Cud nad Wisłą - mało znany fakt żertw ofiarnych
100 lat temu miało miejsce wydarzenie, które odmieniło losy nie tylko Polski, ale i całej Europy. Podczas nawały bolszewickiej na Polskę radzieckim żołnierzom ukazała się Maryja, powodując odwrót przeważających sił wroga. O tym, jakie były źródła tego objawienia, o nieznanych faktach, które skłoniły Maryję do interwencji, a także dlaczego wciąż tak mało się o tym mówi z panią Ewą J. P. Storożyńską, autorką książki „Matka Boża Łaskawa a Cud nad Wisłą: dzieje kultu i łaski”, rozmawiał Michał Krajski.
Michał Krajski: W tym roku obchodzimy 100. rocznicę tzw. cudu nad Wisłą. Pani zwraca uwagę, że źródeł tego wydarzenia należy szukać 300 lat wcześniej. Dlaczego?
Ewa J. P. Storożyńska: Wszyscy znamy objawienia Maryi w Fatimie. Nie wiemy jednak często, że w tym samym miejscu Matka Boża ukazała się już w XII w., kiedy uzdrowiła głuchoniemą dziewczynkę, a potem 400 lat później, czyniąc cud chleba wobec głodujących ludzi. Wielkie objawienia Maryi są poprzedzane przez inne, którym towarzyszą intensywne modlitwy i błagania. Podobnie, zanim doszło do cudu nad Wisłą, mieliśmy objawienie, jakie miał włoski jezuita Gulio Mancinelli, któremu Maryja powiedziała: „Dlaczego nie nazywasz Mnie Królową Polski?”, mieliśmy koronację Maryi przez Jana Kazimierza, mieliśmy dzieje związane z cudownym obrazem Matki Bożej Łaskawej, która ocaliła Warszawę od zarazy i w efekcie tego została ogłoszona patronką Warszawy i Polski.
M.K.:Dlaczego w 1920 r., kiedy zbliżała się ofensywa bolszewicka Polacy zwrócili się o pomoc do Matki Bożej Łaskawej?
E.S.: Zwrócili się, bo sytuacja była dramatyczna. Polska odzyskała niepodległość 11 listopada 1918 r. i w tym samym miesiącu Lenin napisał, że jego życzeniem jest, aby Polska była republiką sowiecką. Wydał rozkaz i ruszyła akcja „Wisła”. W następnym roku w styczniu armia bolszewicka weszła do naszego kraju, czyli nastąpił zabór polskich ziem. Myśmy się więc niepodległością nie nacieszyli. Bolszewicy mieli wielką przewagę, bo ich armia liczyła 5 mln ludzi. 13 sierpnia do Warszawy doszła pierwsza falanga 750-tysięcznej grupy. To była walka o to, cośmy dopiero co odzyskali. Wiadomo było, że pozbawią nas wolności.
M.K.: Jak to się stało, że udało się wyprosić to, co określamy dzisiaj jako „Cud nad Wisłą”?
E.S.: Było tutaj współdziałanie Episkopatu z ludem, którego później zabrakło, co doprowadziło do wybuchu Powstania Warszawskiego czy stanu wojennego. W tamtym czasie podjęto choćby ogólnonarodową modlitwę, zawierzono Polskę Sercu Jezusa, odmówiono nowennę błagalną, która trwała od Przemienienia Pańskiego do Wniebowzięcia Matki Bożej, czy ponowne obrano Matkę Bożą Królową Polski na Jasnej Górze. Lord Edgar D’Abernon napisał, że kiedy przybył do Warszawy na początku sierpnia, to podróż z dworca, czyli z rotundy, do jego kwatery w Alei Róż, która powinna zająć kilka minut, zajęła mu dwie godziny, bo przez całe miasto szły procesje błagalne na Plac Zamkowy, gdzie była wystawiona figura matki Bożej, relikwie św. Andrzeja Boboli i bł. Władysława z Gielniowa. Maryja ukazała się więc, bo cała Warszawa prosiła patronkę Warszawy i strażniczkę Polski o interwencję, bo prosił cały naród.
M.K.: Czy coś jeszcze o tym decydowało?
E.S.: Tak, bardzo ważne było to, że dwie osoby ofiarowały swoje życie jako żertwy ofiarne. Oni zginęli, ale dzięki temu bolszewicy mogli zobaczyć Bogurodzicę. Widziało ją kilkaset osób, czego wcześniej nigdy nie było. Chodzi tutaj oczywiście o ks. Ignacego Skorupkę i Stefana Pogonowskiego.
M.K.: Pierwsza postać jest znana.
E.S.: Tak, ks. Ignacy Skorupka, który miał wówczas 27 lat, był dobrze zapowiadającym się kapłanem, notariuszem kurii. Kard. Aleksandrowi Kakowskiemu potrzeba było takich kapłanów, dlatego kiedy ks. Skorupka poprosił go, że chciałby iść na front, kardynał odmówił. Mimo to ks. Skorupka ponowił swoją prośbę w dniu swoich urodzin i także wówczas spotkał się ze sprzeciwem. Tutaj jednak nastąpiły wydarzenia, które nie mieszczą się w głowie. Ks. Skorupka pomimo jasnych słów kard. Kakowskiego, udał się do bpa Stanisława Galla, gen. dywizji Wojska Polskiego, i powiedział, że zgłasza się do służby jako kapelan.
