Rusza komisja ds. rosyjskich wpływów. Czego się spodziewać?

Powstanie tej komisji można odczytywać jako swoiste kuriozum. W końcu powołał ją Donald Tusk, który w poprzedniej kadencji Sejmu nie zostawiał na niej suchej nitki.
Za poprzedniej władzy media ironicznie nazwały komisję ds. rosyjskich wpływów „Lex Tusk” uznając, że powstała do ścigania Donalda Tuska. Teraz jej nowe wcielenie można więc określić jako „Lex Kaczyński”, bo ewidentnie jej celem jest dyskredytacja Jarosława Kaczyńskiego.
Nie tylko to jednak różni obie komisje. Poprzednia była komisją parlamentarną, obecna będzie rządową. Uważa się, że jest to wynik obstrukcji ze strony koalicjanta, Szymona Hołowni, który nie widzi sensu w tej komisji. W związku z tym w komisji zasiądą nie posłowie, ale „eksperci”. Jej prace nie będą jawne, wyniki więc są do przewidzenia. Raport ma powstać w ciągu dwóch miesięcy, więc zapewne już ktoś zaczął go pisać.
Do przewidzenia jest, że autorzy stwierdzą, że Jarosław Kaczyński i PiS są agenturą rosyjską. Pytanie tylko, kogo to przekona? Według sondaży, komisję popiera 40% Polaków, czyli wyborcy obecnej koalicji rządzącej. Przekona przekonanych, nie trafi do nieprzekonanych. Wygląda to na teatr dla żelaznego elektoratu, który i tak zagłosuje na Tuska.
Źródło: Interia