Atak zabójczego łosia w Gdańsku – kobieta ledwo przeżyła (FELIETON)
Nie tylko niedźwiedzie potrafią być morderczo zabójcze (o czym przekonał się pewien lewaktywista ekologiczny z bratnich Niemiec. Dla wyjaśnienia lewaktywista to skrót lewicowy aktywista, czyli osobnik, który nic nie potrafi, zazwyczaj utrzymuje się z cudzych pieniędzy i ma IQ poniżej tchórzofretki z lobotomią 95 procent mózgu).
Także inne zwierzaki potrafią być uroczo kontaktowe z ludźmi (którzy naprawdę w wielu wypadkach są nie tylko gorsi, ale i o wiele głupsi od zwierzaków). Natomiast czasami ofiarami zwierząt stają się Bogu ducha winni przechodnie i osoby przypadkowe, które niczemu nie zawiniły. Jak to miało ostatnio miejsce w Gdańsku.
Otóż w tym pięknym mieście pewna 64-latka trafiła do szpitala po tym, jak... została zaatakowana przez łosia. Na szczęście według lekarzy stan kobiety jest stabilny, niestety samo zdarzenie może mieć konsekwencje dla jej zdrowia. Syn poszkodowanej powiedział lokalnym mediom, że jego matka już wcześniej zgłaszała zagrożenie ze strony zwierzęcia różnym służbom (w tym rozlicznym służbom mundurowym), ale wszyscy mieli to gdzieś. Tak przynajmniej poinformował portal Trójmiasto.pl do którego zgłosił się syn poszkodowanej kobiety.
Łoś superktoś
Jak powiedział syn poszkodowanej całe zdarzenie miało miejsce na gdańskim Chełmie w pobliżu ogródków działkowych przy ulicy Zamiejskiej. Niczym niesprowokowany łoś przeskoczył ogrodzenie ogródka działkowego i rzucił się na kobietę. W wyniku czego 64-latka trafiła do Szpitala im. Mikołaja Kopernika w Gdańsku na tamtejszy oddział chirurgii.
Wszyscy wiedzieli o zwierzaku
Syn poranionej przez łosia kobiety powiedział mediom, że jego matka już wcześniej zgłaszała problemy z hasającym po okolicy (niczym młody młody mecenas-koń po swoim ulubionym pastwisku) łosiem jednemu z lokalnych kół łowieckich. Miała także informować policję i straż miejską, jednak te dwie ostatnie formacje po prostu ją za przeproszeniem olały (zajmując się bardziej pilnymi i poważnymi problemami, jak źle zaparkowane samochody, lokalni żulinio pijący piwo w plenerze, czy babcie handlujące szczypiorkiem). Natomiast myśliwi, jako eksperci od tropienia kazali jego matce „sprawdzić, gdzie dokładnie znajduje się dzikie zwierzę”. Jak widać obszar operacyjny wielkości ogródków działkowych to zbyt rozległe łowisko dla nemrodów z miejscowego koła łowieckiego.
Dziki zwierzak zawsze będzie dzikim
Ten sam portal wspomniał historię związaną z innym łosiem, który niedawno grasował i robił zadymy – najpierw w Gdańsku, a potem w Gdyni. Ponieważ zwierzę było ranne, agresywne i groźne dla otoczenia to ostatecznie łoś dostał kulkę. Co więcej wielu myśliwych twierdzi, że łosie bywają czasami i w niektórych sytuacjach bardziej niebezpieczne, niż dziki. A tych drugich również nie brakuje, ponieważ po pewnym wybiciu populacji przez epidemię kilka lat temu znowu można jest coraz częściej zaobserwować, jak buchtują w różnych częściach Trójmiasta, także na ulicach. Niedawno furorę zrobiło zdjęcie, kiedy z dzików wylegiwał się przy którymś z trójmiejskich śmietników na porzuconym materacu od łóżka. Liczba lajków i komentarzy w rodzaju „ktoś wyrzucił na śmietnik całkiem dobrego dzika” szła w dziesiątki, a nawet setki. Tymczasem dziki w Gdańsku grasują między innymi na ulicy Migdałowej przez co część rodziców odczuwa strach, kiedy rano wypuszcza swoje dzieciaki do pobliskiej szkoły.
Kretyńskie uwagi internautów
Niestety to zdarzenie jak zwykle wzbudziło szereg prześmiewczych komentarzy w internecie. Niektóre nawet były trochę śmieszne, jak ten - „Brakuje obowiązkowej informacji czy łoś był trzeźwy…”. Inne świadczyły o IQ na poziomie taboretu w barze: „Łosie do konserw”!, czy „
Jak wcześniej zgłaszała ze ja atakował to znaczy, że ją również prześladował, a może nawet molestował”. Jeszcze inne wskazywały na niezaspokojone potrzeby emocjonalne zwierzaka „Może był spragniony bliskości”? A niektóre proponowały rozwiązać problem łosia tak od zaraz i na dodatek definitywnie: „Połowa łosi powinna być odstrzelona przez myśliwych dewizowych”.
Jak widać każde zdarzenie, nawet takie, które mogło się skończyć tragicznie jest powodem do śmieszków i checheszków, szczególnie ze strony osób o inteligencji pantofelka i wrażliwości pocisku zapalającego do haubicy 155 milimetrów. Tymczasem w wielu miastach, zwłaszcza dużych i źle rządzonych mamy do czynienia z przenoszeniem się zwierzaków z pobliskich lasów na śmietniki i ogródki działkowe, gdzie im łatwiej o żarcie, ale niebezpieczniej dla mieszkańców.
Zdzisław Markowski
Źródło: ZM