Leszek Posłuszny: "Świat bez wad”
Jolka, idzie nowe – odezwała się dobrze odkarmiona mleczna krowa, szturchając wydętym bokiem koleżankę.
Że co? – zainteresowała się pięknie umaszczona towarzyszka, nie przestając przeżuwać ulubionej kiszonki.
- Nie słyszałaś? Już nie będą nas pożerać ani gwałcić. Będziemy swobodnie biegać po padoku – odrzekła czarno biała plotkara.
- Biegać po padoku, z Twoją wagą? Ledwie włóczysz kopytami po łące.
- Wtedy nie będę miała nadwagi. Będę prowadzić zdrowy tryb życia. Biegi, skoki, tylko świeża trawka i mój ukochany mniszek lekarski codziennie na deser.
- Już widzę jak gruba, niemiecka Berta skacze przez ogrodzenie. Nawet Holenderki poprzewracają się ze śmiechu, pokazując światu swoje rozdęte wymiona.
Berta przez chwilę posmutniała, dotknięta w czuły punkt swoich niemieckich korzeni. Była bardzo dumna z wyjątkowości pochodzenia, z aroganckiej rasy, Deutsche Schwarzbunte. Czuła się zawsze lepszą, wśród holsztyńsko-fryzyjskich koleżanek. Nieświadomie powróciły obrazy z przeszłości, gdy jako smukła jałówka zapragnęła przejąć władzę z kopyt siedmiuset kilogramowej Fryzyjki. To właśnie wtedy przylgnęła do niej znienawidzona ksywka ; Adolfina, a blokady dostępu do koryta nie zapomni nigdy. Szybko jednak porzuciła złe wspomnienia, wracając do wymarzonej wizji.
- Będziesz mogła wreszcie swobodnie spotykać się z Olafem.
- To dawne czasy. – z rozrzewnieniem odparła Jolanta – Olaf ma dzisiaj tyle kuszących jałówek do obrobienia, że już o mnie nie pamięta. A wiesz jaka jest dzisiejsza młodzież.
- Pamięta, pamięta. – Pocieszyła ją Berta – Wszyscy mówili, że wasze wymuszone zbliżenia podszyte były prawdziwym uczuciem. Wiem, że opowiadał kolegom, że masz najpiękniejsze rzęsy na świecie.
- Mi też to szeptał, sapiąc nad karkiem, w trakcie naszych ulotnych chwil. – odparła Jolanta - A jej oczy zaszkliły się niepostrzeżenie.
- Teraz sobie wyobraź jak idziecie nad staw za oborą, i bez towarzystwa weterynarza oddajecie się prawdziwej, krowiej namiętności. - roztoczyła cudny obraz Berta – A ty Jolka zawsze byłaś trochę kokietka. Będziemy mogły sobie same dobierać chłopaków – kontynuowała Berta – Pamiętasz tego spoconego Hiszpana? Zboczeniec paskudny! I ta piana z pyska. – Wzdrygnęła się na wspomnienie zbliżeń z muskularnym Edmundo.
- Nawet mi nie przypominaj – rzekła Jolanta – ten czubek ugryzł mnie w plecy. – A właściwie, to dlaczego ma się zmienić nasz los? – Zapytała, powoli maszerując w kierunku pastwiska.
Nie słyszałaś ?! – wykrzyknęła Berta – Ludzie teraz będą jeść robale. Wreszcie od nas się odwalą. Będziemy żyć jak dzikie mustangi. Słyszałam, że Argentynki już szykują się do wolności, organizując się w mniejsze stada.
- Nie słyszałam – odparła Jolanta – A po za tym nie wierzę. Ludzie to durnie, ale nie aż tacy.
Krowi pochód zatrzymał się, dochodząc do celu codziennej podróży.
Jolanta niespodziewanie odwróciła swój ciężki łeb, spoglądając za siebie na kilkudniową, krowią kupę. Przyjrzała się jej uważnie, dostrzegając tysiące białych glist nerwowo wijących się w śmierdzącym posiłku.
- Smacznego - powiedziała z uśmiechem, nie spuszczając wzroku z kadru żarłocznego rozgardiaszu. Po czym, słyszalnie dla wszystkich, pozbyła się nadmiaru metanu, konsekwentnie ignorując efekt cieplarniany.
Źródło: Leszek Posluszny