Jak „łekolodzy” chcieli sprawdzić, czy niedźwiedzie śpią i dostali info z „pierwszej łapy” (FELIETON)

4
0
4
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne / Pixabay

Równo miesiąc temu, a konkretnie w niedzielę 12 listopada bieżącego roku, około godziny 17:00, Nadleśnictwo Lutowiska otrzymało zgłoszenie „o niebezpiecznym zdarzeniu w okolicach nieistniejącej wsi Hulskie”.

Gdzie, jak się okazało niedźwiedź zaatakował w lesie mężczyznę, w efekcie czego „ofiara” (dlaczego podwójna, a w zasadzie potrójna ofiara to dojdziemy do tego później) odniosła poważne obrażenia. Drugi idio… przepraszam mężczyzna, który był aktywnym świadkiem zdarzenia przez telefon wezwał pomoc. Tyle oficjalnej informacji, która jednak nie oddaje prawdziwego mięska i abstrakcji owego zdarzenia.

Ponieważ niestety z tego komunikatu w żaden sposób nie możemy się dowiedzieć, co tak naprawdę stało się koło gawry pewnego misia, kim byli obaj przeszkadzający mu w zapadnięciu w sens zimowy durnie i po co w ogóle tam poleźli? A odpowiedź na każde z tych trudnych pytań śledczych jest po prostu fascynująca. I bardzo śmieszna – chociaż może nie dla „ofiary” (i tutaj powinniśmy sobie zadać pytanie, czy to była ofiara niedźwiedzia, okoliczności, czy własnej głupoty), może jednak po kolei.

Jest gawra, ale czy jest miś...

Jak podały w swoim oficjalnym komunikacie Lasy Państwowe: „Zimowe legowisko niedźwiedzi zostało zlokalizowane w styczniu 2023 roku, jednak wówczas nie stwierdzono obecności tam niedźwiedzia. W sierpniu tego roku ekoaktywiści z Inicjatywy Dzikie Karpaty i Fundacja Siła Lasu złożyły pismo o natychmiastowym wstrzymaniu działań leśnych w tej lokalizacji. Również w sierpniu aktywiści złożyli wniosek o utworzenie strefy ochronnej wokół miejsca legowania niedźwiedzia. Prace w wydzieleniu leśnym zostały zakończone do 31 października zgodnie z zaleceniami Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska”.

Dalej ze strony Lasów Państwowych mogłem się dowiedzieć, że: „Procedura utworzenia strefy ochronnej była znana aktywistom, jednak w niedzielny wieczór postanowili pójść sprawdzić, czy niedźwiedź się wyprowadził, chcąc udowodnić brak profesjonalizmy leśnikom. Naruszyli spokój niedźwiedzia, co doprowadziło do tragicznej sytuacji, niedźwiedź zaatakował jednego z nich i zadał poważne obrażenia. Pomoc wezwał towarzyszący mu drugi ekoaktywista. (…) W akcji ratunkowej brały udział służby, takie jak Grupa Bieszczadzka GOPR, Bieszczadzkie Pogotowie Ratunkowe SP ZOZ w Sanoku, Lotnicze Pogotowie Ratunkowe, strażacy z OSP w Zatwarnicy, OSP w Lutowiskach, PSP w Ustrzykach Dolnych oraz policjanci z Komendy Powiatowej Policji w Ustrzykach Dolnych”. Cóż pierwszy nasuwający się komentarz jest tak skrajnie niecenzuralny, że lepiej, jak go przemilczę.

Miś był bardzo niegrzeczny dziś

Ponad dwie trzecie życia siedzę w wiadomościach, a połowę życia robię w różnych miejscach i formach dziennikarstwa, a jednak nadal i wciąż czasami coś mnie jeszcze zaskoczy. Przeważnie owym źródłem zaskoczenia jest ludzka głupota, która jak pisał sam Albert Einstein „jest równie niezmierzona, jak sam kosmos”. Otóż w największym skrócie, żeby opowiedzieć powyższą historię trzeba cofnąć się do prehistorii, kiedy ludzki mózg był mniejszy, niż obecnie. Stąd zachowania wskazujące na skrajną głupotę. W największym skrócie: aktywiszcza klimatyczne (staram się ich nie określać płciowo, ponieważ nie wiem, jakimi zaimkami się określają) udali się w Bieszczady.

Z podstępnym zamiarem sprawdzenia, czy przypadkiem źli leśnicy nie zakłócają spokoju niedźwiedziowi w jego gawrze. Leśników co prawda tam nie zastali, ale sami zakłócili spokój biednego misia, który się lekko wkurzył, że ktoś mu się szwenda przy jego zimowej chatce. W efekcie czego jeden z dwóch eko-anarchistów ledwo uszedł z życiem oprawiony przez zwierzaka i leży sobie w szpitalu, ponieważ jakoś nie potrafił zrozumieć, że zdenerwowany niedźwiedź to nie pluszowy miś i może mu wyjąć wnętrzności jednym ciosem uzbrojonej w kilkunastocentymetrowe pazury łapy. 

Pomocy źli leśnicy

Ktoś jeszcze skomentował, że tak na marginesie to go dziwi, że owi eko-anarchiści wezwali na pomoc leśników, GOPR i policję, chociaż jeszcze chwilę wcześniej wypowiadali się o nich bardzo, bardzo brzydko w internecie. Twierdząc, że wszystkie powyższe instytucje całe dnie i noce nie robią nic innego, jak tylko niszczą las poprzez jego wycinkę, a przy okazji prześladują biednych aktywistów ekologicznych i klimatycznych (przy okazji – to może być to samo, ale mogą to też być aktywiście rozdzielni). Teraz z pieniędzy podatnika będziemy leczyć osobnika, który dobrowolnie i samodzielnie wlazł śpiącemu misiowi do jego domu. Czy zmądrzeje? Śmiem wątpić.

Zdzisław Markowski

 

Źródło: ZM

Najnowsze

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną