Niemcy zbadają inwigilację swoich żołnierzy przez Rosjan

Kanclerz Olaf Scholz określa jako "bardzo poważne" rozpowszechnianie nagrania rzekomo pokazującego niemieckich urzędników omawiających dostawę rakiet dalekiego zasięgu do Kijowa.

Kanclerz Niemiec, Olaf Scholz, obiecał pełne śledztwo po tym, jak nagranie rzekomo poufnych rozmów wojskowych na temat wojny na Ukrainie zostało rozpowszechnione w rosyjskich mediach społecznościowych, co wprawiło Berlin w ogromne zakłopotanie.

Rzecznik niemieckiego ministerstwa obrony potwierdził agencji France-Presse, że ministerstwo uważa, że rozmowa w dywizji sił powietrznych została "przechwycona". "Obecnie nie jesteśmy w stanie stwierdzić z całą pewnością, czy dokonano zmian w nagranej lub transkrybowanej wersji, która krąży w mediach społecznościowych" - powiedział.

Margarita Simonyan, dziennikarka rosyjskiej telewizji państwowej i szefowa Russia Today, opublikowała plik audio na swoim kanale Telegram i twierdziła, że ujawnił on niemieckich oficerów "dyskutujących o tym, jak uderzyć w most na Krymie", który łączy Rosję z ukraińskim półwyspem, który zajęła i zaanektowała w 2014 roku.

Uczestnicy rozmowy wydają się również omawiać możliwą dostawę pocisków manewrujących Taurus do Kijowa, co Scholz publicznie stanowczo odrzucił. Rozmawiają także o szkoleniu ukraińskich żołnierzy i możliwych celach wojskowych. Kijów od dawna wzywa Niemcy do dostarczenia mu pocisków Taurus, które mogą dosięgnąć celów oddalonych nawet o 500 km.

Scholz, przemawiając podczas wizyty w Rzymie, nazwał potencjalny przeciek "bardzo poważnym" i powiedział, że jest on "obecnie wyjaśniany bardzo ostrożnie, bardzo intensywnie i bardzo szybko".

Ambasada Rosji w Berlinie nie odpowiedziała w sobotę na wysłaną pocztą elektroniczną prośbę o komentarz w sprawie zarzutów o możliwe szpiegostwo. Rzecznik rosyjskiego MSZ powiedział w piątek w mediach społecznościowych: "Żądamy wyjaśnień od Niemiec", bez wyszczególniania swoich konkretnych obaw.