UKRYWANA epidemia?! Pojawiły się przerażające fakty

0
0
0
/

Jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku uważano to zaburzenie rozwoju dziecka za stosunkowo rzadkie, występujące u 4 dzieci na 10000. Obecnie w USA, gdzie stwierdza się je najczęściej, stwierdza się je niezwykle często – 1 na 54 dzieci. Chodzi oczywiście o autyzm. Wielu mówi wprost o epidemii autyzmu. Jednocześnie w środowisku lekarskim jest widoczne bagatelizowanie tego problemu.

J. B. Handley napisał książkę: „Jak zakończyć epidemię autyzmu? Związek autyzmu ze szczepionkami”. Podaje w niej ciekawe fakty o tym zaburzeniu i jego przedstawianiu przez środowisko lekarskie. We wstępie do tej publikacji dr. n. med. Piotr Witczak zauważa, że liczba przypadków zaburzeń ze spektrum autyzmu (autism spectrum disorder, ASD) rośnie lawinowo. W Kalifornii na przestrzeni ostatnich 35 lat występowanie tej choroby, jak pisze wprost Witczak, wzrosło 25-krotnie, a przez minione 80 lat 1000-krotnie. W 2018 r. w USA diagnozowano autyzm u chłopców (których trzykrotnie częściej dotyczy niż dziewcząt) do lat 8 już w 1 przypadku na 27. Według oficjalnych danych Ministerstwa Zdrowia liczba świadczeń zdrowotnych udzielonych pacjentom z rozpoznaniem autyzmu dziecięcego w latach 2008-2017 wzrosła aż o 350% (z 4 do 14,5 tysiąca).

Witczak dzieli się doświadczeniem, że na studiach medycznych uczono go, że autyzm to nie choroba, a jedynie inny proces rozwoju dziecka uwarunkowany genetycznie. J. B. Handley podkreśla, że w kulturze poszło za tym przekonanie rozpowszechnienie mitu, że autyzm to błogosławieństwo, które wiąże się z genialnymi zdolnościami. Przykładami takich tendencyjnych dzieł jest film „Księgowy” z 2016 r., który opowiada o autystyku, który jest jednocześnie geniuszem matematycznym i wyszkolonym zabójcą. Z kolei w 2022 r. pojawił się na platformie Netflix południowokoreański serial „Somebody” o dziewczynie z Zespołem Aspergera (który został zaliczony w spektrum autyzmu) o genialnych zdolnościach, które pozwalają jej stworzyć innowacyjną aplikację randkową.

Tymczasem jak opisuje Witczak, na podstawie swojego doświadczenia z pacjentami, i Handley, który sam ma dziecko z autyzmem i prowadzi fundację się nimi zajmującą, osoby z autyzmem, które są w stanie w ogóle funkcjonować normalnie w społeczeństwie to rzadkość. Najczęściej autystyczni pacjenci mają problem z impulsywnością, łatwo wpadają w gniew, mają nadmierną skłonność do buntu i histerii, potrafią też być czasami agresywni dla otoczenia i siebie. Często biegają od ściany do ściany, wydają piskliwe dźwięki, żyją we własnym świecie. Ponad 70% pacjentów z ASD cierpi na inne choroby somatyczne, jak zaburzenia rozwojowe lub stany behawioralne, jak epilepsja, niepełnosprawność intelektualna, lęk, depresja i wiele innych.

Autorzy książki pt. „50 wielkich mitów psychologii popularnej”, wśród których są profesorowie psychologii z czterech różnych amerykańskich uczelni (Scott O. Lilienfeld z Emory University w Atlancie, Steven Jay Lynn ze State University of New York, John Ruscio z College of New Jersey i nieżyjący już Barry L. Beyerstein z Simon Fraser University), twierdzą, że nie ma żadnej epidemii autyzmu. Wzrost liczby stwierdzanych przypadków autyzmu wiążą jedynie z rozszerzeniem kryteriów decydujących o uznaniu, że w danym wypadku mamy do czynienia z autyzmem. Na wielu portalach medycznych możemy znaleźć tłumaczenia, że lawinowy przyrost zachorowań to także efekt poprawiającej się wciąż diagnostyki (po prostu łatwiej rozpoznajemy to zaburzenie).

J. B. Handley przytacza badania i opinie uznanych lekarzy, którzy się tym nie zgadzają. Można się wzajemnie przerzucać badaniami, ale przekonująco brzmią argumenty zdroworozsądkowe. Jak to jest, że jeszcze niedawno sami lekarze nie obserwowali tego typu zachowań u dzieci? Jeśli zawsze było tak wiele osób z autyzmem, to gdzie one żyją? Prawie każdy z nas wskazałby zapewne rodziny, gdzie są autystyczne dzieci, a gdzie są autystyczni dorośli? Nawet przy uwzględnieniu, że żyją znacznie krócej, ich społeczność powinna być dużo bardziej widoczna?

Powstaje pytanie zasadnicze, dlaczego jest w środowisku medycznym tak negatywne podejście do tego, by nagłaśniać problem autyzmu i mówić o jego zwiększonym występowaniu? Z pewnością ma to związek z wysuwaną tezą, że autyzm ma związek ze szczepieniami. Jeśli nie ma jednak takiej korelacji, to skąd niechęć do podnoszenia tego problemu? J. B. Handley opowiedział się za takim związkiem. Dr Witczak ostrożniej napisał jednak we wstępie, że jego zdaniem epidemia autyzmu to efekt zatrucia rtęcią, które następuje w naszym środowisku przez lata. Rtęć gromadzi się w organizmie i jest następnie przekazywana poczętym dzieciom. Jaka nie byłaby prawda, z pewnością wymaga większego badania. Tym bardziej, że nie wiadomo, co jest przyczyną autyzmu.

Źródło: Chris Klinsky

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną