81. rocznica rzezi wołyńskiej. Pamiętajmy!
Zmowa milczenia nad zbrodniami na polskim narodzie jest jednym z podstawowych celów okupantów, tych formalnych, ale także tych pośrednich, którzy władają naszymi elitami. W różnych okresach naszej historii mieliśmy zbrodnie dobre do pokazywania w przestrzeni publicznej, ale także te które należało głęboko ukrywać.
O ile w czasach PRL-u pokazywanie prawdy o mordach OUN i UPA było poprawne politycznie, to pokazywanie ludobójstwa na ziemiach utraconych przez nas na wschodzie było zakazane lub głęboko cenzurowane, tak jak prawda o Katyniu. Po przemianach ustrojowych 1989 r. prawda o zbrodniach radzieckich, w tym o Katyniu stała się obszarem wiedzy, który trafiał do w szkołach podstaw programowych. Jednak nadal ludobójstwo na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej nadal było tematem nieobecnym, a w niektórych środowiskach politycznych rządzących Polską wprost zakazane.
Prawdziwy przełom w tym względzie nastąpił dopiero po publikacji w 2000 roku, dwutomowego dzieła Władysława i Ewy Siemaszko „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia”. Same zabiegi o wydanie tej pozycji trwały kilka lat, pomimo tego, że wówczas współrządziły Polską środowiska postsolidarnościowe.
Zasadniczy problem polegał na tym, iż działacze Związku Ukraińców w Polsce uzyskawszy w opozycji solidarnościowej bardzo duże wpływy, kontrolowali bardzo duże obszary przekazu politycznego w odniesieniu do polityki historycznej państwa. Już sam fakt przeforsowania kłamliwej i szkodliwej dla Polski uchwały Senatu RP z dnia 3 sierpnia 1990 r., gdzie uwypuklono element pomocniczy samej operacji wojskowej w postaci akcji przesiedleńczej jako element podstawowy. Należy podkreślić, iż, celem samej operacji „Wisła”, wyrażonym w rozkazie było „zniszczenie faszystowskich band UPA”. Zresztą kolejne próby potępień operacji „Wisła” odbywały się w kolejnych latach, chociażby w listopadzie 2012 r. w projekcie uchwały Sejmu RP za rządów PO, wspieranego przez posła mniejszości niemieckiej w Polsce. Sama akcja wspomnianych środowisk odniosła częściowy sukces, gdyż w przestrzeni społecznej funkcjonuje nazwa „Akcji „Wisła”, a nie operacji „Wisła”.
W tych warunkach w ukazanie się dzieła Władysława i Ewy Siemaszko, było swoistym taranem wyważającym wrota pamięci narodowej, gdyż wiele dotychczasowych, bardzo wartościowych pozycji wspomnieniowych oraz opracowań szerzej nie przebijało się do szerokiej opinii społecznej. W cytowanym dziele, w jego przedmowie profesor Ryszard Szawłowski wprowadził do obiegu naukowego nazwanie tego ludobójstwa „genocidum atrox”, czyli ludobójstwa okrutnego, które było pod względem barbarzyństwa i bezwzględności jego relatywizowania i zaprzeczania „przewyższające” ludobójstwo radzieckie i niemieckie.
W walce o przywrócenie do pamięci narodowej Polaków ludobójstwa nazistów ukraińskich przez lata stały naprzeciw interesy Anglosasów, którzy wykorzystywali wielu byłych zbrodniarzy do walki z ZSRR np. Mykoła Łebeda, jednego z inicjatorów mordów na Wołyniu, który później przez wiele dziesiątków lat pracował dla CIA. Innym wątkiem blokowania terminu „ludobójstwo” dla nazwania tych zbrodni była polityka Izraela, który stał na stanowisku, iż jedynym ludobójstwem w czasie II wojny światowej był Holokaust i należy zwalczać wszelkie próby nazwania tym terminem innych zbrodni.
Dzisiejsze państwo ukraińskie, którego elity są przesiąknięte ideologią ukraińskiego nazizmu także dba i pilnuje, aby na świecie propagować wypaczony obraz formacji kolaborującymi z Niemcami w czasie II wojny światowej jako bojowników z komunistyczną Rosją, jednocześnie przemilczając ich zbrodnie w stosunku do ludności cywilnej. Nieżyjący już badacz nazizmu ukraińskiego, profesor Wiktor Poliszczuk (z pochodzenia Ukrainiec) oszacował, iż formacje ukraińskie zamordowały około osiemdziesięciu tysięcy Ukraińców, którzy nie podporządkowały się ich dyrektywom lub pomagały Polakom.
Należy przypomnieć, iż już rok wcześniej przed rozpoczęciem na Wołyniu ludobójstwa ludności polskiej tj. w 1942 r. około 1 400 policjantów niemieckich wspieranych przez ok. 12 000 policjantów ukraińskich w służbie III Rzeszy doprowadzili do unicestwienia 150 000 wołyńskich Żydów. To właśnie na tych mordach ukraińscy naziści w służbie Niemiec nauczyli się sposobów dokonywania masowych zabójstw, współuczestnicząc w Holokauście, czyli śmierci 98% Żydów wołyńskich. Właśnie ci mordercy na początku 1943 r. w liczbie ok. 5000 zasilili oddziały UPA przekazując innym bandytom swoje doświadczenia.
Jak pisze inny ukraiński historyk mieszkający w Kanadzie Ivan Katchanovski o polityce władz Ukrainy „Jednym z głównych powodów tego stanu rzeczy jest polityka pamięci, ponieważ nazistowskie masowe egzekucje ok. 20 000 Żydów z Włodzimierza Wołyńskiego były przeprowadzane przy pomocy milicji utworzonej przez OUN(b) w lecie 1941 r., a od końca 1941 r. do początku 1943 r. – przy pomocy policji, której większa część wiosną 1943 r. przeszła do UPA”. I dalej wspomniany autor pisze „Zaangażowanie kierowników i członków Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów w nazistowskie zbiorowe mordy nie tylko nie jest badane, lecz także jest objęte zmową milczenia, albo nawet podlega zafałszowywaniu, przede wszystkim na historycznym zachodnim Wołyniu. świadczy o tym na przykład odkrycie w latach 2011 i 2012 we Włodzimierzu Wołyńskim i częściowa ekshumacja mogił zbiorowych, w których dotąd znaleziono szczątki ok. 750 osób, a pochowano znacznie więcej. Dominującą teorią stało się hipotetyczne założenie, że był to podobny do Katynia zbiorowy mord popełniony przez NKWD w latach 1940 lub 1941 na polskich jeńcach wojennych. Politycy, eksperci i dziennikarze z obwodu wołyńskiego wykazali się prawie całkowitą publiczną jednomyślnością, że znaleziono szczątki Polaków zamordowanych przez sowiecką tajną policję”.
dr hab. Andrzej Zapałowski
To fragment artykułu z lipcowego numeru Moja Rodzina. Zachęcamy do kupienia pisma.
Źródło: Moja Rodzina