M.K.: W jakich okolicznościach ks. Skorupka oddał swoje życie?
E.S.: Kiedy gen. Grigorij Chachanian rzucił się ze swoją znakomitą brygadą, która sprawdziła się na Syberii, na Warszawę od strony Pragi i powtórzył manewr gen. Paskiewicza z czasów powstania listopadowego, to naprzeciwko niego stanęli nasi ochotnicy z armii akademickiej. Były to chłopaki po 17,18,19 lat, często mniejsi od swoich karabinów, jak piszą historycy. Przeszkolenie żadne, dwudniowe w Rembertowie, co nie wystarczy na wojnie, gdzie trzeba otrzaskać się z hukiem dział, z krwią, bo inaczej żołnierze popadają w panikę. Mamy 13 sierpnia, po siedmiu atakach zostaje zdobyty Radzymin. 15 km od Warszawy są bolszewicy, Trocki obiecał Leninowi, że Warszawa będzie zdobyta 15 sierpnia, kiedy zawisną nad nią czerwone sztandary. W tym czasie są już napisane zresztą odezwy, które są postdatowane. Tutaj następuje ingerencja Matki Bożej. Kiedy akademicy zostali rozgromieni, wezwano posiłki, a wśród nich szedł ks. Skorupka. O godz. 5 rano 14 sierpnia, w wigilię Uroczystości Wniebowzięca Matki Bożej, zaczął się ostrzał karabinów. Porucznik Mieczysław Słowikowski wezwał młodych i powiedział: „ruszamy tyralierą!”. Nikt nie chciał jednak iść, bo była to pewna śmierć. Ci młodzi żołnierze padali na ziemię, trzymali karabiny nad głową i strzelali na oślep. Nie dziwne jednak, bo były to dzieciaki wzięte ze szkoły. Ks. Skorupka podszedł i powiedział, że poprowadzi żołnierzy, chociaż miał inną funkcję, nie był liniowym żołnierzem, posługiwał na tyłach. Słowikowski nie miał wyboru i wbrew logice zgodził się. Ks. Skorupka wziął krzyż i z okrzykiem za „Boga i Ojczyznę”, ruszył do przodu. Od razu oczywiście zginął.
M.K. A jak zginął Stefan Pogonowski?
E.S.: Pogonowski, który był drugą żertwą, był zawodowym oficerem, od 6 lat na wojnie. 14 sierpnia dostał rozkaz od gen. Lucjana Żeligowskiego, że ma być w określonym miejscu 15 sierpnia, bo tam będą nasi i ma ich osłaniać. Tutaj jednak znowu nastąpiło coś niesamowitego. 14 sierpnia wieczorem Pogonowski zobaczył bowiem w oddali jakieś ogniska i wydał rozkaz ich ataku. Tymczasem 1 sierpnia wyszedł rozkaz gen. Sikorskiego, który mówił, że każda niesubordynacja oznacza karę śmierci zarówno dla szeregowca jak i oficera. Pogonowski to wiedział, a mimo to podjął to działanie. Wtedy to właśnie miał miejsce opisywany cud. Polacy strzelali na oślep, a Rosjanie im odpowiedzieli. Byli jednak dużo lepiej uzbrojeni, mieli kartacze i armaty. Ukazała się jednak czarnym na niebie postać Matki Bożej łaskawej. Jest wiele świadectw bolszewików, że Jej płaszcz się ruszał, a w ręku trzymała tarczę, od której odbijały się pociski bolszewików powracające do nich z całą siłą. Bolszewicy nie uciekali przed 17-latkami. Matka Boża ukazała się nad tymi żertwami, w opalizującej mgle i widzieli ją tylko Rosjanie, którzy byli tak przerażeni, że chowali się po okolicznych domach i wchodzili do kurników.
M.K. Dlaczego cudowna rola Maryi od samego początku była przemilczana?
E.S. Trzeba pamiętać, że dla Józefa Piłsudskiego Jej udział nie był na rękę. On wolał przedstawiać to zwycięstwo jako swój osobisty sukces. Masońskie rządy w II RP wolały ten temat wyciszyć, podobnie później czynili z wiadomych względów komuniści. Dzisiaj przyszedł czas, aby aby oddać prawdę o tym wydarzeniu. Pokazuje nam ono nie tylko troskę Maryi o Polaków, ale także wskazuje na warunki, jakie musimy spełnić, aby znowu móc liczyć na Jej pomoc. Dzisiaj też potrzebna jest Jej interwencja, kiedy naród jest podzielony, a wokoło jest tak wiele zagrożeń duchowych.
Dziękuję za rozmowę.
Wywiad ukazał się w miesięczniku Moja Rodzina.
Źródło: własne