Michalkiewicz: W takt kremlowskich kurantów (FELIETON)
Nie ma rady, chyba trzeba będzie podjąć radykalne decyzje, może nawet decyzję o ostatecznym rozwiązaniu kwestii chrześcijańskiej, a zwłaszcza – katolickiej. Może jeszcze nie teraz, bo teraz premier bezcennego Izraela Beniamin Netanjahu jeszcze bije się z myślami, jakby tu dokończyć operację ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej w Rafah, żeby z jednej strony doprowadzić do zakończenia, ale jednocześnie – by nie zaszkodzić prezydentu Józiowi Bidenowi w kampanii prezydenckiej, nad którą – jak to w demokracji – unosić się muszę gęste opary obłudy.
Konkretnie chodzi o to, by kule i pociski, przy pomocy których dokona się ostatecznego rozwiązania, miały prawidłowe kalibery, bo wtedy nikt nie będzie mógł powiedzieć, że prawa jakichś człowieków zostały naruszone. Ale nawet i teraz nic nie szkodzi, by się zastanowić, w jaki sposób doprowadzić do ostatecznego rozwiązania kwestii katolickiej – a jak już stosowne programy pilotażowe zostaną obmyślone, to można będzie trzaskać.
Tym bardziej, że nie trzeba specjalnie nic nowego wymyślać, bo starsi i mądrzejsi w Ameryce nie tylko już wszystko obmyślili, ale nawet stosowny plan wprowadzili w życie. Wyjaśnił to w audycji telewizyjnej sam pan red. Tomasz Terlikowski, robiący za katolika zawodowego, a przy okazji dorabiający sobie w mediach powiązanych ideowo, a może nawet finansowo z "Gazetą Wyborczą". W rozmowie z udziałem pana Cezarego Michalskiego, który najpierw biegał za konserwatystę, a potem zbiskurmanił się na lewicy, pan red. Terlikowski przypomniał, że kilkanaście diecezji katolickich w Ameryce zbankrutowało w konfrontacji z tamtejszym przemysłem molestowania. Jak tylko się okazało, że z molestowania można wydostać szmal, natychmiast mnóstwo osób zaczęło sobie przypominać, że “me too!” - znaczy się - że były molestowane. Tamtejsze niezawisłe sądy zastosowały zasadę odpowiedzialności zbiorowej, w myśl której, za figle duchownego molestanta materialnie odpowiadają Bogu ducha winni parafianie, którzy nikogo nie molestowali. Jak wiadomo, słuszna myśl, raz rzucona w powietrze, prędzej, czy później znajdzie swego amatora. Żeby prawdziwa zasługa nie zginęła w mroku niepamięci, wypada przypomnieć, że zwolennikiem zasady odpowiedzialności zbiorowej był w czasach nowożytnych przywódca socjalistyczny Adolf Hitler. Wprawdzie “obawiając się sądu zagniewanego ludu” - jak to wyraził inny zwolennik zasady odpowiedzialności zbiorowej Józef Stalin – musiał on się zastrzelić, ale jego myśl znalazła kontynuatorów nie tylko w Związku Radzieckim, ale i w Ameryce, a skoro w Ameryce – to i w naszym, sojuszniczym bantustanie. Żeby nie być gołosłownym, muszę przypomnieć postać pani sędzi – oczywiście niezawisłej – Anny Łasik, ze znanego na całym świecie z niezwisłości Poznania, która z powodzeniem zasadziła tę zasadę na gruncie tubylczym. Wydaje ona teraz plon stokrotny w kolejnych niezawisłych sądach, do których jedna przez drugą tłoczą się ofiary w nadziei rozwiązania sobie dzięki temu problemów socjalnych. Jak tak dalej pójdzie, to i tubylcze diecezje też pójdą z torbami, zwłaszcza gdy ich odrynariusze nie będą słuchali się pana red. Terlikowskiego, co to nieubłaganym palcem pokazuje im właściwą drogę: samokryki i czynnego żalu.
