Kowal: Lud świętuje, despota cierpi (FELIETON)

0
0
8
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne / https://www.flickr.com/photos/thomas-n/3175353312

To się nie mieści we łbie. Polacy chcą obchodzić święto narodowe! Obrzydliwi, brr.., nacjonaliści. Niestety, są ich setki tysięcy. Ba, miliony. Wylegają na ulice miast z biało czerwonymi materiałami na kiju, i drą pysk. Do tego ryczą jakieś faszystowsko - kościelne pieśni, a nawet – o zgrozo! – prowadzają ze sobą kupę dzieciarni.

A tyle żeśmy ciemnocie tłumaczyli, że jest zaszczytem być Europejczykiem, a bzdurą i zacofaniem – trzymać się gadki szmatki, że Polska, że Naród, że jego przeszłość i bohaterowie. Ale i na nich jest sposób. Stanąć murem! Zakazać! Nie pozwolić aby się snuli po naszej europejskiej stolicy niczym błędne owce! Kiedyś przykładowy porządek z takimi umieli zrobić bitni aktywiści sprowadzeni z Niemiec. Aż miło było patrzeć jak przy Nowym Świecie dzielni potomkowie gestapo dają wycisk facetowi, który bezczelnie dzierżył flagę w dwa pasy: biały i czerwony. Tym razem wspaniały towarzysz walki o wszecheuropejskość, sam prezydent stolicy zarządził z błyskiem zdecydowania w oku: Żadnych marszów! Łapy nacjonalistów precz od Warszawy! A jak kto nie posłucha, gorzko pożałuje.

Koniec końców, chociaż z wielką niechęcią, i on musiał ustąpić. Widać ktoś mu tam szepnął w jego eleganckie ucho: Rafał, teraz odpuść a potem damy im łupnia. Przez to wszystko znów natarły na stolicę wielotysięczne tłumy pospólstwa z każdego kąta Polski, by zamienić ulice w dziwne biało-czerwone rzeki. I kto to potem będzie sprzątał?

Tylko dziwić się można, że widownią podobnych nacjonalistycznych ekscesów są tak liczne kraje. I – niesamowite! – nikt tam tego nie zakazuje. Machnąć ręką na Amerykę, bo oni i tak żyją po swojemu. Mają tam fioła na punkcie tzw. Niepodległości i co rok 4 lipca szaleją na jej cześć. Pochody, występy, ryki i wrzaski gawiedzi. Tfu! Dziwią też, że aż spać z nerwów nie możemy, podobne wygibasy w… Chinach! Oni też odwalają tam święto narodowe.

Żeby jeden dzień, jeszcze dałoby się znieść. Ale zrobili sobie od 1 października tzw. Złoty Tydzień, cały wolny od pracy i do tego hucznie fetowany. Wstyd, towarzysze. Towarzysz Mao przewraca się w grobie.

Jednak Azja daleko, więc niech się sobie powygłupiają. Ale w Europie? U nas? Jest gorzej, niż myślicie. Tu zaraza nacjonalizmów narodowych rozpełzła się, i to już dziesiątki lat temu, nawet po krajach ukochanej Unii. No bo patrzcie na taką choćby Francję. Wiadomo, że oni tam uwielbiają zabawić się, boć zawsze to okazja do pobalowania. Każdego 14 lipca parada wręcz goni paradę. Pola Elizejskie to jeden wielki lunapark. Żołnierze maszerują, od Marsylianki aż uszy puchną. Oj, przydałby się im taki Rafał z Warszawy, wzorcowy wróg nacjonalistów, także i tych, co chowają swoje niecne postępki za krzyżem. Z krzyżem sobie poradził. Zakazał go. Niby potem odwołał, ale co zrobił, to zrobił. Mamy nadzieję, że ów niezwykły człowiek jednak zostanie prezydentem Polski i w końcu da ostro popalić kościołkowym.

Ale nie koniec na tym rozpączkowanych nacjonalizmów europejskich. Weźmy takie Włochy. Oni to już prawdziwego bzika mają na temat narodowych uroczystości. 25 kwietnia obchodzą coś, co nazywają Świętem Republiki. Co światlejsi postępowi Rzymianie zmuszani są do oglądania wielkiej narodowej defilady. A żeby gawiedzi dogodzić, na trybunie sterczy cały włoski rząd, z premierem i prezydentem. Oj, upadli nisko niektórzy nasi towarzysze.

Kolejnym krajem, który wpuszcza do siebie opary nacjonalizmu, jest niegdyś pięknie czerwona Hiszpania. Ba, nawet bezwstydnie szczycą się tą swoją nadzwyczajną paradą wojskową, która 12 października, w tzw. Dzień Hiszpanii ściąga do Madrytu tysiące gapiów. Żeby temu paskudztwu nadać blasku, wysługują się królem, który musi w paradzie uczestniczyć. Jakby i tego było mało, wszyscy się cieszą, tańczą, śpiewają, piją. Jak to Hiszpanie…

Nie dziwi więc postawa prezydenta Warszawy, którego ta nacjonalistyczna ohyda musi przyprawiać o ból głowy i całego ciała. Cierpi, jak tylko cierpieć może podobny mu kieszonkowy mini- despota, podnóżek wpadającego w furię dyktatora, którego lud nie chce słuchać na kolanach i lekce sobie waży, co ten ma do powiedzenia. Tak, wiem, zabrzmiało to brzydko, wręcz anty-Rafałowo, ale to wszystko przez złość, że jednak do Marszu Niepodległości dopuścił. Rafał, popraw się. Dajemy ci czas. Odliczanie już się zaczęło. Raz, dwa…

Anna Kowal

 

 

 

 

 

 

lud

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną