Markowski: Afrykanie nie zapomną tego Ukrainie (FELIETON)
Są rzeczy których robić nie warto. Ponieważ z jednej strony mogą przynieść pewne zyski, ale z drugiej spowodują o wiele większe straty. I to często w zupełnie innej dziedzinie. Ostatni wyczyn ukraińskiego wywiadu, czyli wsparcie tuareskiej partyzantki oraz Al Kaidy Islamskiego Magrebu przeciw armii malijskiej wspieranej przez rosyjskich najemników z dawnej Grupy Wagnera było sukcesem. Zginęło coś około setki Rosjan i co najmniej pół setki Malijczyków. Nie licząc rannych, wziętych do niewoli i zniszczonego sprzętu. Militarnie był to sukces, ale politycznie i dyplomatycznie to nawet nie jest klęska, to jest katastrofa.
Wspominałem ostatnio o tym, że Ukraina wkurzyła pół Afryki. Pisałem także o tym, że państwo bezpośrednio zainteresowane, czyli Republika Mali kazała im zabrać swoich „dyplomatów” ze swojego terytorium. Teraz powrócę do Ukraińców i Rosjan w Afryce, chociaż ten temat zszedł na dalszy plan na skutek ukraińskiego wjazdu pancernego do obwodu kurskiego w Rosji.
Musieli się pochwalić...
Widziałem ostatnio pewną rosyjską komedię znaną pod tytułem „Nasza Rosja. Jaja losu”, lub w innej wersji „Jaja Czyngis-Chana”. I tam był pewien miliarder, przy którym inni miliarderzy byli, jak żebracy (miał nawet szczerozłotą anatomiczną muszlę klozetową spłukiwaną łzami zazdrośników). Wszyscy zachodzili w głowę skąd on był tak bogaty. Dlatego zapraszał do siebie wszystkich którzy byli tym zainteresowani, pokazywał im pewne artefakty, które były źródłem jego sukcesu finansowego. A potem kazał swojemu asystentowi o ksywie „Bizon” dokręcić do tłumika pistolet i gości likwidować. W ten sposób wykończył wszystkich rodzinę, znajomych, a nawet znajomych znajomych znajomych z Naszej Klasy. Jednak nie mógł poprzestać procederu, ponieważ bardzo chciał się pochwalić. Czemu o tym piszę? Ponieważ tak samo jest z Ukrainą. Skala odlotu ichniej propagandy powoduje, że oni też za każdym razem, gdy coś im się uda muszą i przede wszystkim bardzo chcą się tym pochwalić. Tak było i tym razem. W efekcie ukraińska dyplomacja najpierw została objechana przez ministerstwo spraw zagranicznych Senegalu, a później Republika Mali zerwała z Ukrainą stosunki dyplomatyczne. Teraz doszedł jeszcze Niger.
Jak podała „Ukraińska Prawda”: „Republika Mali niespodziewanie ogłosiła w niedzielę, że zrywa stosunki dyplomatyczne z Ukrainą. Decyzja ta została podjęta w związku z rzekomym wsparciem Kijowa dla rebeliantów, którzy niedawno rozbili kolumnę malijskich wojskowych i rosyjskich najemników z tak zwanej Grupy Wagnera. (…) Malijski rząd w niedzielnym komunikacie oskarżył Ukrainę o wspieranie terroryzmu w Afryce, w szczególności w Mali, naruszanie suwerenności kraju, agresję na Mali oraz naruszanie prawa międzynarodowego, w tym Karty Narodów Zjednoczonych. W związku z tym Mali postanowiło zakończyć ze skutkiem natychmiastowym stosunki dyplomatyczne między Republiką Mali a Ukrainą”. W sumie „Prawda” raz napisała prawdę – tylko skąd to „niespodziewanie”. A „rzekomym wsparciem” pochwalił się rzecznik waszego wywiadu i ambasador w Senegalu.
Taktycznie zwycięstwo strategiczna porażka
Od razu minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow odbył telefoniczną rozmowę z malijskim ministrem spraw zagranicznych, Abdoulaye Diopem. Ten drugi poinformował, że „obie strony zdecydowały podjąć wspólną walkę ze sponsorami terroryzmu”.
Wkurzyli pół Afryki
W sumie Ukraińcom udało się wkurzyć pół Afryki, przynajmniej tej, dla której Rosja i jej zbrojne grupy najemników są sposobem na uniezależnienie się od bycia koloniami francuskimi i amerykańskimi. Dlatego zabawy Ukrainy w Afryce (Mali, Sudan) i na Bliskim Wschodzie (Syria) są odbierane, jak działania na rzecz Francuzów i Amerykanów, a wykonywane rękoma ukraińskiego wywiadu i wojsk specjalnych. Tak więc zabicie blisko setki wagnerowców to będzie pyrrusowe zwycięstwo, które w wymiarze strategicznym, a nawet operacyjnym jest klęską, chociaż to taktyczny sukces. I to bardzo duży sukces. Tylko, że to jest pyrrusowe zwycięstwo. Kto pamięta „Ojca chrzestnego”, a konkretnie jej pierwszą część (zarówno książkę, jak i ekranizację) ten może pamięta wojnę mafijną, która się wybuchła po zranieniu ojca rodziny Corleone. I działania jego syna Sonnego, który był taktycznym geniuszem, ale nie potrafił spojrzeć na całokształt z poziomu operacyjnego, a tym bardziej strategicznego. Co doprowadziło do krwawej rzezi. W efekcie sam wydał na siebie wyrok śmierci.
Sukces Tuaregów i Al-Kaidy będący wynikiem wsparcia ukraińskiego wywiadu (a być może także ich grup wojsk specjalnych – co byłoby już jawnym wypowiedzeniem wojny Republice Mali) tym ostatnim będzie się odbijał czkawką przez całe lata. Ukraińcy postanowili się pobawić w globalną politykę i prędzej, czy później dostaną po łapach. Wsparli bowiem grupę terrorystyczną przeciwko legalnemu (co z tego, że mocno nieudolnemu) rządowi.
Zdzisław Markowski