Więc kiedy na jednym odcinku frontu ideologicznego uwija się pan red. Tomasz Terlikowski, na odcinku politycznym osoby powiązane z “Gazetą Wyborczą” dokonały ostatnio wielkiego odkrycia. Może ono nie takie znowu wielkie, bo już po sugestii papieża Franciszka, by Ukraina zdobyła się na odwagę negocjacji, sprawa została prawidłowo oświetlona – że mianowicie ten cały papież Franciszek politycznie idzie na pasku Kremla, a w ogóle – jak przypomnieli panowie Obirek i Nowak, którzy viribus unitis nieubłaganym palcem dźgają Kościół katolicki w chore z nienawiści oczy - że ten cały Jorge Mario Bergoglio, kiedy jeszcze nie był papieżem Franciszkiem, to dokazywał z argentyńską juntą (“Junta- juje” - jak pisał Janusz Anderman, co to wprawdzie ma talent, ale mały) generała Rafała Videli. Słowem – pryncypialnie go zlustrowali. Jak dokazywał z juntą, to dlaczego nie ma dokazywać z Kremlem? Co prawda pan red. Michnik też dokazywał z zimnym ruskim czekistą Putinem w Klubie Wałdajskim, ale to zupełnie co innego. Czysty typ nordycki i bez mydła jest czysty - mawiali SS-mani - i ta zasada się przyjęła również w innych środowiskach, które normalnie SS-manów pryncypialnie potępiają.
Toteż bez wielkiego zdziwienia odnotowujemy odkrycie “Gazety Wyborczej”, że na czele “lobby antyaborcyjnego” w Europie, a może nawet i na świecie stoi Kreml. Oczywiście nie dlatego, by przejmował się “zygotami” - bo “zygoty” obchodzą zimnego ruskiego czekistę Putina tyle, co zeszłoroczny śnieg, tylko – żeby sypać piasek w szprychy rozpędzonego parowozu dziejów, który znękaną ludzkość, pod przewodem starszych i mądrzejszych, wiezie ku swietlanej przyszłości. Jak wyjaśnił legitymujący się pierwszorzędnymi korzeniami pan prof. Paweł Ehrlich z Pensylwanii, świetlana przyszłość ma polegać na tym, że światowa populacja zostanie zredukowana najwyżej do miliarda osobników, żeby – po pierwsze – zrobić miejsce, znaczy się – Lebensraum dla innych gatunków – czego domaga się zaprzyjaźniona z Judenratem Pracownia Na Rzecz Wszystkich Istot – a po drugie – żę trzeba przecież zostawić trochę głupich gojów, którym można by pożyczać pieniądze na wysoki procent. Tak bowiem doradził starszym i mądrzejszym sam Stwórca Wszechświata: “Będziesz pożyczał innym narodom, a sam od nikogo nie będziesz pożyczał. Będziesz panował nad innymi narodami, a one nad tobą nie zapanują”.
To odkrycie wyjaśnia wszystkie meandry, jakimi ostatnio podąża papież Franciszek. Niby z jednej strony nie ma nic przeciwko błogosławieniu sodomczyków i gomorytek, prawidłowo ćwierkając, że nie chodzi o aprobatę dla “grzechu”, tylko – żeby nikogo nie “wykluczać” - ale kiedy przychodzi do aborcji, to zaraz staje dęba, podobnie jak cały Episkopat Polski – może z wyjątkiem Jego Eminencji Grzegorza kardynała Rysia, który – jeśli nawet w tej sprawie ćwierka tak samo, jak wszyscy, to przecież wcale nie dlatego, by naprawdę tak myślał, tylko w myśl zasady, że gdy wejdziesz między wrony – i tak dalej – ale in pectore myśli po swojemu, jak się należy. Tedy tym odkryciem za jednym zamachem podgarnął wszystkich wrogów klasowych na jedną kupkę: i Episkopat i Ordo Iuris i Konfederacja i kunktatorski były ojczyk Szymon Hołownia – wszyscy oni tańcują tak, jak zagra im na kremlowskich kurantach zimny ruski czekista Putin, który właśnie ośmielił się zostać prezydentem Rosji, chociaż ani pan red. Michnik, ani inne środowiska go nie zatwierdziły.
Stanisław Michalkiewicz
Źródło: SM