to właśnie obecnie rządząca Litwą koalicja liberalno-konserwatywna uczyniła to specjalnie, z premedytacją. To ona wybrała rok temu tę datę, a nie my, manifestując teraz w rocznicę wprowadzenia ustawy oświatowej. Jest pewne zacietrzewienie. Historycznie trzeba by pewnie sięgnąć do bojarów litewskich. Trudno mi w tej chwili powiedzieć. Ale szowinistyczne czasami nastawienie do nas, do Polaków, nie sprzyja obydwu narodom.

Obecnie rządząca w Wilnie ekipa nie chce z Wami rozmawiać...

- To prawda. Nie chce negocjować. My, jako społeczność polska na Litwie, nie domagamy się jakichś profitów. My zabiegamy o to, aby przywrócić stan posiadania prawnego w edukacji sprzed 17 marca 2011 roku. Niestety nie jesteśmy wysłuchiwani.

Czy macie Państwo jakieś poparcie ze strony obecnego rządu w Polsce?

- To jest bardzo trudne pytanie, bo pamiętajmy, że znaleźliśmy się w takim momencie historycznym i miejscu, jakim jesteśmy. Jałta podzieliła i zrobiła swoje. Dla rządu polskiego jest to bardzo trudna sytuacja. Oczywiście przypomnijmy bardzo piękny, emocjonalny gest w postaci przyjazdu pana premiera Tuska i powołania komisji roboczej, dwustronnej, która przez pięć posiedzeń zajmowała się bardzo trudną pracą. Bardzo wiele osiągnięto, w sensie rozmów, natomiast wiemy, końcowego dokumentu nie wypracowano. To w stosunkach dwustronnych naprawdę jest dużo. Dla mnie jednak, jako dla prawnika, zabrakło jednego faktu. Na briefingu premiera Tuska zabrakło mi jednego tylko zdania „Szanowni bracia Litwini, mamy obecnie obowiązujący traktat o dobrosąsiedzkich stosunkach, w którym m.in. 14 i 15 punkt bardzo dobrze mówi o szkolnictwie mniejszości narodowych. Ja bardzo proszę o przestrzeganie zapisów tego dokumentu. On jest ważny jak na razie” i tyle, „dziękuję za uwagę, do widzenia”. Tego zabrakło. Ja o tym fakcie wspominałam podczas wizyty pana Komorowskiego w Solecznikach, jako przedstawiciel rodziców. Skoro podpisał traktat polsko-litewski ówczesny prezydent, pan Wałęsa, a obecnie Komorowski pełni również tak zaszczytną funkcję, to chyba też jest w gestii prezydenta, żeby zwrócić uwagę, nie tylko odwiedzać na zasadzie niepodległości państwa. My jesteśmy przynależni do Narodu polskiego. My zawsze traktujemy Polskę jako macierz, a nie chcielibyśmy się czuć na zasadzie takich swojego rodzaju bękartów, bo Litwa nie wie za bardzo, co z nami zrobić, i Polska nie wie, czy do nas się przyznać, czy nie.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Anna Wiejak

fot. Agata Bruchwald

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną